- Polityka
Czy da się uzdrowić funkcjonowanie służby zdrowia?
- By krakauer
- |
- 29 listopada 2012
- |
- 2 minuty czytania
Pytanie o to, czy da się uzdrowić funkcjonowanie służby zdrowia w naszym kraju jest jednym z najważniejszych pytań politycznych współczesnej Polski. Niestety właśnie na tym polega dramat służby zdrowia, że pytania o jej uzdrowienie – mają bardzo silną wartość polityczną, gdyż ta sfera życia społecznego już dawno powinna być wyłączona spod działania polityków. Wszystko, czego trzeba do uzdrowienia sytuacji w naszej służbie zdrowia – to pieniądze i dobrze napisane, działające i niepozostawiające żadnych wątpliwości prawo. Wówczas skończy się tak drażniąca społeczeństwo korupcja, skończy się nieprzychylność i robienie łaski przez panie pielęgniarki, – którym się przecież należy, skończy się bycie Bogiem przez lekarza, oraz co tu dużo ukrywać – nadużywanie świadczeń przez pacjentów.
Nie oszukujmy się – realnie składki zdrowotne płaci około połowy społeczeństwa. Reszta tj. dzieci, renciści, emeryci, rolnicy, bezrobotni i nieprodukcyjne zawody specjalne – utrzymywane przez państwo pod kloszem przywilejów – to osoby utrzymywane przez pracującą większość, której składka dzieli się przez dwa! Po prostu płacąc składki na ubezpieczenie zdrowotne – musisz mieć podatniku świadomość, że opłacasz je jeszcze jakiemuś statystycznemu „ktosiowi”.
Na szczęście znaczna część społeczeństwa nie choruje i może żyć w przeświadczeniu, że płaci składki – zupełnie, lub prawie zupełnie nie korzystając ze wsparcia systemu służby zdrowia, – co można podsumować tylko stwierdzeniem, że to naprawdę wielkie szczęście i powód do zadowolenia, albowiem o wiele lepiej jest płacić na służbę zdrowia i nie musieć z niej korzystać niż płacić i być na nią skazanym. Niestety czasami jednak zdarzają się takie sytuacje, że chcąc lub nie chcąc musimy zbliżyć się do świata białych fartuchów, prosta konieczność, jaką powoduje np. poród żony, czy też choroba kogoś z rodziców – i już pomimo tego, że zdrowi i zadowoleni z rzeczywistości – wpadamy w wir lekarsko-szpitalnej niemocy. Dlatego składki trzeba płacić, albowiem problem może dotyczyć każdego prawie w każdej chwili, nie można tolerować sytuacji, że ktoś nie płaci na służbę zdrowia a zarabia! Jednakże prawem płacących jest oczekiwanie, że z tych składek będzie możliwe utrzymanie, jako takiego postulatu dla najbardziej potrzebujących.
Jeżeli nie zdecydujemy się na zwiększenie składek – należy zdecydować się na priorytetyzację, tj. różnicowanie chorych w dostępie ze względu na chorobę wymagającą leczenia i wiek, w którym „najbardziej intensywnie należy leczyć”. Oznacza to w praktyce złamanie Konstytucji, czyli wcześniej jej zmianę, albowiem mamy leczyć wszystkich po równo. Jednakże nie ma i nie może być żadnego uzasadnienia dla systemu, w którym miliony ludzi chodzi do lekarza nawet po przysłowiowe wypisanie recepty i osłuchanie się stetoskopem wraz ze zmierzeniem ciśnienia, podczas gdy dla dziesiątek tysięcy chorych na śmiertelna choroby nie ma pieniędzy na najbardziej kosztowne i wymagające procedury medyczne. Dlatego należy postulować, że do pewnej kwoty obywatel musi leczyć siebie i swoje dzieci sam. Natomiast od pewnej kwoty, w momencie, gdy w grę wchodzą najpoważniejsze choroby i konieczność leczenia ich następstw i wynikających z nich komplikacji – powinno wkraczać państwo. Dlaczego? Ponieważ ogólna zamożność przeciętnych Polaków jest taka, że z grypy są w stanie wyleczyć się sami i sami zapłacić za wizytę lekarską, natomiast wyleczenie się z nowotworu – przy pomocy prywatnego finansowania oznaczałoby często konieczność sprzedania mieszkania, (co najmniej), bo często może się okazać, że i to mało! Kogo leczyć? W pierwszej kolejności oczywiście tych, którzy płacą na system, albowiem bez ich składek nie da się go utrzymać i leczyć całej reszty. Niestety – bez względu jak to brzmi, – jeżeli jest czegoś mało decyduje atawizm.
W praktyce oznaczałoby to konieczność wprowadzenia dodatkowych ubezpieczeń zdrowotnych, które przejmowałyby koszt „prostego” i „standardowego” leczenia u lekarzy pierwszego kontaktu, które dzisiaj jest finansowane przez znaczną część środków NFZ. Oznaczałoby to oczywiście zwiększenie wydatków gospodarstw domowych na leczenie, jednakże nie może być inaczej – ten, kto korzysta musi płacić i ponosić koszty funkcjonowania systemu. Nie da się go zawiesić w próżni i finansować przychodami z „łupków”. Nie można wierzyć w bzdury i głupoty!
Jeżeli państwo będzie w stanie zapewnić naprawdę równy i powszechny dostęp do zaawansowanych i drogich procedur i świadczeń medycznych – to będzie olbrzymi sukces. Należy się spodziewać, że z czasem ilość zapotrzebowania na leczenie się w pierwszym kontakcie – zmaleje do poziomu realnego tj. takiego, w którym ludzie naprawdę muszą iść do lekarza, a nie idą tam ze zwyczaju, dla towarzystwa lub ponieważ się im należy – to korzystają.
Wszystkie dobra rzadkie muszą podlegać reglamentowaniu inaczej przy zachowaniu powszechności dramatycznie pogorszy się ich, jakość i dostępność. W naszym interesie jest zapewnienie funkcjonowania systemu, który nikogo nie będzie wykluczał, wymusi efektywność, spowoduje poszanowanie dla dobra, jakim jest dostęp do lekarza – a zarazem zapewni finansowanie systemu przy priorytecie dla poważnych chorób i terapii, na których opłacenie przeciętny człowiek nie ma szans.
Alternatywą może być tylko i wyłącznie i tak postępująca prywatyzacja, która dzieje się na naszych oczach, albowiem poszczególne jednostki służby zdrowia przechodząc w prywatne ręce racjonalizują wszystkie sfery swojej działalności, na której mogą cokolwiek zaoszczędzić – żeby móc wypracować zysk dla swoich nowych właścicieli. Będzie to oznaczać, że za parę lat w naszym kraju będzie mniej szpitali i mniej przychodni – a wszystkie będą jeszcze mniej dostępne, gdyż zmniejszenie ilości placówek spowoduje zwiększenie kosztu poszczególnych świadczeń, – co podniesie ich, jakość – ale ograniczy ilość. Różnica będzie tylko w sprawniejszym zarządzaniu, gdzie placówki prywatne dzięki lepszemu zarządzaniu mogą wywołać wrażenie sprawności funkcjonowania – przy pomocy tak prostych trików jak np. dzwonienie do pacjenta z informacją o terminie wizyty. Zdecydowanie to uprości funkcjonowanie całości i spowoduje, że być może nie będzie lepiej i dostępniej, ale ludzie będą się czuli szanowani.
Może nie ma innej drogi niż właśnie żywiołowa prywatyzacja? Kto nie ma pieniędzy po prostu będzie chorował i szybciej umrze? Niestety takie mamy realia, a będzie jeszcze gorzej.
Przejdź na samą górę