- Polityka
Cisza przed grecką burzą czy to już schadenfreude?
- By krakauer
- |
- 07 czerwca 2012
- |
- 2 minuty czytania
Wizja wyborów 17 czerwca pogodziła europejskich decydentów, co do jakichkolwiek złudzeń na temat przyszłości Grecji. Europa, a zwłaszcza największe kraje – Niemcy i odmieniona po wyborach Francja, nie mają najmniejszego zamiaru pokazać grekom nawet Euro, jeżeli ten kraj nie przeprowadzi dalszych reform. Unia Europejska formalnie postawiła Grecję pod murem, oświadczając że nie ma możliwości odwrotu od planów oszczędności budżetowych, za którymi nie ma większości w powyborczym parlamencie w Atenach. Nawet Przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso – człowiek wyjątkowo rozsądny, nawet jak na eurourzędnika, wezwał przedstawicieli greckiej sceny politycznej do zachowania rozsądku, reagując na wejście do greckiego parlamentu partii, które za czołowe hasła wyborcze przybrały retorykę zerwanie z polityką oszczędności. Ta pozornie niezauważalna wypowiedź przeszła bez echa w polskich mediach, Polscy Europosłowie zajęli się wieszaniem krzyża w budynkach należących do instytucji europejskich, a nie analizowaniem tak niesłuchanie istotnych sygnałów. W swojej wypowiedzi, którą można przeczytać pod powyższym linkiem Barroso powiedział ogólnie o „tych krajach”, że „nie mają wyboru”, poza „celowym niewywiązywaniem się z umów”, ale to będzie oznaczać przerwanie europejskiego solidaryzmu. Proste, banalne, dosadne, nic dziwnego że zupełnie niezauważone przez nasze mainstremowe media, dodatkowo zachłyśnięte w tej chwili mistrzostwami gry w piłkę kopaną…
W tej wypowiedzi zawarto coś niesamowitego, no bo jak to państwa członkowskie Unii Europejskiej mogą nie mieć wyboru w kwestiach kluczowych definiujących ich być lub nie być? O co chodzi eurourzędnikom? Przecież Grecja ma absolutne prawo najnormalniej na świecie zamknąć sklepik, wydrukować drachmę i z uśmiechem na ustach ogłosić bankructwo – a następnie niech się dzieje co chce, bez względu na konsekwencje, jak one brutalne dla Greków i ich wierzycieli by nie były. Dlaczego Grekom odbiera się prawo do decydowania o własnej suwerenności? Unia Europejska nie stała się nawet realną konfederacją, a wspólną walutą nie da się zastąpić wspólnej władzy politycznej, tylko i wyłącznie dlatego, albowiem pomimo całej potęgi ekonomicznej pieniądza – bez demokratycznej legitymacji, mamy do czynienia z tyranią i uzurpacją władzy, a nie z demokracją i budową czegoś ponadnarodowego. Trudno jest bronić Greków, ale nie mniej winni są twórcy wspólnej waluty, tworzący jej podstawy bez zabezpieczeń wynikających z ludzkiej głupoty i chciwości. Obecnie, kiedy Grecja stoi przed faktycznym kryzysem państwa łatwo się mówi o przezorności, marnotrawstwie, zarzuca Grekom ich przewiny i błędy, a zarazem podkreśla zaangażowanie Europy – solidaryzującej się z krajem w kryzysie. To wszystko to typowa niemiecka schadenfreude, natomiast nie ma w tym niczego prawdziwie solidarnego w niesieniu pomocy.
Faktem jest, że greckie elity wykorzystując dekadę prosperity okresu Euro zadłużyły swój kraj i społeczeństwo ponad jakikolwiek dopuszczalny przez rozsądnych ludzi poziom. Greckie zadłużenie przerosło możliwości spłaty, tego stosunkowo niebogatego społeczeństwa, mającego specyficzną mentalność. Greckie błędy w połączeniu z ich zwyczajami w funkcjonowaniu systemu jakim nazwalibyśmy greckie państwo, spowodowały że nastąpiła ogólna katastrofa. To nie podlega żadnej dyskusji, takie są fakty. Przez cały ten okres mądrzy analitycy zachodnich banków i ośrodków kształtowania opinii, obserwowali tonącą Grecję, której rząd bezczelnie fałszował statystyki, raportował Brukseli z wdzięcznością o sukcesie w budowie nigdy nie wybudowanych portów za unijne pieniądze, wypłacał renty i emerytury nawet na nieżyjących Greków, dopuścił się machinacji finansowych z pewnym amerykańskim bankiem nazywanym otwarcie winnym kryzysu, dlatego jego nazwy tu nie wymienimy. Wszystko to trwało, działo się – na oczach Europy. Grecy zrobili to wszystko przed otwartymi oczami urzędników z Brukseli, którzy nie mogli się nadziwić podczas wakacji, że nie ma dróg, mostów, czy też portu – o których czytali w raportach i oglądali piękne prezentacje na swoich komputerach. Stąd wyszło, tak jak wyszło. Najbardziej na tym cierpi greckie społeczeństwo, nie mające możliwości wyemigrować, albowiem przecież wszyscy nie mogą opuścić Grecji.
Grecja nie wydobędzie się z marazmu, tak długo jak będzie państwem konsumentów. Grecy muszą zacząć produkować i eksportować oraz rozwijać eksport wewnętrzny czyli turystykę, albowiem w przeciwnym wypadku nie ma możliwości zapewnić finansowania tego kraju w dłuższej perspektywie czasowej. Kryzys, który obserwujemy, to kryzys nowego typu – odprysk świata postkapitalistycznego, w którym mały i stosunkowo słaby kraj upada ponieważ wyczerpały się możliwości finansowania jego konsumpcji a źródełko generowania gotówki okazało się bardzo słabe. Zbyt słabe, żeby umożliwić zasilanie w pieniądz gospodarki przyzwyczajonej do stosunkowo wysokiego poziomu życia. Grecja jest ofiarą własnej polityki, realizowanej w oparciu nadzwyczajne możliwości, których ten kraj – w postaci Euro, nigdy nie powinien mieć.
Przyjęcie Euro przez państwa mało znaczące politycznie na arenie unijnej, de facto zamieniło te suwerenne państwa w quasi korporacje, posiadające swoje terytorium, ochronę, regulaminy, pracowników itd., ale nie mające możliwości generowania gotówki zasilającej własny system gospodarczy w inny sposób niż z podatków, sprzedaży mienia lub pożyczek. Pieniądz stał się dla tych krajów czymś zewnętrznym, zgodnie z Teorią Pieniądza Negatywnego. Dla greckiego rządu, pieniądz stał się aktywem o który tenże rząd zabiega, na równi z innymi graczami na własnym i na ponadnarodowym rynku. Jakiekolwiek manipulowanie pieniądzem, tak uwielbiane przez rządy stało się niemożliwe. To dobre dla ludzi krajów mających mentalność oszczędzania. A nie dla państw kultury nieograniczonego konsumpcjonizmu. To, że rządy drukują pieniądze jest praktyką tak powszechną, że nikogo to nie dziwi – zwłaszcza jak to robią kraje najbogatsze, a w szczególności USA Quantitative easings, to amerykańska specjalność – przekonywania świata, że dolar którego ilość nagle w obiegu zwiększa się o 1/3 w wyniku druku elektronicznego pieniądza – nadal jest tym samym dolarem co wczoraj, a nie jedynie 66% tegoż dolara. To przerażające do jakiego stopnia zniewolenie ekonomiczne może wpływać na sferę polityczną. Biedni Grecy pozbawieni tego przywileju zapłacą poziomem życia w zamian za błędy swojej elity.
Być może Grecy wybiorą wariant kontrolowanego bankructwa i funkcjonowania w warunkach inflacji utrzymywanej w ryzach? Dobrym pomysłem byłaby waluta równoległa, coś na kształt naszego bonu dolarowego (już chyba nikt o bonach nie pamięta). Alternatywnie zacisną pasa i pogodzą się z pauperyzacją i obniżeniem poziomu życia. Każdy inny scenariusz będzie dla Greków tragiczny. Co oczywiście nie upoważnia instytucji unijnych do ograniczania suwerenności tego państwa. Należy wyciągać wnioski z greckiej tragedii.
Przejdź na samą górę