• 16 marca 2023
    • Polityka

    Czy Syria dąży do konfliktu?

    • By krakauer
    • |
    • 25 czerwca 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Syria prawdopodobnie w sposób nadzwyczajnie przemyślany dąży do konfliktu z Turcją a nawet narobienia bałaganu w regionie – strzelając do jej samolotów, reżim w Damaszku ma problemy wewnętrzne i prawdopodobnie usiłuje znaleźć wroga zewnętrznego. O dziwo nie jest nim jak zwykle Izrael, ale sąsiednia potężna militarnie i znacząca gospodarczo islamsko-natowska Turcja.

    Premier Turcji Recep Tayyip Erdogan w stanowczych słowach zagroził Syrii konsekwencjami jawnego aktu agresji. Anders Fogh Rasmussen Sekretarz Generalny NATO stanowczo potępił syryjskie akty agresji. Myli się ten, kto by myślał, że sytuacja będzie wymagać interwencji NATO, albowiem nawet w najdramatyczniejszym scenariuszu, gdyby Iran włączył się do gry i na bliskim wschodzie rozpocząłby się totalny chaos, to i tak Turcja, jako kraj posiadający prawdopodobnie najsilniejszą z europejskich armii NATO doskonale sobie poradzi. Jednakże takiego scenariusza nie można wykluczyć.

    Od pewnego czasu, gdy narasta kryzys syryjski, do Turcji przedostają się liczne rzesze uchodźców, wedle oficjalnych danych władz w Ankarze jest tu już mowa o wielu tysiącach ludzi. Turcja jest oskarżana przez Syrię o wspieranie rebeliantów, przez co relacje pomiędzy oboma krajami stają się istotnie napięte, a strzelanie do Tureckich statków powietrznych uzasadnione. Jak dotychczas nie ma żadnych potwierdzonych informacji na temat dostarczania broni przez władze Turcji do rebeliantów w Syrii.

    Sytuacja staje się stopniowo coraz bardziej napięta, Syria wiele ryzykuje w konflikcie z Turcją, chyba, że udałoby się doprowadzić do ogólnego bałaganu i włączenia się Iranu do konfliktu. Wówczas, sytuacja byłaby trudna, albowiem połączeniu uległyby kwestie: syryjska, kurdyjska, programu atomowego Iranu, odgrzanie wojny domowej w Iraku oraz w najgorszym wypadku podlanie całego konfliktu tradycyjną wrogością względem Izraela. W to wszystko zaangażowana jest Moskwa, która nie chce stracić swojej pozycji na Bliskim Wschodzie, która w zasadzie w pełni jest uzależniona od Syrii a o wzroście cen paliw w przypadku jakichkolwiek pogłębionych zawirowań lepiej jest w ogóle nie myśleć. Reżimowi w Damaszku bardzo zależy na zaangażowaniu się Iranu, którego minister spraw zagranicznych wypowiada się jak na państwo ajatollahów stosunkowo dyplomatycznie, jednakże wyraźnie pokazuje kierunek irańskiej interwencji. W przyszłym tygodniu wchodzą sankcje na zakup irańskiej ropy, co spowoduje, że w rejonie będzie jeszcze bardziej nie spokojnie, ale zarazem Iranowi wytrąci się straszak naftowy z ręki po prostu jej nie kupując.

    Teoretycznie jesteśmy w sytuacji, że za stosunkowo krótki czas możemy znaleźć się, jako sojusznicy Turcji w sytuacji konfliktu z Syrią, nie ma tu znaczenia czy Turcy rzeczywiście o taką pomoc poprosiliby NATO, albowiem ten kraj naprawdę posiada armię jak najbardziej na serio a tureccy żołnierze to nie „Power Point Rangers”. Musimy jednakże przygotować się na ewentualną „ewentualność”, gdyż destabilizacja całego regionu i tak spowoduje jeszcze większy bałagan i jeszcze większy wzrost cen, a to dla naszej pogrążonej w kryzysie ekonomii już zupełny dramat.

    NATO nie ma żadnego interesu w tym konflikcie, co więcej nie ma go też sama Turcja, jednakże wszystko wskazuje na to, że zostanie zmuszona do reakcji ze względów prestiżowych. Zestrzelenie samolotu to poważna sprawa, to akt agresji, jeżeli jego szczątki nie spadają na terytorium kraju strzelającego. Władze Turcji potwierdziły, że zestrzelony samolot naruszył terytorium Syrii, jednakże był to nieuzbrojony samolot zwiadowczy. Syryjczycy zagrali ostro, albowiem strzelanie do samolotu państwa sąsiedniego zawsze jest czymś ryzykownym, latając przy granicy bardzo trudno jest w naddźwiękowym myśliwcu trzymać się linii granicznej, aczkolwiek powstaje pytanie o zamiary Turków, którzy prawdopodobnie nie bez celu inflirtują syryjskie pogranicze. Problem polega na tym, że o ile wiele złego można powiedzieć o rządzącym w Syrii reżimie Bashara al-Assada, to na temat armii syryjskiej należy się wypowiadać jedynie w superlatywach. To jest potężna armia, utrzymywana w znacznej części w pełnej gotowości do konfliktu z Izraelem, co już samo w sobie nobilituje syryjskich wojskowych. Ciężko byłoby z nimi walczyć, albowiem nie dość że wojsko to korzysta ze starych sprawdzonych wzorców radzieckich w zakresie struktur organizacji i dowodzenia, to ma masę sprzętu bojowego gromadzonego pieczołowicie przez lata właśnie na okoliczność konfliktu z państwem żydowskim lub jeszcze wcześniej z Irakiem za czasów Saddama Husajna. Sprzęt liczy się tam w tysiącach, a żołnierzy w setkach tysięcy. Niesłychanie ważnym czynnikiem jest filozofia użycia sił zbrojnych, o której w państwie demokratycznym i pacyfistycznym nie mamy zupełnego pojęcia. To nie jest armia jeżdżąca na misje bojowe i robiąca prezentacje w Power Poincie. Najdelikatniej mówiąc, straty i śmierć w tamtych realiach to środek uświęcający cel, a brak demokratycznej kontroli nad władzą zwalnia ją z odpowiedzialności. Możemy być pewni, że Syryjczycy nie żartują. Ich prowokacje powodują realne zagrożenie dla Turcji, która także jest uzbrojona po zęby i przygotowana w każdej chwili do pełnoskalowej wojny.

    Konflikt, umożliwiłby syryjskiemu reżimowi zamaskowanie wewnętrznych problemów z rebeliantami, a zarazem spowodowałby nowe rozdanie w regionie. Dlatego nie bez znaczenia jest postawa Izraela, który nigdy nie zasypia gruszek w popiele, jeżeli chodzi o własne bezpieczeństwo, zwłaszcza w kontekście konfliktu z sąsiadami. Od pewnego czasu, ze względu na islamizację rządu Turcji i jego poparcie dla Palestyńczyków stosunki Turcji z Izraelem uległy pogorszeniu, w zasadzie można tam mówić o dojrzewającym konflikcie w tle z olbrzymimi polami gazowymi pod morzem w rejonie Cypru, do którego prawa wysuwają wszystkie zainteresowane strony.

    Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że w regionie uda się powstrzymać spiralę konfliktu. Liczy się tylko i wyłącznie pozostawienie wszystkim aktorom możliwości wyjścia z twarzą, prawdopodobnie, dlatego turecki premier mówił o przyjaźni. Co już samo w sobie wskazuje, na rozsądek Ankary i świadomość stawki, o jaką toczy się gra. Problemem tego regionu jest duży dynamizm w sytuacjach napięcia, które nagle potrafią przeistoczyć się w coś więcej niż konflikt, albowiem trzeba mieć w świadomości konsekwencje ekonomiczne jakichkolwiek zawirowań wokół dostaw ropy naftowej.

    Reasumując, jeżeli ziściłby się czarny scenariusz i Syria doprowadziłaby do konfliktu, to z pewnością to właśnie ona ma najwięcej do zyskania, albowiem załatwia sprawy wewnętrzne a zarazem podgrzewa atmosferę otwierając kartę irańską. W obecnym stanie spraw na zachodzie nikt nie zaryzykuje konfliktu na pełną skalę, lub nawet interwencji lotniczej – gdyż armia syryjska to naprawdę wojsko walczące i umiejące się bić. Syria to nie jest Libia. Poza tym, w tym rejonie Rosja silnie wojskowo maskuje swoją obecność, co nie jest bez znaczenia w rachunkach na temat ewentualnego konfliktu, gdyż wiadomo, że Rosjanie grają tam także własną grę, w której pośrednio chodzi o przekonanie Turcji do nie angażowania się w europejskie projekty transferu surowców energetycznych przez terytorium Turcji. Ten konflikt wyraźnie pokazuje, że brakuje europejskich sił i unijnego – wspólnego potencjału bojowego, który byłby filarem polityki Unii Europejskiej w regionie. Gdybyśmy, bowiem jako Europejczycy mieli własne lotniskowce, własne siły interwencyjne i cale zaplecze umożliwiające prowadzenie wojny na odległość – bez pomocy NATO, czyli amerykanów, to moglibyśmy na takim konflikcie samodzielnie wygrać, a nie być rozgrywanym przez wracająca do imperialnych snów Rosję!