- Paradygmat rozwoju
Bierzmy przykład z Greków – zlikwidujmy święte krowy!
- By krakauer
- |
- 12 czerwca 2013
- |
- 2 minuty czytania
Czy ktokolwiek potrafi bez opowiadania bzdur o misji i posłannictwie ideologicznym powiedzieć prosto w oczy społeczeństwu dlaczego państwo finansuje publiczną telewizję? Publiczne radio – jeszcze można jakoś starać się uzasadnić – jako (ostateczny organ komunikacji publicznej na wypadek wojny). Jednakże po co nam publiczna telewizja – utrzymywana z dotacji i czegoś na kształt bandyckiego podatku pogłównego zwanego abonamentem?
Grecy właśnie wyłączają swoich publicznych nadawców – na czym mają zamiar zaoszczędzić konkretne pieniądze, nam by się to także bardzo przydało, a na pewno silnie wzrosłoby na tym notowanie rządu. Po pierwsze likwidacja i oszczędności to woda na młyn liberalizmu a po drugie w mediach publicznych, a szczególnie w telewizji obowiązuje rozdzielnik. Poszczególne partie polityczne mają czas w programach publicystycznych i informacyjnych przydzielany wedle klucza z rozporządzeń Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Gdyby premier doprowadził do konsensusu i zmiany konstytucji – likwidując tą specjalną administrację telewizyjną i po prostu wystawił telewizję publiczną (bez archiwów) na sprzedaż – nawet na giełdzie – to cieszyłby się wielkim prestiżem! Po drugie – zniknęłyby powszechnie dostępne wszędzie media, w których obowiązuje ten nieszczęsny klucz a media mainstreamowe wiadomo kogo preferują. Czy trzeba więcej do szczęścia będąc premierem?
Tymczasem, my zamiast telewizji już prawie zlikwidowaliśmy kolej, jak najbardziej potrzebną i przydatną. Widocznie telewizja jest zdaniem rządzących ważniejszym elementem naszego życia publicznego niż kolej? Podobnie jest z „narodowym” przewoźnikiem lotniczym, który z niezrozumiałych powodów po raz kolejny potrzebuje góry pieniędzy, których nie mamy a nawet jakby minister finansów je skądś wynalazł to zdecydowanie lepiej by było sfinansować nimi kilkaset terapii nowotworowych na najwyższym poziomie światowym a nie dawać pieniądze na wygodę podróżowania bogatszej części społeczeństwa. Przecież te dotacje dzisiaj to jest nic innego jak dofinansowywanie wszystkich promocyjnych biletów, jakie dotychczas ten przewoźnik sprzedał. Naprawdę latają nim najbogatsi z nas i funkcjonariusze publiczni. Może rząd boi się, że nie będzie miał gdzie dzierżawić samolotów? Ewentualnie, że nie będzie umiał tego przeprowadzić?
Niestety takich skandali jest o wiele więcej niż się nam wydaje – przykład determinacji rządu Greckiego jest wzorcowy i powinniśmy naprawdę brać ich za przewodników w odchudzaniu państwa, albowiem zawsze o wiele lepiej jest uczyć się na cudzych błędach i doświadczeniach niż na własnych.
Swego czasu był pomysł (nawet Platformy Obywatelskiej) na połączenie administracji podatkowej z administracją specjalną ds. emerytalnych – czyli połączenie popularnych (czyli znienawidzonych) „skarbonek”, ze skrajnie i jawnie nienawidzonym Zakładem Ubezpieczeń Społecznych. W ten sposób byłoby możliwe ograniczenie olbrzymiej ilości etatów a zarazem racjonalizacja i połączenie mechanizmów ściągania ciężarów publicznych.
Poza tym, po co nam tyle administracji specjalnych? Przykładowo, czy Główny Inspektorat Transportu Drogowego – nie mogłaby być włączona do Policji państwowej? Jedna ustawa a mamy jeden zarząd na utrzymaniu mniej! Pokombinujmy, na pewno w stosunkowo prosty sposób – jedynie żonglując papierami i zmieniając pieczątki możemy osiągnąć wspaniały efekt – ścinania niepotrzebnych instytucji, łączenia ich funkcji i redukcji etatów. Często jest tak, że administracja co jakiś czas po prostu potrzebuje odświeżenia, więc o pomyśle na łączenie gmin lub likwidację powiatów poprzez ich łączenie nie ma nawet po co wspominać, albowiem to są prawdziwe oceany oszczędności.
Mało osób to pamięta, ale na początku swoich rządów – w pierwszej kadencji pan Tusk stanął przed problemem prywatyzacji – likwidacji stoczni. Niestety nie zdał tego egzaminu, doszło nawet do publicznych niejasności w przedmiocie rzekomego udziału jakichś „Katarczyków”, którzy okazali się jednym libańskim handlarzem bronią, ale i tak nie do końca. Wówczas pod naciskiem Komisji Europejskiej zlikwidowano stocznie, ludzie poszli na bruk – całe łańcuchy gospodarki produkujące silniki, wały, wielkie łożyska, farby (specjalne do kadłubów), drobniejszy sprzęt – to wszystko wpadło w tarapaty, zostało w konsekwencji zlikwidowane lub ledwo zipie. Warto, żeby rząd wyciągnął z tej bolesnej i generalnie hańbiącej lekcji wnioski. Zanim będzie trzeba kupić gazowce!