Czy na pewno dobrze wybraliśmy obstawiając tylko zachodnią kartę?
Biorąc pod uwagę naszą realną pozycję w strukturach zachodnich, do których dążenie było przez lata dogmatem naszej racji stanu – trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i obiektywnie spróbować rozpatrzyć swoją sytuację. Gdzie jesteśmy? Jaką pełnimy rolę? Jakie mamy korzyści? Jakie ponosimy koszty? Jakie są koszty alternatywne? Gdzie byśmy chcieli być? W jakim czasie i jakim wysiłkiem możemy poprawić swoją pozycję? Czy możemy polegać na układzie, w którym jesteśmy? Liczą się przy tym obiektywne odpowiedzi wskazujące sumę dokonań i realną wartość a nie chciejstwo i PR.
Zatem gdzie jesteśmy? Jesteśmy w teoretycznie najpotężniejszej strukturze militarnej świata, mającej oparcie w ultra technologicznym potencjale obronnym państw zachodu i parasolu atomowym. Równolegle jesteśmy w największej gospodarce świata – potędze handlowej – niemającej sobie równych wspólnocie interesów. Wszystko byłoby pięknie, tylko pierwsza z tych wspólnot to kolos na glinianych nogach, którego sprawność właśnie testujemy w Afganistanie a druga ma bardzo poważne kłopoty tożsamościowe, albowiem nie do końca wie czy chce być zlepkiem interesów, czy pójść do przodu. Pech chciał jak zwykle, że nie wszystko jest w naszym przypadku takie jak powinno być. Po pierwsze w NATO jesteśmy, ale nie ma, co ukrywać, – jako członek buforowy – de facto drugiej kategorii. Po drugie w Unii Europejskiej – głównie ze swojej winy nie jesteśmy przy głównym stole państw podejmujących najważniejsze decyzje. Nie mamy Euro, nie mamy głosu – ot przykład, że Polak i po szkodzie głupi.
Jaką pełnimy rolę w NATO? Bufora przed tymczasowo zawieszonym zagrożeniem ze wschodu, albowiem mamy de facto współpracę z Federacją Rosyjską. Dodatkowo jesteśmy dopraszani, jako lekki support do różnego rodzaju mniej lub bardziej potrzebnych awantur zbrojnych, gdzie na miarę swoich niewielkich możliwości – służymy głównie siłą żywą, nawet, jeżeli nie mamy w tym żadnego interesu. W NATO o niczym nie decydujemy – nie mamy żadnych możliwości spowodować strategicznego zaangażowania Sojuszu w konstrukcje polityczne dla nas pożądane. W Unii Europejskiej to, co możemy najlepiej pokazała nasza nieszczęsna prezydencja w Radzie, niestety priorytety polityki wschodniej zostały zaprzepaszczone – nic z naszych szumnych zamiarów się nie udało. W istocie – pod przykrywką walki z kryzysem na południu, na wschodzie wygrało niemieckie pragmatyczne postrzeganie Moskwy ponad głowami Polaków i wszelkich innych nacji – pomiędzy. Wniosek – politycznie w Unii Europejskiej także możemy bardziej niż niewiele, albowiem jesteśmy od niej uzależnieni gospodarczo niż przysparzamy jej korzyści gospodarczych i politycznych.
Jakie mamy korzyści? Zarówno w przypadku członkostwa w NATO jak i w Unii Europejskiej należy mówić w pierwszej kolejności o korzyściach prestiżowych. Bezwzględnie, jako kraj członkowski tych wspólnot zyskujemy prestiżowo na przynależności i tu i tam, w tym znaczeniu, że o wiele lepiej jest być buforem wewnętrznym – posiadającym mimo wszystko jakieś prawa niż być na zewnątrz – także tylko i wyłącznie z rolą bufora. Dodatkowo w przypadku NATO – fakt bycia po stronie zachodu powoduje istotne przewartościowanie w stosunkach ze wschodem. Potencjalny nieprzyjaciel musiałby się dobrze zastanowić zanim zaatakowałby nasz kraj, albowiem odpowiedź NATO – chociażby w sensie politycznym na pewno nastąpi. W przypadku Unii Europejskiej – korzystamy najbardziej na transferach środków finansowych oraz na wymuszaniu wdrażania unijnego prawodawstwa i unijnych standardów we wszelkich sferach życia. Pierwsze umożliwia finansowanie naszego rozwoju a drugie ten rozwój legitymizuje. Nie ulega wątpliwości, że nasz kraj bardzo się zmienił i niesłychanie zyskał na wdrażaniu unijnych standardów i przepisów, chociaż faktem jest, że w niektórych kwestiach – jesteśmy ograniczani.
Jakie ponosimy koszty? W przypadku obu organizacji bezpośrednio liczą się koszty spełniania standardów oraz składek. O wiele istotniejsze są jednak koszty pośrednie – związane z daniną krwi naszych żołnierzy, zagrożeniem terrorystycznym, czy też takie kwestie jak koszt szklanego sufitu dla naszej gospodarki, którego nie możemy przebić ze względu na ograniczenia wynikające z podziału pracy w Unii Europejskiej. Bez własnych źródeł finansowania i własnych technologii – nie jesteśmy w stanie wyjść z wyznaczonego poletka, ogródek widzimy przez dziurę w płocie – czasami nawet spadnie nam z niego jabłko lub dostaniemy nowalijki, jednakże mamy z góry wyznaczone miejsce, którego bez silnego bodźca nie da się przekroczyć. Teoretycznie bodźcem miałby być środki pomocowe, jednakże niestety – jak zwykle się nie udało.
Jakie są koszty alternatywne? Jeżeli popatrzymy na Turcję – łatwo można zrozumieć, jak kraj posiadający określony potencjał w pobliżu Unii Europejskiej może dzięki odpowiedniemu zarządzaniu i planowaniu istotnych strategicznie procesów podążać własną ścieżką rozwoju. Nie można powiedzieć, że to jest lepsza ścieżka niż ścieżka Polski, można natomiast powiedzieć, że jest to przykład sukcesu wynikającego po prostu z mądrości i pracowitości.
Gdzie byśmy chcieli być? Na neutralność ani niezależność militarną nas nie stać. Jako słaby i biedny kraj w takim położeniu geograficznym musimy posiadać protektora. W tym znaczeniu można uznać, że chcielibyśmy być tam gdzie jesteśmy, ale na nieco innych warunkach i w nieco przyjaźniejszym otoczeniu. To znaczy – mówiąc konkretnie – w naszym przypadku życzylibyśmy sobie Ukrainy w NATO i Unii Europejskiej, a docelowo także Białorusi. Wówczas położenie geostrategiczne naszego kraju uległoby znacznej przemianie na lata. Oczywiście możemy sobie chcieć, rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana, bo zamiast potężnej Ukrainy i groźnej Białorusi mamy – nie do obrony – kraje bałtyckie nieposiadające w istocie żadnego potencjału obronnego.
W jakim czasie i jakim wysiłkiem możemy poprawić swoją pozycję? W przypadku NATO –nasza pozycja zależy od naszego potencjału ekonomicznego. Jeżeli będziemy bogatsi – będziemy mogli więcej wydawać na obronność oraz z konieczności zorganizować ją znacznie bardziej efektywnie. Dlatego nie da się tu określić, kiedy, czy też, jakim wysiłkiem, albowiem w realiach pokojowych nie da się przekonać społeczeństwa do potrzeby zwiększenia wydatków na obronność np. pięciokrotnie, – co już umożliwiłoby nam jakąś zasadniczą poprawę potencjału – odczuwalną w NATO. Można natomiast postawić na budowę struktur bardziej efektywnie wykorzystujących posiadane – i dodatkowe w istocie niewielkie środki. Mowa oczywiście o budowie obrony terytorialnej z prawdziwego zdarzenia, organizacji poboru i organizacji państwa na wzór Izraela. W takim przypadku przy niewielkim zwiększeniu wydatków – można je szacować na nie więcej niż podwojenie obecnych – w ciągu 10 lat, moglibyśmy posiadać potencjał defensywno/ofensywny umożliwiający swobodne decydowanie władz państwa o ewentualnym ataku na dowolny kraj sąsiedni lub skuteczną długotrwałą obronę, z możliwością kontrataku na jednym z głównych kierunków klasycznych zagrożeń strategicznych naszego kraju.
Czy możemy polegać na układzie, w którym jesteśmy? Zdecydowanie tak! Unia Europejska daje nam morze pieniędzy, które możemy wydać w zasadzie na dowolne potrzeby – pod warunkiem przestrzegania ustalonych zasad. Wspólny rynek powoduje, że generalnie nie ma przeszkód w wymianie handlowej, a to, że jesteśmy bardziej kolonią gospodarczą niż partnerem to wina naszej polityki gospodarczej, czy też jej braku a nie naszych partnerów! Chyba najbardziej skrajnym przykładem głupoty gospodarczej jest zaprzepaszczenie stosunków handlowych z Federacją Rosyjską! Jeżeli chodzi o NATO, to tak długo jak ten sojusz będzie funkcjonował w wymiarze wiążącym Niemcy – w naszym interesie jest jego podtrzymywanie. Jednakże musimy mieć całkowitą świadomość, co do faktu, że od pewnego etapu europejskiej integracji – dawne zamorskie kolonie Wielkiej Brytanii – staną się dla nas konkurentem i rywalem. Będziemy musieli wówczas polegać bardziej na kontynentalnym układzie sił, – czyli sojuszu z Niemcami i Francją niż na USA. Czy jesteśmy na to gotowi?
Reasumując – dobrze się stało, że dołączyliśmy do struktur zachodnich. To nie ulega wątpliwości i nie ma, czego żałować. Natomiast to, że pełnimy rolę państwa buforowego i rynku zbytu – to po prostu wynik zderzenia naszego potencjału z potrzebami tych szerszych struktur, do których przynależymy. Nie można się na to obrażać, ale powolną i mozolną pracą – stopniowo zmieniać swoją rzeczywistość, bogacić się i nabierać znaczenia. Nie bez znaczenia jest tutaj zachowanie potencjału biologicznego – w zasadzie ten komponent składowy potęgi państwa – w pewnych fundamentalnych kwestiach jest nie do przecenienia i musimy zacząć na poważnie zajmować się tym problemem, żeby nie groziła nam degradacja do roli państwa dwudziestu-kilko milionowego. Jeżeli tak by się stało, byłaby to najpodlejsza cena, jaką kiedykolwiek zapłaciliśmy za transformację. Naszym celem strategicznym i głównym miernikiem rozwoju i dobrobytu powinna być strategia zwiększania liczby ludności – ustalająca cel np. 50 mln mieszkańców Polski – Polaków w 2050 roku! To jest możliwe! Wymaga jedynie odpowiednio zaprogramowanej polityki.
Jeszcze Polska nie zginęła, ale ma się kiepsko a perspektywy nie są dobre, aczkolwiek w historii już gorzej bywało, tylko nigdy nie było nam tak źle jak ogólnie było tak dobrze!
Co racja, to racja. Mam jednak kilka uwag. Przede wszystkim jako najwększą korzyść wymieniłbym fakt, że po raz pierwszy w całej naszej historii nie tylko nie jesteśmy w stanie wojny, lecz nawet nie jesteśmy zagrożeni! Tu uwaga: wzmiaki o buforze, jeśli – jak zrozumiałem – odnoszą się do kwestii militarnych, nie mają żadnego rzeczowego uzasadnienia, a jeśli chodzi o żniwo śmierci, to mamy je nie w Afanistanie itp. lecz na plskich szosach, a zarazem powstaje ono w wyniku niewydolości służby zdrowia.
Poza tym nie rozumiem, co ma Autor na myśli wspominając jakiś szklany sufit i nie pojmuję sensu zdania kończącego felieton.
Powinniśmy z grupą państw ŚRODKA Europy (np. Węgry, Czechy, Słowacja, Szwecja i może Litwa) stworzyć własny MIKROŚWIAT.
W takiej konfiguracji, bez gapienia się czy to na Zachód, czy Wschód – powinniśmy pozostać.
Szanowny autorze zapomniałeś ,albo nie wiedziałeś ,że NATO w przypadku agresji na Polskę ruszy swoje struktury DOPIERO PO 14 dniach trwania konfliktu.Życzę dobrego samopoczucia w przypadku konfliktu np. z Białorusią ,ostatnio p.Szeremietew o tym głośno bredził.
Jeżeli wybierzemy PiS zamiast PO to Białoruś i Rosja będzie pierwszym celem,drugim Niemcy .Pozdrawiam