- Społeczeństwo
Dlaczego ludzie boją się równouprawnienia środowisk LGBTQ?
- By krakauer
- |
- 11 marca 2013
- |
- 2 minuty czytania
Ludzie boją się równouprawnienia dla środowisk LGBTQ, ponieważ nie godzą się na afirmację tego typu postaw w relacjach społecznych, ze względu na głęboko zakodowany lek i strach przed innego typu aktem seksualnym. Zygmunt Freud powiedział kiedyś, że każda cywilizacja zaczyna się od ograniczania popędu seksualnego i ma to także znaczenie względem osób wyznających potrzebę zachowań innych niż heteroseksualne. Ograniczanie ich prawa do swobodnego uczestnictwa w cywilizacji jest próbą jej obrony przed nieuchronną zmianą jej priorytetów i paradygmatów. Nic się na to nie da poradzić, albowiem sprawa dotyczy najbardziej prywatnych i intymnych kwestii, które każdy rozumie i postrzega po swojemu. Nie zmieni się ludzkiej percepcji z dnia na dzień, zwłaszcza w tak delikatnych sprawach, stąd poglądy uznawane za homofoniczne są powszechne, tymczasem to nie do końca są poglądy homofoniczne, a jedynie naturalne postawy społeczne.
Podstawowym lękiem związanym z równouprawnieniem osób ze środowisk LGBTQ jest bariera wstydu – strachu przed obowiązkiem traktowania „pedalstwa” i „homosiów”, jako zjawisk i osób równouprawnionych, chociaż nie ma się na to najmniejszej ochoty, albowiem jak traktować „pedała”? Ustępować mu miejsca w środkach transportu publicznego? Co więcej jak reagować na interakcje z „nim”, czy podać mu dłoń? Czy w ogóle odpowiadać na zaczepki? Czy w momencie, gdy „jeden z nich” spróbuje adorować „heteryka” – należy się obrazić i dać w przysłowiową „mordę”? Jako naturalny odruch w obronie własnej godności – no, bo przecież nie godzi się, żeby „normalny” człowiek był przedmiotem homoseksualnych zalotów na ulicy lub gdziekolwiek – to totalne nieporozumienie przecież! W ten oto sposób myśli dominująca część heteroseksualnej męskiej większości. Do czego dodaje się modne kwestie uprawnienia do adopcji dzieci i inne tego typu kwestie społeczne – jak rozliczenia podatkowe i inne ze wspólnym pożyciem związane sprawy. Całość stanowi mieszankę nadzwyczajną – nie do zrozumienia dla zwykłych ludzi.
Dominująca większość społeczeństwa wyraża stanowisko podobne w konstrukcji do postawy pana Lecha Wałęsy, który toleruje obecność osób LGBTQ w społeczeństwie, jednakże jest przeciwny jakiejkolwiek ich afirmacji. W tym znaczeniu, zdaniem osób wyrażających tego typu postawy i zbliżone – środowiska LGBTQ same robią sobie krzywdę niepotrzebnie wywołując publicznie temat swojej seksualności, przez co wymuszają reakcję i zajęcie stanowiska przez „zdrową” większość. Jest przy tym oczywistym, że większość – wypowie się zgodnie z własnym paradygmatem, który zawsze będzie oznaczał ograniczanie praw mniejszości w jej mniemaniu – niesprawiedliwą, natomiast w oczach większości – każde ustępstwo będzie, – bo może być tylko – smutnym i ostatecznym kompromisem, za którym jest już tylko mur i ściana nietolerancji a nawet nienawiści.
Niestety uświadomienie sobie faktu, że jeżeli zezwoli się prawnie na zawieranie związków/małżeństw jednej płci to nie nastąpi żadna rewolucyjna zmiana – heretycy nie zaczną masowo porzucać żon, żeby „wstępować w związek” z kolegami z pracy! Mimo wszystko ludzie się boją, jak zawsze się bali czegokolwiek nowego i jedynie szczególne okoliczności zmuszały ich do przyjęcia za własne radykalnych rozwiązań łamiących schematy społeczne. Pamiętajmy o tym, że dopiero w drugim, ewentualnie w trzecim pokoleniu jesteśmy społeczeństwem miejskim, a korzenie naszego Narodu – zawsze były związane ze wsią, rządzącą się swoimi prawami, – kto czytał „Chłopów”, ten wie, o co chodzi, jeżeli ktoś nie czytał – niech koniecznie przeczyta, albowiem nadal wiele jest w naszym rozumieniu świata z rozumienia go przez „wspólnotę wiejską”, której punkt widzenia Reymont oddał prawdopodobnie najlepiej na łamach naszej literatury w całej jej historii.
Trudno jest też ocenić na ile zainteresowanie się naszych elit sprawami społeczności LGBTQ wynika z potrzeb ochrony praw człowieka i obywatela, a na ile z chwilowej mody, tworzącej bardzo nośny, niesłychanie wygodny i bardzo politycznie opłacalny temat zastępczy. Opłacalny, dlatego, ponieważ na omawianiu losu – często tragicznego tych ludzi można zbić bardzo łatwo kapitał polityczny, czego najlepszym przykładem jest sukces Ruchu Palikota. Ponieważ każda akcja wiąże się z reakcją, należy się spodziewać, że w następnych wyborach – politycy reakcyjni mogą próbować zbić kapitał afirmując stronę przeciwną, czyli deprecjonując jakiekolwiek kwestie pozytywne wobec LGBTQ. Takie jest prawo demokracji – nic się na to nie da poradzić, jednakże czy problemy osób LGBTQ to naprawdę najważniejszy – czy też jeden z najważniejszych problemów społecznych lub gospodarczych w tym kraju?
Są przecież liczniejsze grupy społeczne – wykluczone z udziału w życiu społecznym, kulturowym, wręcz w postępie cywilizacyjnym z powodów ekonomicznych, jednakże proponuje się im szczaw a nie realne rozwiązania na miarę państwa XXI wieku! Co w związku z tym? Jak wyważyć całość sporu w ten sposób, żeby wszystkie ważne kwestie, w tym także równouprawnienia osób LGBTQ, także znalazły się w głównym nurcie spraw publicznych a nie za przysłowiowym już „murem”? Niestety nie da się na to odpowiedzieć jednoznacznie, prawdopodobnie jedynym skutecznym lekarstwem na te sprawy może być tylko czas, co niestety będzie oznaczać cierpienie dla wielu ludzi, którym nasze państwo uniemożliwia to, co w ich mniemaniu powinno być im przynależne i „normalne”.