• 16 marca 2023
    • Społeczeństwo

    Czy Polska to kraj prostytutek?

    • By krakauer
    • |
    • 01 kwietnia 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Prostytucja w Polsce to temat tabu, przemilczany, niezauważany, niedostrzegany, w zasadzie nieistniejący. Od czasu, kiedy zmniejszyła się ilość pań stojących przy drogach ten jątrzący społecznie problem zniknął z mediów – nie istnieje, jako problem społeczny, sanitarny w istocie cywilizacyjny. Generalnie Polacy tolerują stan rzeczy, w którym w zamkniętych ścianach dwoje (lub więcej) dorosłych ludzi robi to, na co ma ochotę i nie ma znaczenia ewentualna odpłatność, gratyfikacja – wiadomo, że za udostępnienie pomieszczenia lub „masaż”, bo wszelkie dodatkowe usługi to wiadomo gratis.

    Redakcja sporządziła mały wywiad internetowy – korzystając z oferty pań do towarzystwa oferujących swoje wdzięki na jednym z ogólnopolskich portali zbadaliśmy ile jest takich pań (a w zasadzie anonsów) w wybranych losowo miastach Polski.

    • Warszawa 856
    • Poznań 799
    • Kraków 779
    • Wrocław 549
    • Katowice 481
    • Łódź 447
    • Szczecin 205
    • Lublin 204
    • Gdańsk 191
    • Kalisz 21

    To tylko jeden portal, to tylko oficjalne zestawienia – dostępne w sieci on-line, które każdy może sobie sprawdzić. Jak głębokie jest to zjawisko w rzeczywistości? Ile kobiet w Polsce się prostytuuje? Chodzi oczywiście o Polki oraz o przyjezdne panie, które wchodzą w określone „nisze rynkowe”, każda z tych kobiet to jest jakiś osobisty dramat, tragedia i problem. W ogóle się tym nikt nie zajmuje poza kilkunastoma organizacjami pozarządowymi. Co ciekawe dominująca większość podmiotów udostepniająca prostytuującym się kobietom pomieszczenia to jak najbardziej legalne i otwarcie działające przedsiębiorstwa. Czy ktoś to nadzoruje nazywając rzecz po imieniu? Wiadomo, z jakimi chorobami tego typu biznesy się wiążą – jednakże panuje tutaj w pełni wolny rynek, nie pracujesz – nie zarabiasz. Kto się interesuje klientem?

    Wiadomo, że w Polsce nie ma czegoś takiego jak społeczności lokalne, więc nie ma nacisku społecznego na władze na likwidowanie tego typu przybytków. Policja prawdopodobnie monitoruje zjawisko, ale czy walczy z nim? Nie, ponieważ jest w istocie legalne, a samo czerpanie korzyści z cudzego nierządu jest w naszych warunkach nie do udowodnienia.

    Dzięki jednemu filmowi modny stał się problem „uniwersytutek”, czyli młodych kobiet prostytuujących się po to, żeby mieć środki na wyższą edukację i dostatnie życie. Kilka osób się nad tym pochyliło, jednakże dalej nie ma problemu ponieważ w istocie nikogo to nie interesuje że czyjaś córka „się puszcza”! Mamy w końcu wolność, no a poza tym jak to skontrolować? Od razu problem dla urzędników i brak możliwości działania urzędów, poza tym w niuansach naszego prawa – sprytni adwokaci ośmieszą każdą decyzję administracyjną przed sądem i jeszcze trzeba by było płacić odszkodowania za bezpodstawne pomówienie kogoś o prostytuowanie się lub korzystanie z usług prostytutek.

    Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że Kościół dominujący zdecydowanie potępia zagadnienie prostytucji. Jednakże ktoś z ich usług musi korzystać? Na pewno sporo weekendowych turystów z zachodu ma dzięki ich ofercie raj, jednakże te panie mają swoje oferty dostępne codziennie, więc należy się spodziewać, że wśród ich klientów tubylcza ludność stanowi znaczny procent. Wniosek jest taki, że słabo u nas z moralnością, coraz słabiej.

    Zaskakuje bierność państwa, które nie dostrzega problemu także od strony kryminalnej, albowiem stręczenie kobiet to nie jest „normalny biznes”, albo wręcz przeciwnie – wariant niemiecki, – dlaczego państwo nie pobiera od tego podatku? Dylematy można mnożyć, w każdym bądź razie nie jest normalne, że w państwie istnieje tak duży rynek generujący istotne ekonomicznie przychody i państwo nie ma z tego absolutnie nic.

    Generalnie możemy nadal udawać, że problemu nie ma i nic się nie dzieje. Ktoś się sprzedaje, ktoś dzięki temu rozładowuje swoje emocje, następuje wymiana korzyści. Państwu, społeczeństwu nic do tego – albowiem nie daje tym ludziom alternatywy. Jednakże czy o to właśnie chodzi, żeby upadek obyczajów był normą powszechną i czymś normalnym? To już jest kwestia szacunku do samych siebie, społeczeństwa i państwa oraz postrzegania granic jego omnipotencji. Jeżeli dzisiaj godzimy się na to, żeby córka sąsiada kryła się za jedną z tych 549 ofert we Wrocławiu lub 856 w Warszawie to, na co się zgodzimy jutro? Co będzie normą dla kolejnego pokolenia? Gdzie przesunie się granica „tolerancji”, jeżeli nie zareagujemy dzisiaj?