• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Cywilizacja polska?

    • By krakauer
    • |
    • 03 lutego 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    W historii świata tworzonej przez władców, religie, narody i ich państwa najbardziej zapisały się te z nich, które były w stanie wytworzyć własną kulturę. O kwalifikacji do wyróżnienia decydowała zawsze w decydującym stopniu oryginalność i komplementarność umożliwiająca efektywne funkcjonowanie danego systemu przez jakiś czas w historii. Jednakże w continuum czasowym najbardziej liczą się te cywilizacje, które były w stanie wytworzyć i przekazać otoczeniu wartości uniwersalne. Powód takiej gradacji jest naturalny – jedynie cywilizacje w jakiejś mierze uniwersalistyczne są na tyle pokojowo kompatybilne, że mogą współistnieć i stworzyć coś wspólnego w postaci ogólnego globalnego postępu. Wszystko inne – setki, a nawet tysiące ludów, narodów, religii i państw po prostu przemijają – tworząc różnego rodzaju tymczasowości utrzymywane siłą mięśni, ofiarnością żołnierzy, dzietnością kobiet – nikną w czeluściach historii pochłonięte albo banalnie zapomniane. I kto po nich zapłacze? Kto wspomni błysk chwały minionej? Triumfy zapisane w kamieniach w nieznanych językach? O ile takie coś się udało osiągnąć a do dzisiaj da się odczytać dany język. Liczy się tylko ten, kto potrafi przetrwać i narzucić swoją kulturę innym – tworząc cywilizację na tyle konkurencyjną, że zdolną do wytrzymania dialogu konkurencyjnego z innymi.

    Początki słowiańszczyzny zachodniej nikną w mrokach przeszłości. Nie wiemy skąd pochodzimy, nie mamy żadnego dziedzictwa kultury materialnej przed resetem chrześcijańskim, jaki nastąpił na przełomie pierwszego millenium. Co więcej – odsłaniające się przekazy historyczne obcych kultur wskazują, że jesteśmy następstwem wymieszania się i eklektyzmu tego, co kotłowało się na pograniczu cywilizacji zachodniej przez wieki a kolejną falą przybyszów, która okazała się na tyle genetycznie silna, a zarazem brutalna, że zdołała opanować terytorium i wytworzyć zręby własnej organizacji terytorialno-plemiennej. Nasze szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że szczyt naszej wczesnej organizacji przypadł na szczyt rozwoju cywilizacji średniowiecznej chrześcijańskiej Europy, której presji cywilizacyjnej w rozumieniu komponentów: militarnego, religijnego i kulturowego byliśmy poddani na tyle skutecznie, że wykorzystaliśmy szansę na dopasowanie się, dialog i współistnienie. Umożliwiło to nam przetrwanie i rozwój – już w paradygmacie świata zachodniego chrześcijaństwa, czemu zawdzięczamy takie błogosławieństwa jak: zachodni – łaciński alfabet, przeszczepienie kodu kulturowego zachodu, który jest dla nas naturalny i zrozumiały oraz niesłychanie ważne – niekonkurencyjne ustalenie relacji tzn. twórców i biorców kultury. To, co przez wieku tworzy zachód – my przyjmujemy i przetwarzamy wykorzystując na tyle efektywnie na ile pozwalają nam nasze umiejętności i sposób rozumienia spraw.

    Niestety poza jednym okresem historycznym tzw. złotego wieku – cała reszta naszej historii to tylko i wyłącznie trwanie lub próby przetrwania. Zachód zrozumiał, że jesteśmy w stanie wytworzyć regionalny ośrodek konkurencyjny, który nie jest mu potrzebny do zabezpieczenia relacji z Imperium Słowian wschodnich, albowiem ośrodek niezależny zawsze oznacza jakąś formę pośrednictwa, a pośrednictwo to koszty i opłaty, a po co płacić, – jeżeli można brać całą stawkę, w tym wzmocnienie potencjału poprzez interioryzację potencjalnie konkurencyjnego ośrodka? Teza, że nasza przynależność do struktur zachodnich jest adekwatnym następstwem rozbiorów jest być może zbyt śmiała, jednakże wystarczy spojrzeć na mapę – wyraźnie widać, jaka część Polski z okresu jej samodzielności jest w strukturach zachodnich a jaka na wschodzie. Dawny potencjał został podzielony i przetworzony, nie stanowi obecnie konkurencji ni dla zachodu ani dla wschodu – jedynie uzupełnia potencjał obu potęg bez kosztów za obsługę transferów.

    Cenę za myślenie o niezależności bez wpasowania się w relację wschód-zachód zapłaciliśmy straszną. Od września 1939 roku do końca 1989 roku – 60 lat różnych form i stopni okupacji oraz ograniczenia samodzielności w połączeniu z wojną, próbą biologicznego unicestwienia i prześladowaniami potrzebnymi do złamania kodu niepodległości na rzecz podległości. Warto pamiętać o tym, że nie był to tylko nasz indywidualny błąd, pośrednio zostaliśmy w niego wpisani przez konflikt „naszych sojuszników” i Niemiec – ówcześnie dążących drogą konfrontacji do supremacji. Musimy o tej bolesnej lekcji geopolityki pamiętać, błędy nie mogą się powtórzyć – nie możemy być nawet postrzegani o ambicję bycia cieniem kopyta konia trojańskiego USA w Europie, a co dopiero samym koniem! Nigdy więcej nie będziemy walczyć przeciwko naszej własnej cywilizacji, którą przez 1000 lat przyjmowaliśmy harmonijnie i bez sprzeciwu.

    Obecnie jesteśmy na etapie domykania dostosowania się do paradygmatu zachodniego, który jest właśnie w momencie przedefiniowania się, dzięki czemu mamy możliwość zapewnić sobie lepszą pozycję w redefiniującym się układzie. Przy czym jest oczywistym, że poziom naszych aspiracji wyznacza poziom naszego potencjału i zdolności, więc nie możemy oczekiwać zbyt wiele grając ponad stawkę naszych możliwości. Warszawa to nie Paryż, a Kraków to nie Mediolan, jednakże tylko od nas zależy „jak bardzo nie”.

    Biorąc pod uwagę, że nawet chrześcijaństwo przekształciliśmy na „swoją wersję”, roztopienie kulturowe w Europie raczej nam nie grozi, przynajmniej tak długo jak długo uda się nam utrzymać wspólnotę języka i poczucie wspólnoty narodowej. Przy czym trzeba się pogodzić, że te pojęcia także będą ulegały przekształceniom, albowiem koszt przynależności do Wspólnoty oznacza dostosowanie.

    Prawdopodobnie istniejący wielki spór narodowy, w który zaangażowany jest także Kościół dominujący oraz znaczna część sił społecznych w kraju to w istocie nic innego jak wewnętrzna reakcja na dziejące się przystosowanie państwa i Narodu do dalszych poziomów integracji. Nie można się zachodzącym procesom przeciwstawiać, albowiem nie ma alternatywy – coś takiego jak cywilizacja polska nie istnieje, wszelkie reminiscencje przeszłości to przeważnie groby naszych przodków lub bezimienne mogiły. Za niebyłe iluzje historyczne zapłaciliśmy już wiele, zbyt wiele. Wystarczy.