• 16 marca 2023
    • Ekonomia

    Czy pracownik to mniej niż gówno?

    • By krakauer
    • |
    • 02 marca 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Obserwując kierunek zmian na naszym rynku pracy, zwłaszcza modelowanych przez władze publiczne należy się zbiorowo zastanowić, czy pracownik na naszym rynku pracy jest wart coś więcej od własnych odchodów, czy też jego wartość jeszcze jest równa odchodom, które nosi w jelitach, ewentualnie – być może jednak dla naszego państwa i naszych pracodawców – pracownik znaczy więcej niż odchody, które wydala?

    Najpierw wyjaśnijmy skąd takie porównanie – pracownika z odchodami? Ktoś mądry z Dalekiego Wschodu powiedział kiedyś, że jesteś tym, co jesz, – co można interpretować rozszerzająco właśnie na prawa pracownicze – jesteś tym, kim czynią cię drogi pracowniku prawa pracownicze przyznane ci przez państwo oraz tak traktowany jak traktują cię pracodawcy, czy też tak zwany rynek z nasza ulubioną bohaterką – niewidzialną pięścią wolnego rynku. Więc niestety – obserwując całokształt prawodawstwa i istniejących relacji – zdaniem autora można porównać pracownika w Polsce już tylko do jego własnych odchodów, albowiem każdy, kto czytał Dobrego wojaka Szwejka, wie, że nie do odchodów jego management, albowiem g., szeregowca wiadomo jak powinno stać przed g., oficera – stąd kolejna brutalna granica.

    Ponieważ świat nieco idzie do przodu mamy na współczesnym rynku pracy trzy kategorie pracowników – pierwsza najszersza, charakteryzująca się najwyższą fluktuacją i najniższymi dochodami to dawny klasyczny proletariat i małorolni, czyli osoby utrzymujące się z pracy własnych rąk o kwalifikacjach prostych, raczej niewymagających niczego więcej poza wiedzą ogólną i ewentualnie jakimś prostym przyuczeniem. Druga o wiele węższa to tzw. specjaliści gdzie pracownicy dalej pracują przysłowiowymi rękami wykorzystując cudzy kapitał, jednakże do ich pracy wymagane są specyficzne – najczęściej prawem i zwyczajem unormowane kwalifikacje. Trzecia grupa to oczywiście management, czyli ludzie, których praca polega na zarządzaniu najczęściej cudzym kapitałem i powierzonymi im ludźmi – przy posiadaniu jakichś kwalifikacji oraz dużej dozy zdrowego rozsądku, albo pleców, – co się szczególnie zdarza w administracji publicznej, ewentualnie wprawnych ust i rozłożystych pośladków, co bywa modne w korporacjach.

    Jeżeli zaliczacie się państwo do pierwszej najszerszej kategorii – proszę nie mieć złudzeń – pracodawca może waz bardzo łatwo, wręcz banalnie wymienić na kogoś innego. Nie stanowicie na rynku tzw. cennego lub poszukiwanego aktywu. W obecnych realiach lepiej jest się nie wychylać – starając się przetrwać poprzez przyjęcie strategii dostosowawczo-ugodowej. Podstawową kwestią charakteryzującą waszą pozycję w pracy jest to, że jesteście posługaczami realizującymi określone procesy – składające się na szerszą wiązkę procesów. Tutaj nie może być cudów – robi się to, co człowiekowi każą, najczęściej bez satysfakcji i poczucia spełnienia zawodowego w pracy. Dodatkowo jest się pierwszą ofiarą wszelkiego rodzaju oszczędności, a nikt tak efektywnie nie potrafi ciąć kosztów i oszczędzać na pracownikach jak nasi pracodawcy – zarówno prywatni jak i publiczni. Zawsze wszystko dla efektywności, zwiększenia wydajności, uniknięcia przestojów i marnotrawstwa. Jeżeli jeszcze się jest kobietą i ma się pełny etat – przy odrobinie szczęścia, oczywiście ryzykując późniejsze sankcje można sobie zajść w ciąże i mieć jakiś czas spokoju od szaleństwa. Jeżeli jednak jest się zwykłym szczurem biurowym lub robotnikiem ogólnym i do wszystkiego, to marny twój los Polaku – czeka cię niechybna umowa śmieciowa, albowiem pracodawcy prywatni nie lubią kosztów. Pracodawcy publiczni nie są gorsi – np. zatrudniając ludzi na umowy zlecenie zamiast na etaty urzędnicze, ewentualnie zmniejszając wymiar płatnego czasu pracy do 3/4 etatu – przy pozostawieniu tych samych obowiązków – poradź sobie człowieku.

    Inne wyższe grupy pracownicze – doskonale sobie radzą – na plecach tych maluczkich, uciśnionych i masowo zwalnianych, jako niepotrzebni. Specjaliści są zawsze poszukiwani, a management ma wysokie lub chronicznie wysokie odprawy.

    Ostatnio nasz rząd poprzez wspaniałe działania ministra do spraw czegoś tam jeszcze i generalnie nadzoru nad niewolnikami pracującymi – zmienił nam wszystkim czas pracy. Obecnie to pracodawca jest panem waszego czasu pracy obywatele i nie musi wam płacić za nadgodziny! Uzasadnienie do tego postępowania można sobie poczytać na stosownym blogu pana ministra – pełne entuzjazmu, albo na łamach Obserwatora Politycznego, niestety nieco bardziej subiektywne.

    Dokąd to wszystko prowadzi? Co z pracownikiem? Jak ma on się przeistaczać w świadomego obywatela – korzystającego z kultury i rozmnażającego się zgodnie z modelem przewidziany w naszej konstytucji, jeżeli zarabia mało lub bardzo mało, a musi pracować za to więcej i jeszcze bardziej wydajnie, albowiem tzw. nowoczesne formy elastycznego zatrudniania to nic innego jak okradanie ludzi – i to skrajnie bezczelne – z ich uprawnień pracowniczych.

    Jak w ogóle to bezczelne państwo może narzekać, że maleją wpływy na składki społeczne, jeżeli legalizuje umowy śmieciowe? Czy też słynne samo zatrudnianie się pracowników, – jako pojedynczych fabryk wszystko mających? Nie ma argumentu o likwidacji pracy wielu ludzi, którzy mogą mieć tylko pracę śmieciową, bo tak zdecydował rynek. Takiego wyzysku nie było nawet w czasach feudalnych. Nazwijmy rzeczy po imieniu – niech praca będzie pracą, pracownik pracownikiem – jego prawa prawami – a nie fikcją i odchodami, albowiem we współczesnej Polsce – pracownik nie jest wart przeciętnie więcej niż odchody, które wytwarza.

    W interesie państwa jest zapewnienie – oczywiście poprzez przymus obligatoryjności – pewnych minimalnych standardów cywilizacyjnych w prawie pracy i wymuszenie ich bezwzględnego stosowania. Bez tego ci, którzy nie mają własności nie są równo traktowani, albowiem podlegają przez pewną część doby pod władzę posiadaczy kapitału i własności, wobec działań, których są bezbronni a państwo się wycofało. Czy o to chodzi w cywilizacji opartej na wartościach humanizmu, chrześcijaństwa i poszanowania praw człowieka? Nie można praw człowieka zasłaniać interesem niewidzialnej pięści rynku, albowiem niewidzialna pięść nie zajdzie w ciąże, nie urodzi i nie wychowa dzieci! Jeżeli pracodawcy nie opłaca się ponosić pewnych kosztów – niech nie zajmuje się przedsiębiorczością!

    A kto o to walczył? Robotnicy z Solidarności i innych związków zawodowych. Bardzo wam panowie i panie – ludzie etosu – dziękujemy.


    Przejdź na samą górę