- Polityka
Bezpartyjny Blok Wspierania Reform Palikota?
- By krakauer
- |
- 17 października 2011
- |
- 2 minuty czytania
Rzeczywistość spłatała wszystkim kawiorowym lewicowcom psikusa, ludzie nie wybrali ich „jedynie słusznej narracji” i między innymi za to powszechnie krytykowanej partii. Jej plastikowy przewodniczący beznadziejnie zaprzepaścił szansę na sukces wyborczy, który zgarnął mu sprzed nosa milioner, self made man – autor największego politycznego sukcesu w III RP od czasów Aleksandra Kwaśniewskiego – Janusz Palikot.
Człowiek, który sam siebie stworzył, który zarobił duże pieniądze dzięki własnej pomysłowości, pracy i energii, który posiada liczne zalety charakteru, jest błyskotliwy i bardzo inteligentny. Zarówno ze względu na dokonania, jak i zalety osobiste stanowi ewenement na naszej scenie politycznej. Janusz Palikot personalnie stanowi nową wartość i nową jakość, jest czymś nowym, z czym dotychczasowej elicie jak dotąd nie udało się wygrać. Niezależność finansowa, umożliwiła temu człowiekowi odcięcie się od oficjalnego mainstreamu, żeby w wyniku zwycięskiej walki odnieść samodzielnie sukces wyborczy. Już z tego tytułu panu Palikotowi należy się szacunek i uznanie, albowiem tak jak jest skuteczny w biznesie, tak też jest skuteczny w życiu politycznym.
Jednakże czy taki człowiek, bez wątpienia kapitalista – może stać się rzecznikiem uciśnionej ekonomicznie lewicowo-proletariackiej większości? Czy osoba o wrażliwości burżuazyjnej może w sposób obiektywny wypowiadać się o problemach i troskach mas społecznych, których życie podporządkowane jest konsekwencjom niskich dochodów? Nie da się łatwo odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ ocena pana Palikota nie może być jednoznaczna, już wielokrotnie zmieniał poglądy a posiadany majątek w niczym jego wrażliwości społecznej nie deprecjonuje. Wręcz przeciwnie, jego dorobek materialny uwiarygodnia siłę jego argumentów politycznych, albowiem jest to swojego rodzaju rękojmia skuteczności, której trudno szukać u całych rzesz „posłów zawodowych”.
W społeczeństwach egalitarnych, nie ma innej możliwości na wysunięcie liderów niż poprzez dobór najlepszych i najbardziej skutecznych jednostek, w wyniku selekcji dokonywanej na żywym organizmie. Pan Palikot wybił się na swoją pozycję ciężką pracą, której skuteczność zaważyła o zajmowanej przez niego pozycji w społeczeństwie. Jest nowoczesnym polskim self made manem, czyli człowiekiem, który sam siebie stworzył. W tym sensie jest także, emanacją naszego społeczeństwa. Czy jako taki może być przywódcą odrodzenia polskiej lewicy? Należy powiedzieć, że na pewno tak, do póki nie napotka na scenie politycznej prawdziwego lewicowego Robin Hooda, człowieka z nizin społecznych, którego pochodzenie, poglądy i kwalifikacje wyrosły z krwi, potu i smutków rzesz obywateli zawiedzionych warunkami życia. W tym sensie, Palikot nie jest i nie może być mężem opatrznościowym na lewej stronie sceny politycznej, ale z pewnością, jako wajdelota, może swoją rolę odegrać. Jednakże, aby zrozumiał, że celem jego misji jest przyszykowanie drogi nowemu mesjaszowi lewicy troszkę wody w Wiśle musi jeszcze upłynąć. Ambicje to piękna rzecz, jednakże dostosowanie się do roli historycznej wymaga posiadania zdolności męża stanu, myślącego kategoriami racji stanu. Czy jest nim pan Janusz Palikot? Po czynach go poznamy.
Patrząc na procesy polityczne, jako na emanację przemian społecznych należy przypuszczać, że tak jak lewica przespała swoją historyczną szansę na odbudowanie swojej tradycyjnej pozycji na scenie politycznej, tak też Janusz Palikot zagalopuje się w negocjacjach i zabawie w Bezpartyjny Blok Wspierania Reform. Będzie go to kosztowało prawdopodobnie, co najmniej rozmydlenie w sferze ideologicznej, albowiem jakiekolwiek popieranie koalicji rządzącej, oznacza wzięcie na siebie cząstki odpowiedzialności za państwo. Przedsięwzięcia różnej proweniencji jak walka z krzyżem, wojskiem, większością heteroseksualną i inne demonstracyjne zachowania to jedynie amunicja małego kalibru. W ten sposób nie da się zapewnić utrzymania stanu posiadania i przejścia do ofensywy, czyli zdobywania nowych pozycji. Trudno jest sobie wyobrazić, żeby Janusz Palikot sięgnął za cztery lata po władze, np. w koalicji razem z Platformą Obywatelską pod skrzydłami pana Schetyny.
Nasz kraj wymaga reform, przede wszystkim gospodarczych i społecznych. Jeżeli ich kosztem mają być kompromisy w sferze doktrynalnej i obyczajowej, warto się zastanowić nad ich uwzględnieniem, ponieważ nie możemy sobie pozwolić na zmarnowanie szansy przestoju podczas kolejnej kadencji. Oznacza to, że premier Donald Tusk ma carte blanche dla ewentualnych sojuszów z panem Palikotem, jeżeli koalicja z PSL byłaby zbyt kosztowna. Jednakże zamienienie partii interesu klasowego na partię, której wyróżnikiem jest antysystemowy protest wiąże, się z ryzykiem jakie poniósł niegdyś Konrad Mazowiecki sprowadzając Krzyżaków do Polski.
Nie ma poparcia za darmo, a jeżeli ktoś liczy na to, że w zamian za zdjęcie krzyża z sali sejmowej Palikot zagłosuje za np. likwidacją dotychczasowego uprzywilejowania w ramach KRUS to jest po prostu w błędzie. Albowiem Janusz Palikot dobrze wie, jak ważne jest jego 40 szabel w tak skonstruowanym parlamencie, gdzie opozycja tylko czyha, żeby postawić rząd, z premierem na czele przed szpalerem sejmowych komisji śledczych, ciągać po prokuraturach i Trybunale Stanu. To PiS jest siłą Palikota. Jednakże, jedynie z Platformą Obywatelską może on zrealizować swoje interesy.
Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że tradycyjnie jak to w Polsce jakoś tam będzie…