- Społeczeństwo
Bluzgi w sieci a rzeczywistość a`la Speakers’ Corner w Hyde Parku
- By krakauer
- |
- 21 listopada 2012
- |
- 2 minuty czytania
Speakers’ Corner w Hyde Parku to takie miejsce, gdzie każdy ma zagwarantowane prawo wygłaszania wszelkich poglądów w imię wolności słowa – pod warunkiem nie obrażania Królowej, – co jest logiczne, albowiem to ona to prawo gwarantuje. Patrząc na tą już de facto instytucję – należy uznać wyższość cywilizacyjną Brytyjczyków nad wszelkimi innymi nacjami, albowiem trzeba być w swojej genialności skrajnie wyrafinowanym, żeby pozwolić każdemu na mówienie, co mu ślina na język przyniesie w środku parku, znajdującego się obecnie w centrum jednej z największych metropolii świata – stosunkowo blisko od siedzib władzy. Każdy napalony i rozgrzany temperaturą politycznego, etycznego, filozoficznego czy też zoologicznego – lub jakiegokolwiek sporu, może w to miejsce iść i swobodnie krzyczeć, na co ma ochotę. Prawie zawsze znajdzie słuchaczy, albowiem miejsce samo w sobie jest przez tą ciekawą właściwość bardzo modne. Co ciekawe, Brytyjczycy nie pozywają się z tego tytułu, po prostu uznają prawo do wolności wypowiedzi – realizowane na tym fragmencie przestrzeni Wielkiej Brytanii w sposób bezpośredni i dosłowny. Oczywiście tajemnicą jest, że przed erą informacji elektronicznej, służby specjalne i policja Królowej – skrzętnie odnotowywały, co aktywniejszych krzykaczy w tym miejscu, robiły z ich wypowiedzi notatki i nie raz kuksańcami lub razami pałki przepędzały na następny dzień podejrzanego – jak tylko zbliżał się do parku. Ot taki jest urok demokracji! Musi się bronić swojej wolności przed jej wrogami, którzy chcą wykorzystać jej dobroć w celu zdobycia przewagi i jej zlikwidowania. To znany problem, sprawdzony w praktyce w Niemczech w 1933 roku. Przez lata jakoś panowano nad problemem wykrzykiwania przez ludzi publicznie tego, co myślą, nawet się władzom udawało, może z wyjątkiem pewnego hindusa, który z zasady milczał… jednakże bardzo łatwo w dobie prasy tradycyjnej było pilnować powagi wypowiedzi i eliminować ekstremizmy – robili to redaktorzy, a wykupywanie przez natrętów ogłoszenia szybko zgłaszano komu trzeba.
Sprawy się istotnie skomplikowały w momencie pojawienia się niemożliwych do skontrolowania elektronicznych kanałów wymiany informacji. Wielość platform komunikacji, media społecznościowe, korespondencja masowa, czat, czy też niezależne portale informacyjne – to istotny problem dla każdej władzy, dla której panowanie nad mainstreamem informacyjnym to często być albo nie być.
Najważniejszą barierą a w zasadzie kagańcem na wolność wypowiedzi jest prawo, zawierające różne dziwne przepisy, powodujące, że odpowiedzialność za słowa opublikowane w Internecie – jest w swojej istocie dokładnie taka sama jak w publicznej gazecie. Co to oznacza? Otóż, w świetle naszego prawa – właściciel treści opublikowanej na publicznym blogu, który można założyć zawsze i wszędzie – odpowiada w dokładnie taki sam sposób” za swoje słowa, jakby były one wydrukowane w wysokonakładowej gazecie. Słynny art. 212 kodeksu karnego stanowi w paragrafie pierwszym: „Kto pomawia inną osobę, grupę osób, instytucję, osobę prawną lub jednostkę organizacyjną niemającą osobowości prawnej o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.” Paragraf drugi tegoż przepisu zaostrza karę „Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego (powyżej) za pomocą środków masowego komunikowania, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku.” Warto jeszcze dodać, że ściganie przestępstwa odbywa się z oskarżenia prywatnego. Na tej podstawie skazywano już w Polsce ludzi za słowa jakich użyli pod adresem innych.
W przypadku Internetu, co jest szczególnie ciekawe – bezwzględnie, jeżeli zakładamy publicznego bloga – to korzystamy ze środka masowego komunikowania się, albowiem każdy może z tego skorzystać – pod jednym istotnym warunkiem, że wie o istnieniu naszego bloga. Właśnie tym się różni blogowanie od mediów, że blogi z istoty swojej natury aczkolwiek otwarte nie powinny być uznawane za środki masowego komunikowania się, gdyż nie można karać wypowiadającego się publicznie za okoliczność, na którą on nie ma wpływu – no, bo należy przecież domniemać, że jakby autor X wiedział, że obywatel Y po przeczytaniu jego bloga się zbulwersuje i go pozwie – to prawie na pewno zabezpieczyłby wpis. No chyba, że ktoś jawnie prowokuje i celowo obraża, ale to już inna kwestia, aczkolwiek także powinna korzystać z prawa do wolności słowa, – jako prawa w swojej istocie najważniejszego, bo zagwarantowanego w Konstytucji – przypomnijmy w art. 54 który stanowi, że: „Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane.” Dodajmy do tego, że zgodnie z art. 32 tejże – „Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny.” No, ale jest w praktyce tak jak jest! Policja ma obowiązek ścigać autora i osobę udostępniającą treści, jeżeli ktoś złoży pozew powołując się na art. 212. Rozwiązaniem dylematu byłby nakaz podpisywania imieniem i nazwiskiem każdej publikowanej treści, czyli w konsekwencji rezygnacja z prawa do tzw. anonimatów w materiałach prasowych i prawa do ochrony danych osobowych i wizerunku w sieci, jednakże to już sprawa tak poważna, że prawie na pewno zmiana prawa w tym zakresie skończyłaby się dla Polski w międzynarodowych sądach i trybunałach, pomijając już kwestię, że bylibyśmy wymieniani w jednym rzędzie z Arabią Saudyjską i Iranem, – ale nie pod względem ilości wydobycia ropy naftowej. Mamy taką sytuację, że publikując cokolwiek w sieci Internet musimy się liczyć z tym, że ktoś może nas pozwać, nawet dla zwykłej chęci pozwania nas – abstrahując od powodów merytorycznych, zgodnie z zasadą „pokażcie mi człowieka a paragraf się znajdzie”.
Podobne zasady rządzą kwestią publikowania swobodnych wypowiedzi na różnych forach internetowych – publicznie dostępnych, to znaczy takich, które może przeczytać każdy, kto dysponuje odpowiednim narzędziem umożliwiającym komunikację elektroniczną. Znane są sprawy z powództwa pewnego żołnierza zbulwersowanego bluzganiem i wypisywaniem idiotyzmów pod artykułami m.in. na temat śmierci polskich żołnierzy na misjach zagranicznych. Żołnierz ten skutecznie domagał się od prokuratury ścigania osób zamieszczających obraźliwe jego zdaniem wypowiedzi, w jednej ze spraw odbyła się nawet jakaś rozprawa. Co ciekawe, w tego typu sprawach, nawet jeżeli doszło do podania przez pozwanych informacji nieprawdziwych lub wyczerpujących znamiona opisane w ww. art. 212 kodeksu karnego, to powstaje pytanie co z prawem do oceny? Przecież obywatel, który ze swoich podatków płaci pensję panu żołnierzowi i innym żołnierzom ma pełne prawo do oceny ich pracy, tak jak ma prawo do oceny pracy wszystkich innych ludzi służących państwu! Inną kwestią jest, w jaki sposób to robi i jakimi słowami się posługuje, albowiem z pewnością w tego typu przypadkach bluzganie i obelgi nie kwalifikują się do komentowania dramatycznego majestatu śmierci konkretnego człowieka lub nawet pewnej klasy – grupy zawodowej tj. żołnierzy Wojska Polskiego. Chodzi o ochronę prawa do wypowiadania swojej oceny – np. dany obywatel uważa obecną wojnę w Afganistanie za wojnę niesprawiedliwą, – do czego ma pełne prawo albowiem nie musi się utożsamiać z państwem i np. w jego ocenie zbrodniczą działalnością jego wojska. W takim wypadku powinien w razie pozwania – mieć prawo udowodnić swoją opinię, ale dopiero po wydaniu wyroku przez pewien polski Sąd, który od kilku lat rozpatruję sprawę Nangar Khel – przypomnijmy oskarżenia o zbrodnię wojenną! Ja widać, nic nie jest jasne i jednoznaczne, prawo do swobody wypowiedzi i ochrona wolności słowa powinna być nadrzędna nad wszystkim, ponieważ jest fundamentem demokracji – z tego właśnie założenia wyszli pomysłodawcy Speakers’ Corner w Hyde Parku.
Warto jeszcze pamiętać o zasadzie bezpiecznika, po prostu możliwość „wybluzgania się” w Internecie – powoduje, że ludziom opadają emocję jak już się wypiszą lub wykrzyczą umieszczając filmiki na popularnym serwisie służącym przechowywaniu plików. To z pewnością pełni istotną rolę terapeutyczną w systemie demokratycznym. Odrębnym pytaniem jest, – dlaczego niektóre wątki na bardzo popularnym forum pewnej ogólnopolskiej gazety – z automatu mają zablokowane dodawanie opinii a inne wątki, równie kontrowersyjne – jak najbardziej otwarte forum. To bardzo ciekawe samo w sobie. Takie wybiórcze podejście do wolności słowa.
Wnioski? Internet to istotne forum wypowiedzi publicznej, powinno podlegać regulacjom i ochronie prawnej jak każde inne forum, jednakże we wszystkich działaniach należy przestrzegać prymatu konstytucyjnej zasady wolności słowa! Nie można w sposób dorozumiany doprowadzać do cenzury treści, ze względu na szaleństwo „strzelania pozwami”, jak również nie można karać ludzi tylko, dlatego bo głupio myślą i nie mają hamulców żeby o tym poinformować wszystkich dookoła. Jednakże tak jak nie powinno się nikogo karać za posiadanie jakichkolwiek książek, w tym pirotechnicznych – tak też, należy odpowiednio patrzeć na prawo innych osób do krytyki – nawet przejaskrawionej i nieuzasadnionej.
Niech żyje wolność słowa i swoboda wypowiedzi – nawet, jeżeli mówca kłamie i mówi głupoty!