- Społeczeństwo
Demonstrujący dzisiaj to jeszcze nie jest szczyt społecznego oburzenia
- By krakauer
- |
- 14 września 2013
- |
- 2 minuty czytania
Ciężko zauważyć, ale dzisiaj demonstrują ci co mają pracę! Na protesty do Warszawy przyjechali członkowie i członkinie doskonale zorganizowanych i posiadających finansowanie ze składek – związków zawodowych. Z pewnością jest wśród nich sporo rencistów, emerytów a także osób bezrobotnych, jednakże to nie jest demonstracja osób wykluczonych długotrwałym bezrobociem. Czy w ogóle ktoś kiedyś widział w Polsce dużą zorganizowaną manifestację bezrobotnych? Pomijając pewną organizację inspirowaną swego czasu – zawsze demonstrują pracownicy, no bo taka jest idea protestu związków zawodowych.
W sensie czysto formalnym mamy zatem demonstrację i protest ludzi pracy, można posłużyć się językiem Marksa – to awangarda świata pracy pokazała nam w Warszawie siłę. Ci ludzie uzurpują sobie prawo do wyrażania opinii w imieniu społeczeństwa, po prostu w imieniu mieszkających i żyjących w Polsce ludzi.
Jednakże nikt nie zauważył, że pomiędzy pracującymi, emerytami a bezrobotnymi zieje przepaść społeczna i zachodzi istotny konflikt interesów będący wykładnikiem sytuacji ekonomicznej w zarysie kosztów pracy. Bezrobotni stanowią naturalną konkurencję dla pracujących na rynku pracy, a dla emerytów w zakresie dostępu do zasiłków i różnych form wsparcia, które mają jedno budżetowe źródełko. Pracujący zazdroszczą emerytom ich świadczeń, finansowanych z ich składek, albowiem mają pełną świadomość że jak oni będą emerytami – będą mieli niższą stopę zwrotu. Emeryci natomiast zupełnie słusznie mogą mieć za złe pracującym, że płacą tak małe składki, co przekłada się na lichość ich emerytur. Tych podziałów, czy też może bardziej sprzeczności interesów w tym układzie protestujących jest jeszcze więcej.
Jeżeli taką samą demonstrację przeprowadziliby młodzi zagniewani, z organizacji sympatyków klubów piłkarskich, młodzi bezrobotni i młodzi pracujący na umowach śmieciowych – być może przebieg manifestacji nie byłby tak uporządkowany, ale całość byłaby o wiele donioślejsza i wyrażałaby prawdę o społecznym bólu i nędzy napędzającej często radykalizm lub emigrację.
Co z pacjentami? Czy ktoś może sobie wyobrazić jakie wrażenie zrobiłaby w Polsce demonstracja ludzi chorych np. nowotworowo i ich rodzin (z oczywistych powodów)? Trudno sobie wyobrazić bardziej doniosłą demonstrację niż właśnie cichy protest ludzi, którzy cierpią i mają mniejsze szanse na życie nić pacjenci w innych krajach Europy, ponieważ rząd Polski nie dofinansowuje w sposób adekwatny do potrzeb służby zdrowia, w tym terapii szczególnych.
Co z osobami niepełnosprawnymi, które z wielu powodów w tym należących do rynku pracy, ale przede wszystkim z powodów architektonicznych są wykluczone z życia społecznego? Czy ktoś zdaje sobie sprawę jak ciężko żyje się samotnej osobie niewidomej?
Co z rolnikami? Proszę bardzo mamy grupę zawodową praktycznie zapomnianą przez państwo, dostają świadczenia pseudosocjalne – konserwujące złą strukturę własności i produkcji rolnej, ale nie mają szans na rozwój. Państwo Polskie nie ma żadnej polityki rolnej i żadnej polityki rolnej od lat nie miało. Czy rzucanie rolnikom dopłat bezpośrednich jako jałmużny oraz skłócenie ich ze społeczeństwem poprzez dotacje socjalne ma wystarczyć za atrapę polityki rolnej?
Co z ludźmi wierzącymi, którym niekoniecznie musi podobać się to co lansują media w kwestiach obyczajowych, czy też wprost atakując Sacrum? Czy ich protest pod szyldem popularnego u części wierzących radia – automatycznie nazwiemy „oszołomionymi” lub „moherowymi” i potraktujemy z lekceważeniem?
Może w końcu kiedyś kobiety się zbuntują żądając jednoznacznego i rzeczywistego równouprawnienia a nie jakichś genderowych idiotyzmów? Wyjdą na ulicę odmawiając pracy na dwóch etatach – dom, praca, praca dom?
Prawda że można sobie protestować? W zasadzie każda grupa społeczna w naszym kraju może mieć pretensje o swoje miejsce w rzeczywistości. Problem polega jednak na tym, że nie każdy jest w stanie te swoje prawa wyartykułować. Często wrogiem nie jest państwo, ale ukrywający się za jego ochroną kapitalistyczny krwiopijca, często zagranicznego pochodzenia – wykorzystujący ogólną sytuację w kraju i zaniżający wynagrodzenia? O nie, nie! Nie poddajmy się szaleństwu…