• 16 marca 2023
    • Społeczeństwo

    Czy Polak może być faszystą? A tradycjonalistą?

    • By krakauer
    • |
    • 22 lutego 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Pytanie postawione w tytule jest oczywistą prowokacją dla wielu, jak również dla nielicznych może okazać się próbą okrężnego łamania polskiej Konstytucji. Jednakże bez względu na z jednej strony historyczne konotacje a z drugiej idące po ich linii koncesjonowanie współczesnej wolności słowa należy się zastanowić, czy Polak współcześnie może być faszystą i czy ideologia faszystowska może mieć w naszym kraju rację bytu. Podjęcie tematu ma tą wartość dodaną, o jakiej możemy mówić w przypadku zagrożenia odradzającym się faszyzmem w Europie. Warto się zastanowić, czy polski faszyzm mógłby w ogóle zaistnieć powszechnie na polskiej scenie publicznej i czy i na ile byłby kompatybilny z faszyzmem uniwersalnym – siłą rzeczy odwołującym się chociażby w warstwie ideologicznej do swojej mrocznej i trudnej do pogodzenia z demokratycznym państwem prawa przeszłości.

    Warto wrócić myśleniem do czasów, kiedy faszyzm był jedną z równoprawnych ideologii w Europie, a nawet wielu – oj bardzo wielu – upatrywało w nim jedynego ratunku przed zagrożeniem komunistycznym i faszyzm ewoluował właśnie w kierunku ideologicznej tarczy sprawczej mającej „chronić” Europę i jej tradycyjne wartości przed zagrożeniem komunistycznym. Przede wszystkim jednak – faszyzm był ideologią sprzeciwu przeciwko istniejącemu porządkowi społecznemu, państwowemu i międzynarodowemu. Jego skrajna odmiana – stworzony przez Niemców nazizm to już czysta nienawiść – przejawiająca się we wszystkim, wobec wszystkich uznanych za wrogów. Zarówno faszyzm jak i nazizm wyewoluowały swoje podstawy ideologiczne i wytworzyły całą nadbudowę doktrynalną, która została obalona i przekreślona zarówno na gruncie praktycznym jak i teoretycznym przez współczesną naukę. Generalnie – system ekspansywny napędzany nienawiścią i dążeniem do rewizji istniejących podziałów sam skazał się na konflikt z całym otoczeniem, w wyniku, czego przegrał i do dzisiaj jakiekolwiek flirtowanie z tą ideologią jest, co najmniej stygmatyzujące.

    Jednakże cały problem z faszyzmem polega na tym, że nie urósłby w siłę nigdy – gdyby nie miał masowego poparcia i to jak najbardziej demokratycznego – konkretnych społeczeństw w konkretnych warunkach. Właśnie, dlatego zamiast prymitywnie go zakazywać i stygmatyzować należy bardzo dokładnie przyglądać się temu zjawisku, albowiem demokratyczne zwycięstwo faszyzmu było jednym z największych zaskoczeń demokracji XX wieku. Chodzi tylko o to, żeby mieć porównanie i odniesienie do tego, w jakim kierunku ewoluują obecne ruchy polityczne – w istocie pozbawione wszelkiej głębszej ideologii przynajmniej w jej warstwie treści a nie formy, która może być dowolnie atrakcyjna.

    O nic innego właśnie jak o lęk przed odrodzeniem się faszyzmu w nowej atrakcyjnej formie i ze starą dobrze znaną treścią chodzi, gdyż jest to scenariusz – wedle niektórych zagrożenie jak najbardziej realne, także dla naszego kraju.

    Można, bowiem zupełnie świadomie postawić tezę, że wszyscy jesteśmy w jakiejś części tradycjonalistami, czyli w istocie osobami skłonnymi do wyrażenia postaw faszystowskich lub z faszyzmem zbieżnych, jeżeli tylko znany nam świat tradycyjnych wartości miałby ulec modyfikacji.

    Nienawiść i napędzająca ją zazdrość są, bowiem odczuciami standardowymi, niesłychanie powszechnymi, których kościołom chrześcijańskim nie udało się przez cały okres implementowania społeczeństwu ewangelicznych wartości wyeliminować. Jest to, bowiem praktycznie niemożliwe, albowiem nienawiść i zazdrość są także powszechnie obecne w Kościołach, gdyż instytucje te także tworzą ludzie, a obraz formalny od ich obrazu rzeczywistego dzielą Himalaje hipokryzji.

    Oczywiście dominująca większość państwa czytelników się teraz bulwersuje – jak to ja faszystą? Co za głupoty ten troglodyta wypisuje! Niestety jednak tak jest proszę państwa, albowiem samo kojarzenie faszyzmu mamy przekrzywione i zmodyfikowane przez wszystko to, czego w naszym Narodzie dokonali przepojeni ideologią nazistowską Niemcy. Dla przeciętnego Polaka faszysta do Niemiec w mundurze SS z automatem w prawej dłoni i hełmie. Tymczasem tak nie jest, albowiem we współczesnej Polsce równie rzeczywistym faszystą może być elegancki pan w garniturze pod krawatem i z włosami przyczesanymi żelem, który w Sejmie wypowiada się na tematy, które go nie dotyczą – zasłaniają się prawem do obrony tradycyjnych wartości.

    Jeżeli odrzucimy z naszej historii mit Powstania Warszawskiego i zastanowimy się nad tym, w czyim rzeczywiście interesie Naród poniósł tak olbrzymi wysiłek obronny i walki z okupantem przez długie lata wojny – możemy dojść do wniosku, że to wszystko nie miało sensu, albowiem nie było realizowane w interesie Narodu, a jedynie w interesie wąskiej, często obcej elity rządzącej, niemającej przez długie lata a w konsekwencji w okresie wojny – żadnej demokratycznej legitymacji.

    Niby, dlaczego jako pierwsi przeciwstawiliśmy się Niemcom – skazując państwo na zagładę a Naród na męki i cierpienie? Co takiego spowodowało, że cały Naród uznał ówczesne Niemcy za śmiertelne zagrożenie, któremu należało się przeciwstawić? Przecież nienawistna retoryka niemiecka nasiliła się dopiero po śmierci Piłsudskiego! Wcześniej przeszliśmy różne stadia – od pełnego negowania naszego prawa do istnienia, poprzez cichą obserwację, – co Polacy zrobią, a na próbie sztucznej przyjaźni kończąc. Jednakże nie zapominajmy, że w polityce nie ma przyjaźni – liczą się tylko i wyłącznie pragmatyczne sojusze. Nie jest nam rozstrzygać, – czym kierowały się sanacyjne elity polskie i na ile bardziej interesem francuskim niż polskim – decydując się na konfrontację z Niemcami, przy pozostawieniu kwestii ówczesnej wrogości z ZSRR, jako otwartej! Czego się oni spodziewali? Może, że Stalin przyśle im kwiaty? Przecież nie byli idiotami i doskonale zdawali sobie sprawę z naszej słabości i dramatu położenia. Zbytnio uwierzyli we francuskie i brytyjskie kłamstwa, za co zapłacił cenę i w pewnym sensie płaci do dzisiaj. Potem się wszystko posypało, albowiem państwo przygotowywane do wojny z ZSRR – stanęło w obliczu dwóch napastników, z których do tego od dawna postrzeganego, jako większe zagrożenie – nie kazano strzelać, co zresztą i tak nie miałoby żadnego znaczenia.

    Powyższe oczywiście nie oznacza, że lepiej byłoby wcześniej iść z Niemcami – nazistami na Moskwę, albowiem wszelkie tego typu dywagacje historyczne są głęboko nieuprawnione. Jednakże trzeba w tym wszystkim zwrócić uwagę, że poza standardową nienawiścią do Niemców, nie ma w naszej historiografii nawet prób upomnienia się o przysłowiowe przepraszam od naszych ówczesnych sojuszników, którzy wmanewrowali nas w tą całą awanturę.

    Czy gdyby nie doświadczenia wojny – byłoby nam łatwiej podnosić dzisiaj rękę w geście rzymskim? Inaczej mówiąc, czy nazywalibyśmy rzeczy po imieniu i po prostu nazywali faszystów – faszystami? No z drugiej strony nie bardzo wypada, albowiem jak można nazwać kogoś faszystą w Polsce – pomnej, tych wszystkich doświadczeń historycznych? W ten sposób właśnie jesteśmy w klinczu – mamy w kraju wielu faszystów, którzy nie nazywają się faszystami, co więcej jakby ich tak nazwać to się śmiertelnie obrazą, poza tym natychmiast pozwą do sądu tak nazywającego za najgorsze oszczerstwo i publiczne pomówienie. Jednakże znaczna część społeczeństwa nie widzi żadnej różnicy pomiędzy tzw. tradycjonalistycznym światopoglądem a regularnym faszyzmem!

    Nie ma przecież – zdaniem większości – niczego złego w domaganiu się poszanowania dla tradycyjnych poglądów, które ukształtowały naszą rzeczywistość. Mamy przecież prawo chcieć przekazać naszym dzieciom taki kraj, jaki sami otrzymaliśmy od naszych rodziców.

    Czy przez to jesteśmy zwolennikami tradycyjnych wartości i tylko nie dopuszczamy do świadomości, żeby nazywać się faszystami? Czy też jesteśmy regularnymi faszystami, po prostu mydlącymi sobie oczy katalogiem bronionych tradycyjnych wartości?


    Przejdź na samą górę