• 17 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Dlaczego nic nam się nie chce chcieć w tym zakłamanym kraju?

    • By krakauer
    • |
    • 11 stycznia 2014
    • |
    • 2 minuty czytania

    Społeczeństwo polskie jest wyjątkowo trudne w rządzeniu, o wszystko obwinia własny rząd, ewentualnie rządy cudze, ale retrospekcji, poszukiwania własnej odpowiedzialności za własny los, za miejsce w którym się jest – nie było, nie ma i chyba nie będzie. Winne są temu przede wszystkim elity, które przyzwyczaiły ludzi do trwania w stanie biernego oczekiwania, który nazywają normalnością, jednakże z normalnością nie ma to nic wspólnego. Ponieważ żyjemy w totalnie, abstrakcyjnie zakłamanym kraju, w którym ludzie chociaż są inteligentni – to godzą się na życie w „polskim matriksie”!

    Nasza demokracja nie uzyskała możliwości sterowania skalą natężenia matriksu. Żyjąc w wirtualnym świecie wybieramy rzeczy po najmniejszej linii oporu lub przypadkowo. Wybieramy przykładowo – idiotów i skończonych d….i – przeważnie jako polityków. Polki Katoliczki przerywają ciąże, a ich mężowie też Katolicy – zwyczajowo siadają po pijanemu za kierownicę. Dzieci tych ludzi, idą na studia nazywane wyższymi, gdzie uczą się dekorowania kanapek pastą jajeczną, a gdyby tego było mało – pracę licencjacką kupują na popularnym serwisie internetowym, od ludzi często zwanych profesorami.

    Władza troszczy się tylko i wyłącznie o podtrzymanie pozorów, bo w matriksie tylko pozory się liczą. Realna rzeczywistość została zastąpiona nadrzeczywistością, podrzeczywistością i innymi niszowymi rzeczywistościami, w których bardzo wielu osobom niesłychanie wygodnie się żyje, w pełnym bezpieczeństwie socjalno-ekonomicznym. Cenę za to płaci dominująca większość, która zgodnie z prawami narzuconego neoliberalnego ludobójczego kapitalizmu zaczęła ograniczać swoją liczebność o osobników, którzy stąd uciekli, korzystając z wolności i o tych, którzy się nie narodzili i się nie narodzą, ponieważ ich potencjalnych rodziców na to nie stać, żeby sfinansować ich zaistnienie.

    Nikt nie dba o dążenie do równowagi społecznej i ekonomicznej, co gwarantuje stabilny, stopniowy rozwój i oczywiście przetrwanie całego posiadanego potencjału, a nie jego idiotyczne trwonienie, dla zagwarantowania wygody i luksusów elit. Jednakże w tym jest pewna metoda, ponieważ nasze elity, nie odpowiadają przed społeczeństwem, ale przed swoimi zagranicznymi mocodawcami. To zdecydowanie wychodzi mocodawcom taniej niż pilnowanie tubylczej ludności za pomocą własnych nadzorców. Możemy się zgodzić na sumaryczną równowagę w układzie ponadnarodowym, na który mamy „jako taki”, nawet w większej części pozorny ale jednak wpływ – czyli Unię Europejską. Jednakże nie możemy się dalej godzić na rabunkową globalizację, której efektem pobocznym lub zamierzonym będzie trwałe ograniczenie naszego potencjału ludnościowego. Zrównoważony rozwój to taki, w którym wszyscy spełniający pewien podstawowy standard, mają mniej więcej równe szanse na starcie. Tymczasem Polacy są skazani nie tylko na szklany sufit, ale na brak możliwości dobudowania wyższych pięter, czy też przyległych komórek. Uniemożliwia to sam system na jaki się zgodziliśmy i który gwarantują nasze „post Okrągło Stołowe” elity.

    Mamy tu do czynienia z podwójną blokadą i dyktaturą miernot. Zachodni właściciele blokują rozwój naszego kraju, uniemożliwiając budowanie podobnych do ich struktur społecznych i gospodarczych. A ich lokalni sługusi, czyli nasze parszywe elity – wszelkimi metodami dbają już o to, żeby blokować dostęp do awansu poprzez swobodny rozwój. Odbywa się to na wielu płaszczyznach w pierwszej kolejności chodzi o niewolniczą mentalność przez ogłupienie d……ą pseudo kulturą masową, za której licencje jeszcze płacimy także, z publicznego abonamentu RTV (czyli parapodatku). W drugiej kolejności mamy ograniczony dostęp do edukacji w rozumieniu zdobywania wiedzy, umożliwiającej kreowanie wartości, poprawę jakości i efektywności w znaczeniu klasycznej prakseologii. Tego nie gwarantuje polska szkoła, w której jest więcej religii i konformizmu niż matematyki i informatyki, ani polskie studia, gdzie studenci płacą za możliwość ogłupiania się, a dyplom jest fikcją legalizującą cały proceder instytucjonalnego ogłupiania i prania mózgów. To, że państwo na to pozwala jest dowodem, na takie a nie inne ustawienie systemu przez rządzącą elitę. Elitę miernot.

    Gdyby jednak komuś się udało wydobyć na niezależne, kreatywne myślenie, to już nasza sfera publiczna jak np. służba zdrowia postara się, żeby sprowadzić go poziomu walki o egzystencję już po pierwszym poważniejszym z nią kontakcie. Ewentualnie, nawet jeżeli odsiedzimy karę w więzieniu, to i tak państwo może przedłużyć ją nam w zakładzie psychiatrycznym na dowolnie długi okres. Dla szczególnie niepokornych siepacze systemu, mają metody sprawdzone przez ich anglosaskich instruktorów na wielu biednych społeczeństwach, pozwalające na wydobycie z ludzi skrajnego ostracyzmu, wobec fałszywie pomawianych i oskarżanych jednostek. Wielu opozycjonistów pod koniec PRL-u było przedstawianych swoim sąsiadom jako pedofile, narkomani i złodzieje. Dzisiaj, można wsadzić każdego za znalezione w jego mieszkaniu narkotyki lub pornografię na dysku twardym jego komputera. Nie ma w tym nic złego, jednakże kto weryfikuje oskarżycieli? Przypadek „Antykomora” i inne wyznaczyły nowe standardy braku zaufania do „demokratycznej” władzy.

    Na to wszystko nakłada się zniewolenie ekonomiczne, kiedyś pańszczyźniani chłopi pracowali od świtu do nocy przez sześć dni w tygodniu. Dzisiaj wolni ludzie pracując zgodnie z normami kodeksu pracy, mogą nie dostawać od pracodawców wypłat za nadgodziny, bo na to pozwala ostatnio znowelizowane prawo pracy. Natomiast praktycznie wszyscy zarabiają akurat, tylko tyle, żeby mogli mniej więcej opłacić koszty stałej egzystencji. Żeby byli zawsze zmuszani do oszczędzania na kulturze, edukacji, prokreacji, generalnie rozumianym rozwoju osobistym i wypoczynku, a także na jedzeniu.

    Najgorszą rzeczą w tym polskim matriksie może być to, że zaczniemy wierzyć w twierdzenia elit i ich najemnych sługusów, że to co mamy jest optymalnym wynikiem naszych starań, a zarazem kosztem 25-cio letniej transformacji. O 1000 szkół na 1000 lecie zniszczonego przez wojnę i przesuniętego terytorialnie PRL-u (1966) nikt nie chce pamiętać, gdy tymczasem dzisiaj szkoły wyremontowane lub wybudowane za m.in. unijne pieniądze przeznacza się na hurtownie alkoholu, bo są puste. I nikt nie zadaje pytania dlaczego tak się dzieje?

    Wszystko jest podlane sosem pozornego polsko-polskiego konfliktu, który zbudowano rękami osób prawdopodobnie chorych psychicznie w oparciu o majaczenia o jakiejś brzozie z wolframowo-tytanowym rdzeniem! Władza trzyma rząd dusz poprzez utrzymywanie ludzi w strachu, przed innymi… Polakami…

    Na zakończenie, w puencie intencją autora było napisanie czegoś o przyszłości. Niestety, tutaj nie ma przyszłości i nie będzie żadnej pozytywnej przyszłości, jeżeli się nie obudzimy – a czasu jest coraz mniej. Dlatego więc, pozostaje  nam tylko wiara.