- Soft Power
Demokracja sterowana medialnie jest gorsza od dyktatury
- By krakauer
- |
- 02 listopada 2014
- |
- 2 minuty czytania
Demokracja sterowana medialnie jest gorsza od dyktatury, ponieważ ta druga niczego nie udaje, natomiast demokracja sterowana medialnie w najlepszym wypadku lekceważy część swoich uczestników, z innych robi psychicznie chorych, a jeszcze innych czyni wrogami wolności, czyli w domyśle samej siebie.
Mechanizmy propagandowe w demokracji sterowanej mediami są niepodważalnymi autorytetami odpowiedzialnymi za organizowanie około 90% życia publicznego. Samo uświadomienie sobie tego faktu jest przerażające, ale niestety tak jest – w życiu publicznym ma znaczenie to, co pokażą i napiszą media głównego nurtu, reszta rzeczywistości w najlepszym wypadku jest wyciszana, wygaszana i nie ma znaczenia. W przypadku, gdy główny nurt stwierdzi zagrożenie – dochodzi do ośmieszania, wymyślania idiomów, tworzenia sztucznej rzeczywistości i sztucznych oskarżeń, które przeważnie w sposób dorozumiany mają kierunkować percepcję opinii publicznej na określone fakty. Przy czym uwaga nie ma znaczenia, że część ludzi będzie wiedziała, że to pompowane brednie – liczy się główny nurt, a w głównym nurcie większość ludzi niczego nie analizuje i nie gromadzi informacji umożliwiających dochodzenie do prawdy. Po prostu ufają lub nie, tak czy owak przyswajają, ponieważ życie się toczy, dzieci się rodzą, starzy umierają, nikt nie ma czasu na semantyczne różnice lub toczenie sporów ze strażnikami słuszności. Zarazem system ma tak ustawione mechanizmy sterowania, że wręcz zachęca do nieuwagi i do „olewania” informacji. Liczy się przecież popieranie systemu, a nie jego rozumienie lub dobieranie się do jego modyfikowania jak dojdziemy do wniosku, że coś nam nie pasuje. Jesteśmy konsumentami, mamy pracować ze zgiętymi karkami i milczeć – ciesząc się z tego, że możemy uczestniczyć w systemie, bo podobno na przysłowiowej Białorusi mają gorzej…
Na wyjątkowo opornych jest system przymusu państwowego, który działa dalej zgodnie z zasadami pokaż mi człowieka, a dopasujemy do niego paragraf. Gnojenie jednostek w demokracji sterowanej medialnie jest doprowadzone do perfekcji, zwłaszcza jak ma się rodzinę, jest się uzależnionym np. od miejsca pracy itd. Żeby było śmiesznie przyznają to nawet emerytowani szefowie służb specjalnych w programach publicystycznych, jak mówią o ścieżkach dojścia do jednostek podejrzewanych o sprzeciwianie się systemowi. Oczywiście najłatwiej jest oskarżyć o zdradę, terroryzm, narkotyki, kwestie obyczajowe. Metody gnojenia są bogatsze od pojęć zdefiniowanych w kodeksach. Przykładowo system jest już tak perfidny, że nawet w przypadku przejścia przez ulice na czerwonym świetle i sprowokowania pyskówki przez policjanta – sąd ma pełne prawo skierować obywatela na przymusowe badanie psychiatryczne – ekstremalnie uciążliwe i odzierające z godności – powiązane ze szprycowaniem substancjami farmaceutycznymi. Jak można się takiemu systemowi przeciwstawić? Wszystko w majestacie prawa, wszystko w majestacie demokracji, wolności, a nawet pod pozorem pomocy człowiekowi, który rzekomo zbłądził.
System w demokracji sterowanej medialnie wymaga od ludzi w zasadzie tylko jednego – NIE WYCHYLAĆ SIĘ! Nie zabierać głosu publicznie, chyba, że chodzi o festiwal lepienia pierogów lub historię wcześniejszą niż 1863 rok. Wszystko późniejsze może już być podejrzane i stanowić podstawę do zainteresowania władzy i jej siepaczy. Podstawową bronią systemu jest zawsze STYGMATYZACJA. Nie liczą się kłamstwa, uproszczenia, a nawet podawanie jawnie dostępnych faktów jako np. efektów śledztwa dziennikarskiego. Liczy się tylko i wyłącznie stworzenie wrażenia nienormalności – stłamszenie człowieka, spowodowanie żeby był odbierany publicznie z rezerwą, podejrzliwością. Niestety to się dzieje tu i teraz, właśnie ma miejsce. Nic nie można na to poradzić w istniejącym układzie odniesienia. Aparat ucisku wygrywa.
Czy w ogóle da się przeciwstawiać takiemu systemowi w sposób skuteczny? Nawet, jeżeli założy się niezależną platformę medialną, – na co oczywiście system pozwala – to nie ma się szans na przebicie do mainstreamu w znaczeniu masowych, jeżeli przekaz będzie rzeczywiście niezależny. Wówczas zadziałają prawa rynku, które promują istniejący system i układ wartości, ponieważ to się rynkowi opłaca. Jeżeli jednak się coś zbytnio powiedzie, wówczas w grę wchodzą mechanizmy prawne, ze szczególnym uwzględnieniem matni fiskalnej, dzięki której mrocznej potędze można bardziej niż zgnoić, tam nie ma bowiem już nawet zastosowania żadna droga sądowa, a nawet jeżeli ma to nie ma sensu, ponieważ szkoda życia ludzkiego na walkę z instytucjami – przecież system zgnoił już potężniejszych jak pewnego biznesmena z branży IT.
W ostateczności, jeżeli już nawet by się coś udało – pojawia się ryzyko spotkania ze spontanicznym samo-wiadomo-kim, który specjalizuje się w działaniu głównie w nieobjętych kamerami częściach pojedynczych cel dla zatrzymanych pod specjalnym nadzorem.
To wszystko jest przerażające – nie da się konkurować z demokracją sterowaną medialnie, to jest nie możliwe bez zakłócenia systemu, tzn. pojawienia się silnego bodźca dotyczącego zauważalnej statystycznie części uczestników systemu. Wówczas dochodzi do wahań i próżni, której system nie jest w stanie się przeciwstawić od razu, nie ma na konkretną sytuację odpowiedzi i dochodzi do przekłamań lub bierności. Milczenie to oczywiście potężna broń, jednakże nie da się milczeniem przekłamać krzyku setek tysięcy gardeł. Wówczas dochodzi do powstania warunków możliwych do spowodowania resetu…