- Ekonomia
Czas na manewr gospodarczy?
- By krakauer
- |
- 08 kwietnia 2013
- |
- 2 minuty czytania
Określenie „manewr gospodarczy” prawdopodobnie głęboko przeraża osoby pamiętające nonsensy gospodarcze i marnotrawstwo średniego okresu PRL-u. W telegraficznym skrócie – Edwardowi Gierkowi i jego ekipie chodziło o podtrzymanie wzrostu gospodarczego po roku 1975, kiedy to to 1980 roku próbowano za wszelką cenę doprowadzić do zbilansowania się handlu zagranicznego i zmniejszenia konsumpcji wewnętrznej, jak stało się jasne, że nowych kredytów na konsumpcję nie będzie.
Współcześnie również osiągnęliśmy już stan, w którym wiadomo, że nowych kredytów prawie na pewno nie będzie, – ponieważ nie tylko osiągamy próg bezpieczeństwa konstytucyjnego, ale po prostu nikt nam nie pożyczy, gdyż nie damy wiarygodnej odpowiedzi, – z czego to spłacimy.
Ze względu na zbliżający się „klif fiskalny”, czyli brak możliwości równoległego finansowania na bieżąco kosztów obsługi zadłużenia, transferów społecznych oraz wydatków publicznych – powstanie problem z rozwiązaniem dylematu eksploatacji źródeł finansowania a cięcia wydatków. Po prostu nie będzie pieniądza w systemie publicznym na tyle, żeby udźwignąć wszystkie ciężary nawet, jeżeli jakimś cudem społeczeństwo się nieco wzbogaci po wprowadzeniu Euro – miejmy nadzieję po w miarę niedewastującym naszych dochodów kursie.
Właśnie w tym ostatnim z pozoru nic nieznaczącym zdaniu może się zawierać cały dramat naszego przyszłego zubożenia, albowiem jest prawie pewnym, że nasze państwo – będzie usiłowało poprawić swoją konkurencyjność skokowo w momencie wyznaczania kursu wymiany automatycznej złotówki na Euro. Ponieważ będzie to proces niezwykle intratny dla tych, którzy będą znali wcześniej przynajmniej możliwe widełki – należy już obecnie powołać specjalną służbę specjalną lub przynajmniej stosowny departament w takiej – mający na celu tylko i wyłącznie śledzenie przestępczości zorganizowanej i przestępców w „białych kołnierzykach”, którzy z niewiadomych źródeł dowiedzą się o tym niezwykle ważnym kursie odpowiednio wcześniej i dokonają stosownej operacji. Możemy jednak być prawie pewni, że państwo zagra na deprecjację – właśnie w celu poprawy konkurencyjności gospodarki, przy okazji nas zubażając no, ale o tym nikt nam nie powie – łykniemy przewalutowanie jak grzeczne żabki.
Istota manewru będzie specjalny podatek „widełkowy”, czyli dewaluacyjno-deprecjacyjny polegający na tym, że obniżenie kursu poniżej poziomu spodziewanego i zdyskontowanego np. o 10% – usunie z rynku taką ilość masy pieniężnej, ona po prostu wyparuje powodując radość u ministra finansów – ktokolwiek by nim nie był. Taki podatek na całą gospodarkę pieniądza papierowego to wspaniała sprawa, można jedynie mieć nadzieję, że rząd nie będzie zachłanny i ograniczy się do np. 0,3% to i tak będzie gigantyczna kwota.
Nie oznacza to, że trzeba się bać wprowadzenia nowej waluty! Absolutnie nie! To jest proces nie do uniknięcia! I w dłuższej perspektywie prawie na pewno bardzo korzystny – będziemy po prostu mieć, jako kolonia gospodarcza te same pieniądze, co metropolia – to wszystko bardzo uprości. Jednakże w naszym interesie jest dokonanie wymiany pieniądza po jak najkorzystniejszym kursie – odzwierciedlającym kurs rynkowy, tak żeby nie doprowadzić do zakłóceń gospodarczych, ponieważ na dobrą sprawę – zwiększenie konkurencyjności poprzez jednorazowe zubożenie to nic innego jak nakładanie specjalnego podatku i obniżanie ogólnego potencjału.
Biorąc pod uwagę nieodpowiedzialność i brak jakiejkolwiek realnej kontroli nad Radą Polityki Pieniężnej – prowadzące ten organ do popełniania błędów, za które nie ponosi odpowiedzialności – należy się zastanowić już dzisiaj, w jaki sposób dokonać doszlifowania kursu wartości przewalutowania złotówek na Euro. Może warto pomyśleć o rozwiązaniu przejściowym tj. wprowadzeniu dwuwalutowości – Euro i związanej z nim w widełkach złotówki, której jednak nie będziemy bronić za wszelką cenę? To by mogło być bezpiecznikiem lepszym niż wszelkie manewrowanie przy kursie wymiany.