• 16 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Chyba znowu będziemy przedmurzem, murem czy też, co najgorsze tarczą zachodu!

    • By krakauer
    • |
    • 19 grudnia 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Geopolitycznie Polska jest zorientowana na zachód, zupełnie odpuściliśmy – cywilizacyjnie, społecznie, kulturowo, gospodarczo, politycznie i oczywiście militarnie wschód. Cywilizacja europejska formalnie kończy się na Bugu i dalej biegnie wschodnimi granicami państw bałtyckich, wszystko, co dalej na wschód to terra incognito. Otóż problem polega na tym, że być może dla zachodu tak może być – tak może się wydawać, ale w żadnej mierze tak nie powinno być dla nas, jednakże niestety jest i chyba będzie.

    Pierwsza zasadnicza sprawa – czy to się nam podoba czy nie, nasze położenie geopolityczne ze względów strategicznych jest zwornikiem tranzytowym. Po 1990 roku tak się sympatycznie złożyło, że mogliśmy chcieć przyłączyć ten „zawias” do zachodu, a tenże zorientował się, że może wykorzystać tą okazję. Jest to coś nowego w historii tej części świata, albowiem przecież nawet zabory Polski – miały na celu zachowanie status quo, to znaczy każdy z zaborców otrzymał swój kawałek tortu (raczej ziemniaka, ale nie spierajmy się) i obłożył go twierdzami jak się tylko dało nie po to, żeby ładnie oglądać marsze paradne, ale głównie dlatego, ponieważ panowanie nad doliną Wisły oznacza strategiczną przewagę umożliwiającą każdemu graczowi w regionie zachowanie inicjatywy strategicznej. Udowodniły to zarówno kampanie napoleońskie, jak i wojna polsko-bolszewicka, czy też inwazja wojsk niemieckich na ZSRR, nie mówiąc już o kontrofensywie niepokonanej Armii Czerwonej. Obecnie natomiast – całość tego terytorium, z wyjątkiem dawnych polskich wschodnich rubieży, które uczyniłyby obronę państw bałtyckich czymś możliwym jest we władaniu zachodu. Oznacza to terytorium i potencjał kraju, czyli coś o władanie nad czymś przynajmniej od połowy XVIII wieku trwał stale historyczny spór! Jest to fakt i wyznacza on przewagę geostrategiczną zachodu.

    Nic na to nie poradzimy, nawet zbudowanie murów i twierdz nic by nie dało, może tylko wypiętrzenie się wszędzie gór – poprawiłoby naszą sytuację. Musimy się liczyć z tym zawsze, niestety renta za położenie – w każdej chwili może się zamienić ponownie w przekleństwo. I to, co najśmieszniejsze bez naszej winy.

    Dzisiaj się tego nie mówi, ale jesteśmy buforem – lustrzanym odbiciem Białorusi – w relacjach geostrategicznych Rosji i Zachodu. W ten sposób terytoria naszych państw są współcześnie rozpatrywane przez planistów wojskowych. Podobnie Ukraina, w zależności od tego czy uda się jej zachować niezależność i nie pchać się w ewentualną awanturę. Państwa bałtyckie natomiast – to języczek u wagi, którego Moskwa nie popuści, choćby miała oddzielić się od nich morzem – robiąc z nich półwysep kończący się na granicy litewsko-polskiej. Naturalną grą geostrategiczną kremla jest gra na osłabienie Polski w jej nowej prozachodniej pozycji, a docelowo dominacja nad tym obszarem, przy czym nawet nasza ewentualna neutralność – jak w okresie dogorywania I Rzeczpospolitej przez cały XVIII wiek – to już zwycięstwo Kremla, albowiem następuje wyrwanie zawiasu z zachodniej futryny. Warto przy tym także pamiętać o mało dostrzeganym aspekcie. W historycznym ujęciu relacji wschód-zachód, poza czasami Hunów i Mongołów-Tatarów – bilans wzajemnych konfliktów wyraźnie wskazuje na większą agresywność zachodu – Schizma – i skonfliktowanie kulturowe z Bizancjum, Krzyżacy, Napoleon, Hitler. Wszystkie te siły chciały opanować wschód, włącznie z Polakami – w ograniczonym zakresie. Natomiast państwo Rosyjskie w zasadzie głównie się broniło, z wyjątkiem zajęcia terytorium Polski, czy też próbą rekonkwisty w 1920 roku – ale na tym zakończyło swoją ekspansję, przecież nawet wstęp (17 września) i wynik II wojny światowej (Żelazna kurtyna) – był wynikiem interakcji z inicjatywy zachodu! Dlatego też ciężko jest orzec, czy w długiej perspektywie czasowej nie staniemy się ponownie agresorami!

    Trzeba o tym myśleć w kontekście historycznym, kiedy to sprawy się miały zupełnie inaczej, otóż, o czym mało, kto pamięta – nasz kraj wytworzył nadbudowę własnej – chrześcijańsko-szlacheckiej cywilizacji, która przez pewien okres czasu bardzo efektywnie funkcjonowała, przynajmniej na tyle dobrze, że „wyprawa na Moskwę” czy też pokonanie tatarów dla potomnych Mikołaja Firleja nie była niczym nadzwyczajnym – po prostu wojną, którą się wygrywało. W efekcie zwycięstw i niemożliwości pokonania państwa naszych przodków – jego rola w Europie, chociaż poboczna – od czasów Jagiellonów była znaczna. W każdym bądź razie sojusz i oddziaływanie cywilizacyjne z obszarami Rusi – w szczególności Ukrainy i Litwy służył wszystkim, gdyż nie byliśmy wówczas zawiasem, ale samodzielnym potencjałem zdolnym do formułowania korzystnej dla nas polityki, co więcej wymuszania jej na sąsiadach.

    Nasza obecna doktryna polityczna w żadnej mierze nie odwołuje się do przeszłości. Rezygnacja z terenów wschodnich nie została w żadnej sposób rewindykowana, a dysponowanie terenami zachodnimi opieramy tylko na mocy traktatu i sojuszu! Oznacza to, że jakakolwiek próba samodzielnej polityki – może być przez zachód, a w szczególności Niemcy odebrana, jako naruszenie status quo, który powstał po naszym bezkrytycznym ziszczeniu myśli integracyjnych ze strukturami zachodnimi! To chyba najpiękniejszy w najnowszej historii świata przykład pomylenia środka z celem! Jednakże mniejsza z tym, stało się – w sumie nie źle, przed 23 lata umiejętnie wykorzystywaliśmy to położenie, obecnie trzeba się zastanowić, – co zrobić, żeby znowu nie być przedmurzem, które ktoś szturmuje, murem, który burzy lub tarczą, w którą bezlitośnie tłucze czymś ciężkim?

    Najprościej byłoby przesunąć granicę przyjaznego zachodowi buforu jeszcze bardziej na wschód – integracja Białorusi i Ukrainy ze strukturami zachodnimi byłaby wydarzeniem bez precedensu, jednakże to z wielu powodów nie jest już możliwe, a przynajmniej nie jest możliwe bez prowadzenia przez nasz kraj samodzielnej polityki, która z konieczności musiałaby nas skonfliktować z Niemcami – dążącymi do maksymalnie poprawnych relacji z Federacją Rosyjską. Skoro nie da się przesunąć bufora, można pomyśleć o drugim sposobie, czyli takim rozwoju społeczno-gospodarczym naszego kraju, żebyśmy się stali „prawdziwym zachodem”, jednakże to wymaga przede wszystkim rozwagi, pragmatyzmu, determinacji i czasu – niestety tych wszystkich czynników może nam zabraknąć, albo wykorzystamy je opacznie, gdyż nadal nie traktujemy naszej państwowości na serio. Jest jednak trzecia droga – trzecia możliwość, wymagałaby jednak radykalnej zmiany funkcjonowania państwa – przestawienia się na dokładne wykonywanie polityki zachodu i oczekiwanie tylko od zachodu – nagrody za wykonywanie poleceń. Prawdopodobnie w tym kierunku właśnie zmierzamy, albowiem pogłębiona integracja spowoduje pozbawienie nas zewnętrznych przejawów suwerenności, czyniąc Polskę jedynie elementem składowym zachodu, który ma to do siebie, że potrafi zadbać o swoje interesy – nawet na peryferiach.

    Ciesząc się z ewentualnego dobrobytu – musimy pamiętać, że każda armia, która kiedykolwiek będzie maszerować ze wschodu na zachód lub odwrotnie – będzie musiała przejść i przefrunąć – przez i ponad naszym terytorium. Dlatego naprawdę trzeba się postarać, żeby nie być żadnym murem, ani tarczą, albowiem wówczas zawsze obrywamy. Jednakże problem polega na tym, że nie możemy obcych wojsk po prostu przepuścić – one zawsze się nami zainteresują, albowiem muszą zabezpieczyć sobie tyły. No jak pech to pech!