• 17 marca 2023
    • Ekonomia

    Chronić art. 220 ust. 2 Konstytucji jak źrenicy oka!

    • By krakauer
    • |
    • 25 października 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Zgodnie z art. 220 ust. 2. „Ustawa budżetowa nie może przewidywać pokrywania deficytu budżetowego przez zaciąganie zobowiązania w centralnym banku państwa.” Ten zapis zawdzięczamy m.in. panu Aleksandrowi Kwaśniewskiemu i jest to jedna z jego największych zasług dla naszej demokracji.

    Zapis ten ma wielu przeciwników podnoszących całą gamę argumentów poczynając od tego, że trzeba dopisać, że umowa międzynarodowa, również nie może przewidywać analogicznej sytuacji – po osoby, które domagają się usunięcia tego zapisu, jako ograniczającego naszą wolność gospodarczą. Najpoważniejszym argumentem przeciwników tego zapisu jest to, że Europejski Bank Centralnych stosuje metody luzowania ilościowego, przejęte z USA, co powoduje pytanie, że skoro ONI mogą drukować, to MY nie jesteśmy w pełni suwerenni – bez tej możliwości.

    Tymczasem w zrozumieniu tego zagadnienia najważniejsza jest doktryna, którą uznajemy oraz zaufanie do samych siebie. Po pierwsze, jeżeli wyznajemy zasady neoliberalnych doktryn ekonomicznych, to będziemy za ścisłą kontrolą polityki podaży pieniądza przez niezależny Bank Centralny w państwie. Wówczas można „z niczego” budować gospodarkę, przez oparcie się na mechanizmie kreacji pieniądza w gospodarce przez prywatne banki autonomicznie wyceniające ryzyko i udzielające lub nieudzielające kredytów. Ograniczenie podaży pieniądza, przez brak możliwości kredytowania władz publicznych wprost z maszyn drukarskich ma w tym modelu fundamentalne znaczenie. Oczywiście chodzi o zamknięcie dżina inflacji w butelce. Rząd chcąc się zadłużać – musi pożyczać na zasadach komercyjnych, ewentualnie samodzielnie wystawiając swoje papiery wartościowe na wycenę przez rynek. Jak ludzie nie będą chcieli – to ich nie kupią, do póki rząd nie zgodzi się zapłacić odpowiedniej ceny za pożyczenie pieniędzy. Jest to bardzo uczciwe dla wszystkich biorących udział w gospodarce, ponieważ zasady są dokładnie takie same dla każdego. Jest to bardzo ważne, wręcz fundamentalne – w ten sposób buduje się wiarygodność władz publicznych i całego państwa. Uwaga określenie użyte na początku akapitu „z niczego” oznacza mniej więcej tyle, co „na kredyt”, ponieważ ludzie chcąc zarobić pieniądze – muszą świadczyć pracę, co napędza gospodarkę. Niestety neoliberalne zasady zamordyzmu i ludobójstwa ekonomicznego, jakie zaaplikowano naszemu społeczeństwu po 1989 roku, nie miały nic wspólnego ani z wolnym rynkiem, ani równością stron w wymianie gospodarczej. W naszym przypadku wprowadzono kapitalizm bez kapitału, zarazem WYŁĄCZAJĄC możliwość jego akumulacji w społeczeństwie. Skutki widać obecnie i prawdopodobnie będzie jeszcze gorzej.

    Po drugie takie zabezpieczenie dla podaży pieniądza przez Bank Centralny jest również wyrazem daleko idącego poczucia realizmu, jeżeli chodzi o naszą własną samoocenę. Najdelikatniej mówiąc, „kaganiec i smycz”, nie są takie złe, jeżeli się je sobie samemu aplikuje. W ten sposób można uniknąć niepotrzebnego ryzyka związanego z pokusą łatwości pożyczania na wszystko i bez granic, które w warunkach klasycznej gospodarki oznacza wywołanie inflacji, czyli zubożenie nas wszystkich.

    Można jednak wyznawać inne doktryny ekonomiczne oraz mieć do siebie pełne zaufanie, na zasadzie przekonania, że wola ludu jest święta i to, co głosuje Sejm jest zawsze dobre. Jeżeli jesteśmy etatystami, uważającymi że np. korporacjonizm w rządzonym autorytarnie państwie jest najbardziej wydajnym ustrojem – to możemy być za brakiem tego typu zabezpieczeń, a tym samym również traktować Bank Centralny jako element władzy wykonawczej. Wówczas po prostu wydaje się polecenie ile w danym okresie czasu Bank Centralny ma udostępnić jednostek pieniężnych. To wszystko ułatwia i upraszcza, ponieważ nie trzeba płacić odsetek od zaciąganych kredytów na rzecz finansowania potrzeb sektora finansów publicznych. Co ciekawe podobny mechanizm zastosowali niedawno Amerykanie – luzując ilościowo miliardy dolarów, które wprowadzono do obiegu gospodarczego. Przy czym jednak trzeba rozumieć to, dlaczego w ich przypadku nie wywołało to prawie żadnego efektu – te pieniądze nie weszły w prawdziwą gospodarkę, tylko w gospodarkę wirtualną, stworzoną przez świat wielkiej finansjery w celu zapewnienia jej płynności. W praktyce pieniądze utopiono w wypłatach odsetek od obligacji, wykupie wierzytelności i innych walorach. Jeżeli nastąpiło przeniesienie efektu podaży pieniądza, to przez venture capital głównie na rynki wschodzące. Dla USA luzowanie ilościowe miało – jak dotąd – bardzo dobry wpływ, przede wszystkim przyczyniając się do stabilizacji wartości dolara i utrzymania śmiesznie niskich odsetek od amerykańskiego długu. Globalny popyt na Dolary i papiery dłużne amerykańskiego rządu nie maleje, co powoduje, że skutki luzowania ilościowego – zgodnie z zasadą, że duży może więcej – ponosi cały świat, a nie tylko po prostu drukujące pieniądze USA.

    W naszym przypadku by się to nie udało, ponieważ nasza waluta zostałaby natychmiast przeceniona. W zależności od tego jak wiarygodne byłyby informacje na temat tego ile drukujemy, o tyle nastąpiłaby korekta na Złotym. Nie mielibyśmy nic do gadania, po prostu płacono by za naszą walutę określoną ilość mniej w innych walutach.

    Wiara w to, że nasi politycy potrafiliby utrzymać w ryzach wydatki publiczne, jeżeli mogliby finansować wydatki publiczne z maszyny drukarskiej może być porównana tylko do tego, że inni Polacy żyją od 500 lat na Marsie. W wyniku nadmiernej podaży pieniądza, mielibyśmy powrót do gospodarki walutowej, to znaczy wszyscy staraliby się trzymać oszczędności w Euro lub Dolarze, jako najpopularniejszych walutach globalnych. Złoty służyłby do transakcji zdawkowych, wypłat, płacenia podatków. Generalnie decydując się na przyzwolenie na wprowadzenie mechanizmu swobodnego psucia waluty – zaryzykowalibyśmy wszystkim, co do tej pory osiągnęliśmy.

    Proszę się nie pocieszać, że osoby, które nie mają niczego – nic by nie straciły! Wręcz przeciwnie, to biedacy utrzymujący się z pracy rąk, byliby najbardziej poszkodowani przez inflację. Presja na podwyżki pensji byłaby natychmiastowa, a tuż za nią automatycznie ceny szłyby do góry – znamy to prawda? Tego się nie da oszukać, to działa zawsze i wszędzie!

    Można wyobrazić sobie kompromis w podejściu przez np. eksperyment ekonomiczny. Jednakże jego warunkiem musiałaby być absolutna, totalna jawność – tak, żeby transparentnie prowadzić dialog z rynkami, żeby te nie traktowały działań rządu, jako próby oszukania rynku, co jak wiemy udało się tylko pewnemu znanemu inwestorowi, który doprowadził do załamania cen Funta.

    Można zrozumieć argumenty tych, którzy mówią, że pożyczając na rynku komercyjnym tak naprawdę ponosimy niepotrzebne koszty, głównie na rzecz zagranicznych inwestorów. To jest Szanowni Państwo cena za posiadanie realnej gospodarki. Być może to zaboli kogoś, ale nie ma obowiązku pożyczać, jak również nie ma obowiązku pożyczać w walutach obcych. Natomiast, kto kupuje nasze papiery w Złotówkach, to już jest wolny rynek, taka jego uroda.

    Przykładowo można wprowadzić zapis, pozwalający rządowi zadłużać się w Banku Centralnym, na np. symboliczne 0,001% – ale tylko do poziomu przyrostu PKB w roku poprzedzającym. Przykładowo, jeżeli mamy 1% PKB na poziomie mniej więcej 17 mld zł a wzrost gospodarczy był 2%, to można pożyczyć bez odsetek 34 mld zł. Pod warunkiem oczywiście ich spłaty w kolejnym roku. Jeżeli PKB rosłoby bardziej, niż w roku poprzednim to można byłoby rolować dług, a nadwyżkę przeznaczać na spłatę długu zaciągniętego na rynku. Nie byłyby to jakieś szokujące kwoty, ale dla zdychającego pod obciążeniem wydatkami sztywnymi budżetu każdy miliard to błogosławieństwo. Jeżeli byśmy to przedstawili w sposób jawny i z odpowiednim wyprzedzeniem, wówczas na pewno rynki by się takiego pomysłu nie przestraszyły, w tym znaczeniu, że byłoby wiadomo skąd rząd ma pieniądze i mniej więcej byłoby przewidywalne, na co je przeznacza. Ponieważ całość takiego wehikułu to byłoby tylko niekończące się pożyczanie, oparte na przewidywalnych zasadach – można to nawet uzasadnić, nie byłoby to złodziejstwo. Po prostu pożyczanie na preferencyjnych zasadach określonej z góry ilości pieniędzy. Odsetki zapłacone dla równowagi, Bank Centralny miałby obowiązek lokować na rynku w innych bankach, jako komercyjne lokaty. To kwota przy zaproponowanym oprocentowaniu 17 mln PLN od 17 mld PLN, symbolicznie ale to zawsze coś! Byłby problem jakby PKB było zerowe lub ujemne, jednak można przyjąć, że w takim przypadku spłata zadłużenia tak zaciągniętego rozkładałaby się na kolejne pięć lat, przy czym następne zadłużanie się byłoby zabronione.

    Wniosek jest taki, że w naszych realiach trzeba chronić art. 220 ust. 2 Konstytucji jak źrenicy oka! Jednakże można sobie wyobrazić jakieś formy pompowania gospodarki przez formę „sprytnego” kredytu, takiego “niewielkiego naciągania” rzeczywistości, jako niewielki procent PKB. Uwaga, jeżeli doszłoby do zmiany tego zapisu – to powinien on obowiązywać dopiero w kolejnym parlamencie, albo nie wcześniej niż po czterech latach od zmiany regulacji. Z tym naprawdę nie ma żartów!