• 17 marca 2023
    • Paradygmat rozwoju

    Bez akumulacji kapitału nic nie osiągniemy

    • By krakauer
    • |
    • 10 października 2015
    • |
    • 2 minuty czytania

    Jedną z fundamentalnych przyczyn naszej biedy, a zarazem odbijania się od szklanego sufitu braku możliwości zagregowania sił wytwórczych i zwiększenia wydajności w gospodarce jest brak akumulacji kapitału i w zasadzie chroniczna niezdolność do jego gromadzenia.

    Pierwszy problem, czyli brak akumulacji kapitału wynika z tego powodu, że jesteśmy przeciętnie biedni, a przeciętne koszty funkcjonowania w naszej przestrzeni wykluczają swobodę w zakresie akumulacji – deficyt to drugie imię prawie każdej polskiej lodówki. Życie kosztuje nas więcej niż zarabiamy, do tego jeszcze doszły wzorce konsumpcjonizmu, typowe dla bogatych krajów Zachodu, gdzie ludzie nie muszą zastawiać fundamentów swojego prawa do życia, żeby żyć, najczęściej z kredytem na dłużej niż jedno pokolenie.

    Drugi problem to brak systemu umożliwiającego prowadzenie akumulacji w sposób bezpieczny i efektywny. System finansowy być może mamy bardzo wydolny, ale nie spełnia on swojego zasadniczego zadania, jakim jest kredytowanie gospodarki, nie mówiąc już o takich fanaberiach jak umiejętne inwestowanie nadwyżek, chociażby poprzez ekspansję zagraniczną. Porażkę, jaką była autokastracja głównego z systemów emerytalnych, przez skonsumowanie zobowiązań sfery publicznej na jego rzecz – to bardzo istotny dowód potwierdzający wszystkie hipotezy, że nasz rynek i system finansowy służą bardziej eksploatacji gospodarczej Polski, niż rozwojowi naszego kraju – można zaryzykować twierdzenie, że suma jego wyników jest grą o sumie zerowej, A NAWET UJEMNEJ, JEŻELI UWZGLĘDNIMY GRATYFIKACJE I BONUS DLA ZAGRANICY.

    Jeżeli uznamy powyższe, to trzeba przyznać, że jesteśmy w dziwnej sytuacji, albowiem oto mamy kraj przeważnie biedaków, który jest wyzyskiwany przez instrumenty składające się na system, który formalnie stanowi szkielet jego konstrukcji nośnej – nowoczesnego neoliberalnego kapitalizmu. Powstaje banalne pytanie – przecież żyje z tego tak wielu ludzi, dlaczego nikt tego nie zauważył? Zwłaszcza, że wartość dodana w naszej gospodarce nie bierze się z wiedzy i doskonałej organizacji, owszem – te elementy już występują, ale przeważnie niszowo. U nas najważniejsze są niskie płace, które pozwalają na lokowanie w Polsce dużej ilości procesów, wymagających stosunkowo znacznego wkładu pracy ludzkiej. Jest to bardzo dziwne dlatego, ponieważ gdyby poziom dochodów, oczywiście wynikający z wyższej produktywności był wyższy, to renta kapitałowa ściągana przez system tworzony przez instytucje rynku finansowego w Polsce – także byłaby wyższa? Dlaczego więc zatrzymaliśmy się na poziomie płacy śmieciowej, do tego jeszcze nieregularnej?

    Tutaj dochodzimy do problemu, który wynika z samej konstrukcji państwa, zakładającej jego abstrakcyjną wręcz słabość i niemożność. Okazuje się bowiem, że jeżeli ktoś ustawia sobie transakcje giełdowe lub na rynku długu i po prostu widzą to wszyscy uczestnicy rynku (bo takie sprawy widać, zwłaszcza jak się jest wewnątrz systemu), to nie ma problemu. Jeżeli jednak kilku rolników po prostu milczy w trakcie aukcji ziemi, powodując, że jeden z uczestników procedury kupuje przedmiot aukcji po cenie wywoławczej (lub obniżonej) – to się ich zamyka za kraty. Nasze państwo samo uzależniło się od kaprysów rynku kapitałowego i od woli inwestorów. W wyniku, czego te podmioty nie służą interesowi państwa (czytaj interesowi ogółu obywateli), tylko państwo służy – przeważnie – ich interesowi (czytaj interesowi części obywateli lub osób z zagranicy).

    Uwaga tylko niech nikt przypadkiem nie pomyśli, że obecność zagranicznych inwestorów jest zła lub niepożądana! Wręcz przeciwnie – im więcej zagranicznego kapitału i im większe zainteresowanie naszym krajem, tym lepiej. Chodzi tylko o to, żeby te procesy działy się w naszym interesie i wzmacniały nasz kraj. Do tego potrzeba zasad i reguł, które bylibyśmy w stanie stworzyć dla wyznaczenia granic funkcjonowania naszego systemu, właśnie na naszych a nie cudzych zasadach. Tylko w ten sposób system będzie działał na naszą korzyść. Na dzień dzisiejszy nie ma niczego ważniejszego dla naszego kraju. Problem polega jednak na tym, że sporą część suwerenności w tym zakresie już utraciliśmy. Rozmawianie z potężnymi i bogatymi wierzycielami z pozycji dłużnika jest trudne. Niestety w miarę upływu czasu będzie jeszcze trudniejsze.

    W interesie państwa jest stworzenie warunków do pojawienia się kapitału, który będzie stanowił podstawę do wzrostu gospodarczego, przez tworzenie zorientowanych na rozwijanie rynku krajowego grupowań gospodarczych. Polska nie może być w przyszłości jedynie rynkiem wyższego niż przeciętnie ryzyka, gdzie za zainwestowany kapitał płaci się większą stopę zwrotu niż gdzie indziej! Niestety ani stan obecny, ani krótka historia tworzenia systemu finansowego w III RP (to „w” jest tutaj bardzo ważne), ani prognozy na przyszłość nie zachwycają. Będzie naszym wielkim sukcesem, jeżeli w ciągu kolejnych 10-15 lat uzyskalibyśmy wewnętrzną samodzielność finansową, to znaczy taki stan, w którym nie musielibyśmy pożyczać za granicą, a pożyczanie w kraju nie byłoby o wiele droższe. Do tego trzeba jednak mieć plan, siły i środki oraz determinację. Realia są brutalne, wręcz bezlitosne – Zachód zarabia na operowaniu pieniądzem i w tym zakresie nie popuści.