• 17 marca 2023
    • Ogólna

    Czy rzeczywiście jesteśmy ofiarami neokolonializmu?

    • By krakauer
    • |
    • 12 października 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Jeden z doradców obecnego prezydenta opublikował książkę podsumowującą rządy obecnie nieudolnej władzy, gdzie postawił szereg niezwykle interesujących tez, w tym jedną niesłychanie intrygującą, bo skupiającą w sobie jak w soczewce cały szereg spraw, problemów i zagadnień. Otóż, zdaniem autora jesteśmy jako państwo ofiarą neokolonializmu Unii Europejskiej, a ściślej Niemiec, albowiem nasza gospodarka została w wyniku procesów transformacyjno-dostosowawczych wkomponowana w międzynarodowy podział pracy w ramach Unii, w taki sposób, żeby jak najbardziej pasować do potrzeb i wymogów gospodarki niemieckiej.

    Kosztem jaki płacimy za to neokolonialne dostosowanie jest niski poziom płac, płace śmieciowe, brak poważnych przedsięwzięć w gospodarce generujących wysoką wartość dodaną itd. Jesteśmy wpisani w określone miejsce i czy to się nam podoba, czy nie – jest dla nas przewidziany tylko określony kawałek tortu. Nic więcej, ponieważ na straży neokolonialnego systemu stoi kapitał, który nie jest zainteresowany tym, żeby mu zakwitła tutaj jakaś konkurencja. W ostateczności są jeszcze instytucje unijne, które stoją na straży uregulowań, na które się zgodziliśmy rękami konkretnej elity. Skutki widać codziennie w naszych portfelach, w naszych porodówkach i w bilansie migracji.

    Generalnie ciężko było by się z powyższymi tezami nie zgodzić. Kluczowe jest rozumienie szklanego sufitu jako samoograniczenia wyniku naszej całej przestrzeni społeczno-gospodarczej. Jest jednak pewien problem, który możemy określić jako „determinizm” w podejściu do zagadnienia w ogóle. Otóż twierdzenie, że ktoś nam coś zrobił, albo nam na coś nie pozwala, albo że ktoś przewidział na dla nas rolę, a krajowe elity są strażnikami – tak zdeterminowanego scenariusza – to bardzo duże nadużycie. Trzeba bowiem pamiętać z jakiego poziomu startowaliśmy po 1989 roku. Straciliśmy gospodarkę opartą na przemyśle, jednak ta strata nie wynikała dlatego, bo przyjechali źli kapitaliści – wyburzyli, zaorali, spalili dokumentacje techniczną a kadrę wysłali na „kuroniówki” (chociaż i takie przypadki były). Problem był systemowy – załamał się cały system w którym funkcjonowaliśmy, do ZSRR nie było jak sprzedawać, a Zachód nie potrzebował „Dużych Fiatów”. Zabrakło nam determinacji, kapitału i doświadczenia, żeby ocalić przed zniszczeniem najważniejsze zakłady przemysłowe. Jednak twierdzenie, że to wina kogoś złego, trzeciego – to za dużo powiedziane, bo to przede wszystkim nasza własna wina. ZA DUŻO CWANIACTWA I ZŁODZIEJSTWA BYŁO W POLSCE EPOKI LAT 90-TYCH! Proszę sobie przypomnieć co to były za czasy, jak wówczas „prywatyzowano” np. cukrownie, albo różnej maści gorzelnie. Mienie spółdzielcze wypracowywane przez pokolenia – sprzedawano za grosze, często jeszcze za kredyty w krajowych bankach. To były czasy oscylatorów, bezpiecznych kas, a także „szczęk” rozstawianych wszędzie, gdzie tylko się dało, bazarów – złotej epoki stadionu w Warszawie. Działo się wówczas bardzo wiele różnych procesów, które zadecydowały o wykształceniu się w Polsce elity ekonomicznej naszego społeczeństwa, z jednej strony niezwykle silnie zakotwiczonej w establishmencie dawnego systemu, a z drugiej w establishmencie, który nie wylegiwał się zbyt długo na styropianie, ale akurat tyle ile trzeba.

    Pojawienie się wówczas człowieka mówiącego po angielsku, niemiecku lub francusku, z walizką pieniędzy – to był zupełnie nowy standard i nowy poziom. Wszystko było w Polsce możliwe za niewielką ilość Dolarów. Bardzo łatwo kupowano nas i bardzo łatwo kupowano naszą elitę, wręcz można było banalnie zdecydować, kto tą elitą zostawał. Wszystko było bardzo łatwe, jeżeli znało się odpowiednich ludzi, często ze środowisk związanych  „etosem’, w tym w szczególności reprezentujących pewną instytucję, mającą tysiącletnią tradycję na ziemiach polskich, której oficjalni przedstawiciele potrafili jak nikt inny importować środki transportu osobistego z Zachodu dzięki korzystnym przepisom. Duże Fiaty nie były nikomu potrzebne. Wszyscy woleli blichtr zachodu, więc teraz mamy to, czego podwaliny wówczas położyliśmy.

    Zamiast biadolić, że zachodni doświadczeni kapitaliści nas wykorzystali, warto pomyśleć w jakiej niszy możemy działać, żeby mieć możliwość funkcjonowania w ramach systemu, bez ryzyka nadziania się na śmiertelną systemową i poza systemową konkurencję, już na początku naszego istnienia.

    W ostateczności w odpowiedzi na pytanie czy rzeczywiście jesteśmy ofiarami neokolonializmu? Trzeba odpowiedzieć, że w jakiejś części i to pewno całkiem sporej – na pewno tak. Jednakże w dominującej części to jesteśmy ofiarami własnej słabości, braku wizji, nieudolności, złodziejstwa niektórych itd. Nasza tendencja do zwalania winy za stan spraw państwowych na obcych nie może przysłaniać roli „czynników narodowych” w procesie destrukcji i obstrukcji państwowej!