• 17 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Czy jest jakiej lekarstwo na peryferyjność Polski w Europie?

    • By krakauer
    • |
    • 02 stycznia 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Czy to się nam podoba, czy nie – geografia determinuje charakter relacji i procesy wymiany między państwami. W naszym przypadku – państwa buforowego potężnego sojuszu wojskowego i państwa peryferyjnego o dużym stopniu zacofania potężnej Unii gospodarczej i politycznej – geografia powinna być atutem, ale niestety nie jest. Nie jest z tego głównie powodu, ponieważ przez ostatnie co najmniej 10 lat prowadzimy poronioną, idiotyczną, niepotrzebną i bezmyślną politykę wrogości wobec naszych wschodnich sąsiadów. Polska zamiast być pomostem pomiędzy wschodem a zachodem sama sprowadziła się do roli drzazgi w stopie!

    Pomimo niedowładu w relacjach transgranicznych, nadal nie mamy innej koncepcji na zmianę natury naszego położenia w ramach Unii Europejskiej, w zasadzie w ogóle się o tym nie mówi, podczas, gdy tymczasem okoliczne małe kraje – triumfują przyjmując walutę bogatych Niemców i Francuzów! Nie, to wykracza poza nasze możliwości logicznego myślenia, po prostu wolimy być na uboczu w oczekiwaniu na kolejny reset gospodarczy, który dostosuje naszą gospodarkę do widzimisię złodziejów z międzynarodowego centrum finansowego – doprowadzając do ponownego zubożenia Polaków. Nie przyjmowanie Euro jest błędem, który bardzo dużo nas kosztuje ekonomicznie, a może nas kosztować jeszcze więcej w znaczeniu politycznym, o kosztach prestiżowych nie ma nawet co wspominać. Wszyscy mają Euro, tylko nie Polska – przecież Polska – konkurująca głównie tanią siłą roboczą – może sobie pozwolić na to, żeby jej obywatele mieli nadal renty po 200 Euro a 350 Euro, żeby stanowiło pensję minimalną – oczywiście brutto!

    Jednakże istotą dążenia do zmiany musi być dążenie do nadania nowego charakteru dotychczasowym relacjom w zakresie przemysłu i prowadzenia działalności gospodarczej w ogóle. Polska nie może być ograniczana do roli końcówek łańcucha procesów kreacji i wymiany wartości.

    Działanie w tym zakresie jest rolą rządu, który powinien mieć przygotowane odpowiednie narzędzia umożliwiające realizację w praktyce polityki gospodarczej zorientowanej na pobudzanie lokalnej – krajowej przestrzeni społeczno-gospodarczej.

    Niestety jednak praktycznie nic takiego nie ma miejsca – polityka inwestycyjna państwa w zakresie pozyskiwania nowych inwestorów w zasadzie ogranicza się do rozdawnictwa folderów na międzynarodowych lub krajowych targach inwestycyjnych oraz ciągłym sankcjonowaniu zasadności istnienia Specjalnych Stref Ekonomicznych, gdzie de facto rząd uznaje sam, że na normalnych warunkach – nie da się prowadzić w Polsce działalności gospodarczej. To brutalne, ale takie są fakty, zrozumiałe jeszcze jakoś w przypadku budowy fabryki w szczerym polu, ale dlaczego biurowce i outsourcing korzystają z przywilejów podatkowych w dużych miastach – to jest kpina z polskiego podatnika i normalne plucie w twarz tym polskim przedsiębiorcom, którzy nie mają ulg.

    Przez 25 lat złodziejskiej i ludobójczej transformacji nie udało się stworzyć w Polsce żadnego dużego zakładu przemysłowego, który produkowałby coś względnie innowacyjnego w ramach procesu logistycznego zakładającego tworzenie dominującej części wartości dodanej w ramach jego działalności. Co więcej – nie udało się nawet stworzyć klastrów zależności i współpracy, gdzie wiele różnych podmiotów ze sobą współpracuje na różnych poziomach odniesienia (ale co najmniej w trzech branżach jesteśmy prawie bliscy sukcesu). Cały czas jedynie likwidowano zakłady przemysłowe jako nieopłacalne. Efekty widać dzisiaj – Polacy nie mają pieniędzy i nie mają ich gdzie zarabiać, prawie wszystko importujemy.

    Jednakże źródłem wszelkiego zła, które decyduje o naszej peryferyjności jest bezwzględne uzależnienie systemu bankowego od zewnętrznych czynników decyzyjnych. Nie ma w Polsce – może poza jednym – żadnego banku, którego centrala w Polsce byłaby w stanie podjąć decyzję o przyznaniu kredytu na otwarcie działalności przemysłowej powyżej 1 mld złotych – jeżeli nie wchodzą w grę gwarancje Skarbu Państwa lub inne gwarancje państwowe. Jak gospodarka pozbawiona naturalnych regulatorów systemu i podmiotów najlepiej w praktyce wyceniających ryzyko – może w ogóle się rozwijać? Ma ktoś jeszcze jakieś wątpliwości, albo nie rozumie dlaczego biznes na poziomie produkcji krasnali ogrodowych na zasadzie – ja, teść i dwóch „łebków” w sezonie w naszym garażu – to jest mniej więcej wszystko na co można sobie tutaj pozwolić? Oczywiście są przypadki wspaniale rozwijających się polskich firm, ale ze świecą szukać takiej, w której rozwoju pomógłby kredyt bankowy, bankowa wycena ryzyka itd., oczywiście poza deweloperką, albowiem tam krwiopijcy mają najlepsze zabezpieczenia.

    Bez zmiany dramatycznego stanu w bankowości, w której nie chodzi o reprezentowanie narodowych interesów, ale to co jest w tej chwili trudno jest w ogóle nawet nazwać jakkolwiek inaczej niż wyzysk! Nie może być mowy o wyjściu Polski z peryferiów unijnej gospodarki. Nigdzie, naprawdę nawet w najuboższej (ale pięknej i bliskiej naszym sercom Bułgarii) w Unii – nie ma takiego systemu zniewolenia ekonomicznego jaki wytworzył się w Polsce!