• 16 marca 2023
    • Polityka

    Deregulacje i reformy ugrzęzły – potrzebne planowanie w pięciolatkach

    • By krakauer
    • |
    • 06 lipca 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Szybko się okazało, że szumne plany deregulacyjne rządu, o reformatorskich nawet nie wspominając to fikcja. Do tej pory po prostu nic się nie udało. Taksówkarze rozrzucają setki rolek papieru toaletowego po miastach, sędziowie z zagrożonych likwidacją małych sądów podnieśli uzasadnione głosy sprzeciwu, rolnicy nawet nie chcą słyszeć o jakimkolwiek płaceniu za swoje przywileje, a o innych grupach społecznych też nie ma po co dywagować, bo w Polsce po prostu nie ma frajerów, którzy chcieliby się podłożyć rządowi pod nóż z uśmiechem na ustach.

    “Piłkoszał” się skończył i niestety nie jest dobrze, okazało się że wiele spraw uległo pogorszeniu, np. tak banalna kwestia jak ochrona zdrowia i odpłatności za działanie systemu, która co prawda nigdy nie była mocną stroną naszej formacji państwowej, ale to co obserwujemy w tej chwili to już niekontrolowany upadek. Państwo się wycofuje z finansowania świadczeń zdrowotnych. Recepty są coraz rzadziej refinansowane i w coraz mniejszym stopniu. Profilaktyka i zapobieganie chorobom w zasadzie dogorywa, światem medycznym targają liczne skandale związane z bardzo wysokimi kontraktami dla „swoich”, pomijaniem reszty i przy zupełnej krzywdzie pacjentów. Skala zaniedbań przekracza możliwość absorpcji systemowych nonsensów przez społeczeństwo. Zwłaszcza jak się pojawiają takie kwiatki jak wysokość cen za przejazd nowo wybudowanymi z pieniędzy podatników. Ludzie tego w dłuższej perspektywie nie wytrzymają, albowiem nagle się okazuje, że ci co są uprzywilejowani – mają swoje przywileje, a ci co płacą muszą płacić. Podkreślmy, tylko płacić, albowiem korzyści i przywileje czerpią głównie inni.

    Czeka nas droga przez mękę, jeżeli chcemy przejść suchą nogą przez rozlewający się kryzys. Bez głębokich zmian strukturalnych nie ma możliwości sprostać wyzwaniom rzeczywistości, ponieważ najzwyczajniej zabraknie nam pieniędzy. Wraz z dławiącą się w wyniku zatorów gospodarką, coraz bardziej będzie się kurczyć baza podatkowa, ponieważ mniej pieniądza w obiegu, jak również jego wolniejszy obieg – spowoduje, że popyt konsumpcyjny zmniejszy się radykalnie, a wówczas już nic nie będzie uzasadniało ponoszenia nakładów inwestycyjnych przez firmy.

    Skutecznym sposobem na uodpornienie kraju na problemy, byłyby bardzo głębokie i niepopularne reformy, które obecny rząd zapowiedział w sposób niezwykle ostrożny i wyważony. Jednakże, nawet w tak ograniczonym jak zapowiedziany zakresie i w tak wyważony sposób ich nie wprowadza. Prawdopodobnie najbardziej boli porażka deregulacyjna rządu, ponieważ te zmiany dotyczą podstawowych zakresów wolności.

    Jeżeli rząd się nie spodziewał, że jego reformatorskim zabiegom nie będzie towarzyszyć reakcja, opór lub totalny sabotaż to znaczy, że nie ma żadnych kompetencji do rządzenia tym krajem.

    Prawdopodobnie problemem jest to w jaki sposób rząd przedstawia społeczeństwu konieczność reform. Z jednej strony konieczność wynikająca z ograniczeń finansowych, a z drugiej strach przez wybuchem powszechnej paniki i zmianami w zachowaniach ludzi, czyli wywołaniem samospełniającej się negatywnej przepowiedni, jeżeli zacznie się mówić ludziom prawdę.

    W tej bez wątpienia trudnej sytuacji decyzyjnej, można zalecić co najwyżej skupienie się na czymś konkretnym, stosunkowo symbolicznym, zgodnie z mechanizmem przygotowań do Euro 2012, przecież to nie było nic innego niż plan pięcioletni! Jeżeli tylko takie formułowanie zadań i myślenie projektowe jest skuteczne, to generalnie trzeba wyznaczać stale cele polityczne, ekonomiczne i społeczne, określać harmonogram i je rozliczać. Jeżeli sprawdziło się w przypadku Euro 2012, to dlaczego miałoby się nie sprawdzić w ogóle na innych płaszczyznach? Przecież wszystko co robimy jest dla nas, nikt nie będzie pracował gorzej, tylko dlatego ponieważ nie ma jakiejś mniej lub bardziej rozreklamowanej imprezy!

    Nie może być tak, że ze względu na długość kadencji rządu nie da się w kraju wykonać żadnej poważniejszej inwestycji, wymagającej poważnego zaangażowania państwa, a jedynie wstyd przed międzynarodową kompromitacją wymusił na nas mobilizację. Polacy naprawdę potrafią pracować. Problem jest w tym, jak marnie są zarządzani.