• 16 marca 2023
    • Polityka

    Czego byśmy sobie życzyli w 2022 roku? (cz1)

    • By krakauer
    • |
    • 01 stycznia 2022
    • |
    • 2 minuty czytania

    Czego byśmy sobie życzyli w 2022 roku? Można to nazwać naszym „koncertem życzeń”, może bez muzyki i bez wesołości, bo nie ma powodów do radości. Pozostaje subiektywny pragmatyzm i zimna kalkulacja, bo to czego się obawialiśmy jako negatywnych scenariuszy możliwych do zmaterializowania się w nadchodzącym 10-cio leciu, wydarzyło się w ciągu roku. Co samo w sobie jest fascynujące z punktu widzenia nauk politycznych, społecznych i ekonomicznych, ale się dzieje widzimy to w ekranach naszych telewizorów i będziemy widzieć, tak długo jak długo będzie nas stać na prąd elektryczny.

    Podzielimy zagadnienia klasycznie na politykę wewnętrzną w ogólnym rozumieniu, politykę gospodarczą w państwie oraz politykę zagraniczną. Należy te wyróżniki rozumieć możliwie ogólnie i jak najszerzej, nie będzie to żadna dokładna prognoza – interesuje nas poziom najwyższych agregatów, które warunkują całokształt na najwyższym wymiarze strategicznym.

    W polityce wewnętrznej w jej ogólnym rozumieniu już chyba nie może być gorzej. Brakuje dialogu, ale on nie jest możliwy ponieważ nie ma aktorów, którzy byliby do niego zdolni. Rządzący kacykowie największych frakcji, cieszą się, że mają posłusznych osłów pod sobą, realizujących swoje mniej lub bardziej partykularne interesy. Dzięki temu, sami mogą trzymać ster i realizować własne wizje, w których napędem jest wzajemna plemienna nienawiść. Efektem jest spirala niemożności – to przez nich nie przyjęliśmy Euro jak mogliśmy, to przez nich nie zapadły decyzje o budowie energetyki jądrowej jak to było politycznie możliwe, to przez nich nie zreformowano i rozbudowano armii, to przez nich straciliśmy wiele potencjału rozwojowego, zadowalając się „panem Zenkiem”, piwem z dyskontu i rosołkiem w niedzielę. Niestety elity w tym kraju są aspiracyjne, ale dla swoich rodzin, najbliższych i klientów, całą resztę traktują jako ZASÓB, którym się zarządza i z którego się czerpie. To bolesne, ale to jest prawda. Do póki to się nie zmieni, a się nie zmieni tak długo, jak długo władzę mają ONI (tu nie chodzi o aktualnie rządzących tylko o całą elitę).

    Reasumując, w polityce wewnętrznej życzylibyśmy sobie więc dialogu. To dialog jest potrzebny, uwolniony od partykularyzmów, zawiści, głupoty, tępoty jak i nowych sposobów postrzegania rzeczywistości, w których sra się we własne gniazdo i donosi na własny kraj do obcych, czyniąc ogółowi szkodę. Takich ludzi, którzy się tego dopuścili, trzeba tak samo eliminować z procesów politycznych, jak tych, którzy źle rządzą. Niestety nie ma do tego mechanizmów. A najpotężniejsza siła społeczno-polityczno-ekonomiczno-religijna w „tym kraju”, zajęła stanowisko po jednej ze stron sporu, bo tak jest dla niej optymalnie.

    Jedynym sposobem na budowę dialogu jest metodyczna praca u podstaw, docieranie do jednostek, które przynajmniej zrozumieją, co ma się do powiedzenia i dlaczego. Bez schematyzmów ciągnienia retorycznego w sensie „wina Tuska”, czy inne wyzwalacze percepcyjne.

    Polityka gospodarcza w państwie ma dwa wielkie wyzwania generalne: inflację i energetykę. Inflację trzeba ograniczyć, chociaż ceną może być wzrost oprocentowania kredytów oraz bezrobocie. Energetykę trzeba modernizować i zmienić, bo nie ma innej alternatywy. Co do tych faktów, nie ma dyskusji. Problemem jest jednak to – jak to zrobić, w jakim czasie i jakie ofiary możemy ponieść? Bo ofiary będą.

    Nie ma możliwości ograniczyć inflacji, bez ograniczenia wydatków publicznych na rozdawnictwo socjalne. W praktyce przełoży się to na mniejsze możliwości zakupowe ludności. Będzie mniej popytu na dole gospodarki. Mniej sprzedanych kiełbasek i piw, mniej sprzedanego gazu, mniej sprzedanej benzyny. Jeżeli mówi się o tym że jest możliwa dynamika cen energii na czerwiec 2022 na poziomie 27% to mówimy o tym, że piekło nie zamarzło, ale wybiło i rozlewa się po świecie. W praktyce bowiem, to będzie więcej, niż 27%, obniżenie akcyzy to średnie pocieszenie, bo rachunki i tak wzrosną i to znacznie. Generalnie należy spodziewać się wzrostu cen energii na poziomie przeciętnie 50%. Tak, to jest szokujące, ale taka jest rzeczywistość. To będzie się przekładało na ogólną inflację, której trzeba się spodziewać na poziomie około 10% lub więcej ile więcej, to zależy od duszenia inflacji podwyżką stóp i ograniczaniem rozdawnictwa.

    Rząd niestety przebimbał pieniądze z opłat emisyjnych, wydając je na rozdawnictwo socjalne i kolejne tarcze, w których pomaga głównie wybranym grupom społecznym, przeważnie pokrywającym się z jego elektoratem. To jest nie do zniesienia, ponieważ pokazuje, że nie jesteśmy równi wobec prawa. Dlaczego nie wydano tych pieniędzy na inwestycje w energetykę? Czy naprawdę rząd nie widzi związku pomiędzy cenami energii, a inflacją?

    Reasumując, w polityce gospodarczej w „tym państwie”, życzylibyśmy sobie działań ograniczających inflację i reformy energetyki – zaczętej na poważnie i w dużej skali. Można to zrobić tylko przez poświęcenia. Będzie drożej, będzie mniej na talerzu, będzie więcej bezrobocia – w konsekwencji będą problemy. Mechanika wewnętrzna, w której grabi się ludzi, żeby rozdawać tylko niektórym nie ma możliwości wytrzymania, to musi upaść. Bez energii nie będzie zaś niczego, po prostu nie ma mowy o kontynuacji, jak również stan rzeczy, w której ceny głównych nośników mediów rosną 10-cio krotnie dla wybranych odbiorców – to aberracja. W stanie rzeczy w jakim się znajdujemy, nie można sobie pozwolić na rezygnację ze stabilnych, przewidywalnych i w istocie tanich dostaw rosyjskiego gazu. Jeżeli wybieramy gaz jako paliwo przejściowe dla energetyki, to musimy mieć zapewnione jego dostawy. Oczywiście, można importować rosyjski gaz z Niemiec, jak to już ma miejsce, tylko jaki to ma sens? Czy naprawdę tak ma wyglądać nasza niezależność i suwerenność energetyczna? Import rosyjskiego gazu z Niemiec lub dmuchanie w pusty gazociąg z Norwegii z ich wysychających złóż gazu? Czy wszyscy jesteśmy szaleni, czy naprawdę coś się stało, że nie widzimy stada słoni rozpychających się w salonie? Wybawieniem nie będą gazowce z USA, z tej prostej przyczyny że nie wiadomo dokąd popłyną.

    Wnioski w zakresie polityki wewnętrznej i polityki gospodarczej są w tej chwili niemożliwe. Dzieją się rzeczy, na które mamy tylko pośredni wpływ, ale nasze narzędzia oddziaływania są prawie żadne. Nie mamy strategii i nie mamy rezerw, wszystko zostało przejedzone i stracone, a dalsze zadłużanie się przez drukowanie pustego pieniądza, oznacza grzanie w kotle w którym rozwija się pętla inflacyjna. Głupia sprawa, ale jakby ktoś nie zauważył, to zarządzanie państwem nie może się już dłużej opierać na pobieraniu haraczu w podatku i rozdawaniu go swoim poplecznikom.

    Zapraszamy na cz. 2 felietonu, poświęconą polityce zagranicznej.