• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Czy mamy alternatywę geostrategiczną?

    • By krakauer
    • |
    • 15 sierpnia 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Celem istnienia naszego państwa jest przetrwanie w czasie, przy zachowaniu formalnej suwerenności nad własnym terytorium. Może to nie brzmi zbyt aspiracyjnie, ale jeżeli przyjrzymy się krytycznie historii ostatnich 300 lat, to nie możemy mieć żadnych, powtórzmy – żadnych złudzeń jeżeli chodzi o orientację strategiczną jaką należy obrać, żeby przetrwać.

    Słynne przekleństwo Polski lokalizacji pomiędzy dwoma młotami, dążącymi do współpracy ale raz na jakiś czas zwierającymi się w śmiertelnym starciu mogłoby być naszym atutem, ale nie jest ze względu na niezrozumiałą wybiórczość we wskazywaniu winnych naszych porażek i naszego cierpienia. Historiografia i podążająca za nią polityka ostatnich 23 lat transformacji upatruje wielkiego sprawstwa na wschodzie i wini, wymagając kajania się rosyjską narodowość i państwowość. Podczas gdy pojednanie z Niemcami już się praktycznie dokonało, na temat ludobójstwa ukraińskiego lub litewskiego dokonanego na obywatelach Polski milczymy lub wręcz rżniemy głupa. Zupełnie nie dostrzegamy, że na Łotwie i w Kanadzie do dzisiaj żyją zbrodniarze, którzy katowali i mordowali naszych dziadków i babcie. Jednakże nie ma takiej okazji, którą byśmy przepuścili, żeby nie wbić szpili Rosjanom. Co oczywiście mści się na dzisiejszych relacjach dwustronnych bo na ich olbrzymim, zasobnym w petro i gazo dolary rynku jesteśmy praktycznie nieobecni.

    Polska wiara w to, że jak w Europie popsułyby się stosunki, w wyniku czego Niemcy zaczęłyby wracać do swojej tradycyjnej polityki wschodniej z okresu właśnie ostatnich 300 lat, to uratują nas specjalne stosunki z wielkim mocarstwem za wielką wodą. Nie ma na to jednak żadnych dowodów, a US Marines lądujących na Bałtyku, w celu odparcia pancernych zagonów Bundeswehry jakoś nie da się na trzeźwo wyzwolić w wyobraźni.

    Patrząc na mapę widać, że nie mamy innego sojusznika niż Niemcy. Marzenia o budowie środkowo europejskiego „czegoś” od Szwecji po Węgry, albo jeszcze niżej i szerzej – to lepsze historie niż teleportacja w filmach Sci-Fi, w zasadzie bowiem ona wydaje się realniejsza. W naszych realiach tu i teraz – przetrwanie oznacza przyjazność Niemiec, co władze w Berlinie doskonale wiedzą, dlatego nie śpiesząc się realizują własne cele – okazując wielkoduszność swoim wesołym sąsiadom z Nebenlandu. Problem polega jednak na tym, że dzisiejszy układ sojuszy jest na tyle specyficzny, że wręcz niewyobrażalny. Przypomina… Cesarstwo Rzymskie z okresu jego największej świetności plus dodatki, właśnie takie jak nasz wspaniały kraj. Chyba wszyscy wiemy z historii, kto był przez wieki dziedzicem idei Cesarstwa i jakie przymiotniki ono przez lata nosiło. Czy to zaakceptujemy?

    Kolejny problem polega na tym, że dla części Polaków – sama sytuacja, w której pokojowo współistniejemy z Niemcami jest czymś niepojętym. Oczywiście przyjmowanie co roku kilku miliardów Euro traktujemy już jako coś normalnego, no bo wiadomo – solidarność europejska. Co jednakże, jeżeli rozsądni i mądrzy Niemcy powiedzą – „sprawdzam”, przecież nie można mieć wątpliwości, że te wagony pieniędzy wysyłane na wschód, czołgi, technologie, w ogóle wszystko co nam dają – dostajemy za darmo! To są proszę państwa inwestycje! Żadna armia nie przejdzie ze wschodu na zachód przez nasze terytorium, jeżeli Niemcy uzbroją nas w dużo swoich czołgów! Berlin to doskonale wie! Problem polega bardziej na tym, żeby prędkość bogacenia się Polaków nieco wzrosła, albowiem nie możemy dłużej niż jedno pokolenie być uboższymi (o wiele uboższymi) sąsiadami, ponieważ procesy dyfuzji nigdy się nie skończą. Jednak mentalność robi swoje, nie da się jej odmienić z dnia na dzień nawet jeżeli przysyła się do Warszawy cały arsenał i kontenery Euro!

    W skrócie chodzi o to, że do końca Niemcom zaufać nie chcemy i do końca nie możemy, ponieważ zadra pozostała po ostatniej okupacji nie pozwala na zaufanie. Jednakże jeżeli rozpatrzymy ten dramat w kontekście cynicznej zdrady aliantów zachodnich – sprawa nie jest już taka jednoznaczna, bo co spotkało Czechosłowację po Monachium? Ktoś dzisiaj ich żałuje? Usłyszeli przepraszam? Normalnie ukradziono im kraj i dokonano rozbiorów (z naszym haniebnym udziałem)!

    Swego czasu przewijała się koncepcja neutralności. Ona jednak kosztuje, albowiem jej jedynym skutecznym gwarantem mogłaby być tylko o wyłącznie własna broń masowego rażenia i środki jej przenoszenia – niezależne w znacznej mierze technologicznie. Nie da się inaczej zapewnić bezpieczeństwa nizinnemu krajowi, którego terytorium jest idealnym – klasycznym wręcz terenem do działania dla zorganizowanych związków taktycznych opartych na sprzęcie pancernym. Neutralność wymagałaby od nas olbrzymiego wysiłku finansowego, organizacji państwa na wzór Izraela i traktowania wszystkiego śmiertelnie na serio. A co jest dzisiaj w tym kraju na serio? Smutny los chorych onkologicznie? Szkoda słów.

    Reasumując – tylko układy zbiorowego bezpieczeństwa opierające się na równoległych komponentach wojskowych i gospodarczych, z dążeniem do jedności politycznej – mogą zapewnić stabilizację dla wszystkich graczy w perspektywie średnio i długo okresowej. NATO i UE opłacają się wszystkim, a nam najbardziej – jako gwarancja status quo. Mamy czas powoli się rozwijać i bogacić. Nie zmarnujmy go. Naprawdę, tym razem się postarajmy.

    Jedyną hipotetyczną alternatywą jest zamienienie się z kimś innym na terytorium…

    Polecamy do przeczytania “Cienie geostrategii bez alternatywy