- Polityka
Boje się swojego rządu, ale kocham swój kraj! Pseudo-liberalnej para-demokracji
- By krakauer
- |
- 01 stycznia 2014
- |
- 2 minuty czytania
Co najmniej połowa polskiego społeczeństwa mogłaby się podpisać pod tezami sformułowanymi w tytule. Większość z nas, może nawet wszyscy, każdy z nas na swój sposób kocha swój kraj. Jednakże wśród nas są ludzie, którzy boją się swojego rządu. Nie chodzi przy tym o rząd pana Donalda Tuska, chodzi o rząd w Polsce w ogóle, albowiem jest to podmiot władzy zwierzchniej w tym kraju, zdolny do zrobienia nam krzywdy na podstawie własnych decyzji.
Czy strach przed – nie bójmy się tego powiedzieć – szkodliwością decyzji rządu w Polsce, może być podstawą do poszukiwania alternatywy? To znaczy poszukiwania innej formuły władzy – mającej na celu odsunięcie obecnego establishmentu od władzy, ponieważ ci ludzie – samowybierający się w tzw. demokratycznych wyborach nie mają państwu i Narodowi już niczego nowego do zaoferowania, nawet nie potrafią odpowiedzieć na zagrożenia. Oczywiście z wyjątkiem nielicznych, szlachetnych wyjątków, ale jest ich tak niewielu, że samodzielnie nie są w stanie odmienić tej dramatycznej sytuacji w której się znajdujemy.
Wmawianie społeczeństwu, że pseudo-liberalna para-demokracja, w której niestety tak kulawo funkcjonujemy jest najlepszym systemem, w jakim możemy żyć to jedno z największych kłamstw w imię świętości dogmatów tzw. poprawności politycznej i obyczajowej, tworzącej rzeczywistą dyktaturę głupoty, ciemnoty i kłamstwa opartego na samoograniczaniu się i ostracyzmie.
Podobnie nieszczęście przyjętych dogmatów ekonomicznych – prymat prywatnej własności, prawo do dziedziczenia, – dla jednych dogmatów wywodzi się uzasadnienie nawet od Boga (z Biblii), a o innych zawartych tam naukach, mówiących np. o zakazie własności – ziemi, się nie mówi (w Księdze Kapłańskiej w Rozdziale 25 znajdujemy zapis: „23 Nie wolno sprzedawać ziemi na zawsze, bo ziemia należy do Mnie, a wy jesteście u Mnie przybyszami i osadnikami.”), co więcej robią to nawet Papieże – patrz przywołane w linku źródło. Czy ktoś zauważył przez 5000 lat historii judaistyki, że bez koncepcji własności prywatnej, nie było by kwestii kradzieży, przynajmniej kradzieży na krzywdę osobistą jednej osoby – jednego właściciela? Co innego okradanie zbiorowości! Może więc zmierzamy w złą stronę, może warto się zastanowić np. nad powrotem do modelu wymiany pieniądza na nowy co roku, jak to było w średniowieczu, kiedy władcy wymieniali w swoich dobrach stare monety na nowe z dyskontem, odliczając sobie procent np. 12 monet z zeszłego roku za 10 z nowego itd. Działało doskonale, oczywiście poza monetami z kruszców szlachetnych, złoto zawsze można było po prostu zważyć, ale w obrachunkach codziennych ludność posługiwała się monetami zdawkowymi.
Przecież kryzys kapitalizmu, który właśnie po raz kolejny przeżyliśmy w liberalnej demokracji – to nic innego jak pokazanie słabości całego systemu, w którym widać wyraźnie, że to pieniądz a nie moralność – rządzi światem! Nikogo nie interesuje to dlaczego Grecy zmarnowali 500 mld Euro i na co, ale wielu interesuje, żeby te pieniądze spłacili i to głównie z niemieckich pieniędzy publicznych! Dlaczego? Bo stracą pożyczający, właściciele obligacji, akcji i innych papierów wartościowych, czyli kto? Głównie sami Niemcy i Francuzi – bogata burżuazja, a gdzie jest to 500 mld Euro w Grecji? My za tyle pieniędzy po prostu zmienilibyśmy wszystko w naszym kraju, mielibyśmy metro w każdym mieście, po prostu wszystko. Natomiast, gdzie to podziali Grecy w swoim małym kraju, to pozostanie wielką tajemnicą… np. niemieckiego rynku nieruchomości i innych miejsc, gdzie zamożni greccy posiadacze nadwyżek finansowych ulokowali swoje środki.
Wszystko zatem można zmienić, naprawdę wszystko. Nic nie musi pozostać dalej takie jakie znamy, ponieważ jest uświęcone przez autorytety formalne, które najczęściej po prostu są przyzwyczajone do wygodnego życia za nasze pieniądze. Powoływanie się na prawa boskie jest jak najbardziej uprawnione, ale nie mogą tego skutecznie robić ci, którzy się zhańbili kombinacjami i nadużyciem w tym zakresie.
Możemy kochać swój kraj, można go nie kochać, rząd jednak uznawać trzeba, ponieważ rząd oznacza porządek. Co jednak nie znaczy, że w sprzyjających okolicznościach nie należy dążyć do zniesienia rządu, w znaczeniu całego ustroju, zwłaszcza jeżeli jest on skrajnie nieefektywny i niesprawiedliwy. Trzeba jednak pamiętać o kosztach, czasami bowiem bardziej opłaca się trwać – powoli i stopniowo ewoluując, niż wszystko zburzyć, gdyż krańcowe koszty zawsze płacą najsłabsi. Dlatego bójmy się swojego rządu, ale kochajmy ten kraj, innego nie mamy. Póki co…