- Ekonomia
Bardzo dobrze, że wszyscy będą płacić ZUS!
- By krakauer
- |
- 11 października 2012
- |
- 2 minuty czytania
Szczerze należy pogratulować rządowi zrealizowania zamiarów obłożenia wszystkich typów umów o świadczenie pracy tymi samymi obciążeniami społecznymi. Argumentacja przeciwników obłożenia składkami na ZUS tzw. „umów śmieciowych” to nic innego jak płacz właścicieli niewolników nad pozbawieniem ich prawa wyboru dowolnie krótkiego postronka. Wszystko kosztuje! Przecież państwo też kosztuje! Nie może być tak, że ludzie pracują na tych samych stanowiskach w tym samym zakładzie pracy, robiąc de facto to samo – a w efekcie są inaczej opodatkowani, część z nich legalnie pracuje – nie uczestnicząc w systemie. Niestety to o to właśnie chodzi – chcesz się bawić z nami w państwo? Płać! Poczuwaj się! Tak jak każdy! Celowo ograniczamy, zatem prawo nadinterpretacji i kombinowania, żeby wszyscy byli – tutaj trzeba przyznać rację – równo pokrzywdzeni, albowiem składki na zabezpieczenie społeczne i inne składowe kosztów pracy nie należą do przyjemności, człowiek je płaci i ma pełną świadomość braku jakiegokolwiek związku płaconych kwot z rzeczywistością. Dlatego nie można się dziwić ludziom, że za wszelką cenę robili do tej pory wszystko, żeby uniknąć płacenia tych obciążeń. Ta nie chęć dotyczyła w równym stopniu obu stron stosunku pracy, albowiem dla pracodawcy oznaczało to oszczędność a dla pracownika – istotne, krótkoterminowe zyski, ale z punktu widzenia systemu było to zabójcze, albowiem spora ilość osób była poza systemem.
Nie można uwierzyć w bajeczkę o tzw. elastycznych formach zatrudnienia, albowiem liczy się efekt w skali makro, a tenże polega na tym, że pewna część społeczeństwa korzysta, ale nie płaci, nie dokłada się ze swoimi grosikami do wspólnego koszyczka, – który wszyscy uznają za niezbędny, a ze względu na konieczność potrzymania solidarności międzypokoleniowej (głównie z pokoleniami schodzącymi) – trzeba go po prostu finansować. Fajnie byłoby zrobić reformę, w której młodzi i zdrowi nie płacą na NFZ i ZUS, zachowując zarabiane pieniądze dla siebie, jednakże, co wówczas z systemem? Jak zapełnić i tak, ponad 50-cio miliardową dziurę w finansach publicznych? Czy ktoś ma jakiś pomysł skąd jak nie z Polaków wziąć pieniądze? Może wzorem Erytrei opodatkujmy naszą diasporę? Jeżeli nie płacisz podatków dla kraju – nie masz szans załatwić w nim żadnej sprawy – zwłaszcza majątkowej. Czy mamy w tą stronę iść?
Jest oczywistym, że opłacanie tych wszystkich składek to nic innego jak opodatkowanie się, które jest prawie natychmiast przejadane. To nie ulega wątpliwości, albowiem mówią o tym liczby – wpłacamy globalnie o wiele mniej niż wypłacamy z systemu. Oznacza to, że chroniczny deficyt trzeba wyrównywać na inne sposoby np. zadłużając się. Może, zatem iść w zupełnie innym kierunku i skorelować wysokość świadczeń społecznych z wysokością wpłat do systemu? Z pewnością oznaczałoby to nie tylko natychmiastowe ścięcie wszystkich przywilejów, ale także zmniejszenie już wypłacanych świadczeń o jakieś 30 % na pewno. Czy tego chcemy?
Nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że system składek na świadczenia społeczne w Polsce jest „zdrowy”. To nienormalne, że zwłaszcza mali i średni przedsiębiorcy odprowadzają tak potężny haracz państwu – utrzymując rzeszę urzędników oraz emerytów i rencistów. Ale czy to się nam podoba czy nie, tak jest skonstruowane nasze państwo – solidarność międzypokoleniowa „w górę” jest dogmatem naszej polityki i biada polityczna temu, który próbowałby ten dogmat naruszyć. Czy ktokolwiek może sobie wyobrazić konsekwencje polityczne dla rządu, który nie potrafiłby wypłacić rent i emerytur w terminie? Przecież to rozłożyłoby zaufanie do państwa w ciągu jednej nocy i wpędziło olbrzymią rzeszę ludzi w nędzę, rodząc bardzo negatywne konsekwencje gospodarcze. A przy kolejnych, zapewne przyśpieszonych wyborach wygraliby tacy populiści, przy których nawet dzisiejsi najbardziej ochoczy liderzy rozdawnictwa to prawdziwi liberałowie i rzecznicy oszczędności! Można śmiało postawić tezę, że w przypadku utraty zdolności do wypłacania rent i emerytur w terminie, nie mówić nawet o utrzymaniu ich nominalnej i realnej wartości, (co prawda mało, kto rozumie różnicę, – co uratowało już nie jeden rząd) – nasze państwo przestało by istnieć. Najnormalniej upadlibyśmy, tak jak Somalia, swego czasu Bośnia, czy inne kraje wymagające międzynarodowej administracji i pomocy. Rozruchy społeczne przerosłyby największe bitwy uliczne greków czy Hiszpanów – na trwale paraliżując rozwój turystyki w Polsce. W ogóle o konsekwencjach takiego rozwoju wypadków lepiej nie myśleć.
Wszyscy komentatorzy żałujący swobody w elastyczności umów zapominają w swojej retoryce, że wcale nie musi być tak, że nagle pracę stracą tysiące ludzi a dziesiątki tysięcy miejsc pracy w ogóle się nie pojawią – znikną z rynku. Owszem, nie można tego wykluczyć, a w przypadku wielu sytuacji tak z pewnością będzie, jednakże to nie o to chodzi żeby przejmować się marginesem – liczy się całość systemu, z którego to punktu widzenia – standaryzacja warunków świadczenia pracy w Polsce pod względem kosztów para podatkowych jest wartością samą w sobie. Jedni będą mieli propozycje pracy za mniej i ją przyjmą, jeszcze inni złożą wypowiedzenia, na ich miejsca przyjdą inne osoby, a części – pracodawcy wiedząc jak trudno jest o dobrego pracownika – podwyższą pensje – o nowy koszt brutto, czyli przynajmniej w części będzie normalnie! Normalnie to znaczy, żeby wszyscy płacili na takich samych zasadach – o uprzywilejowaniu możemy mówić w przypadku osób faktycznie niepełnosprawnych, ale to kwestia takich tematów jak zakłady pracy chronionej i innych specyficznych rozwiązań – chroniących pracę osób niepełnosprawnych – podkreślmy – jak najbardziej potrzebnych! Natomiast cała reszta społeczeństwa musi liczyć się z kosztami funkcjonowania państwa, w tym przywołanych powyżej rent i emerytur. To kosztuje i musi kosztować, co więcej z czasem te obciążenia będą rosły, albowiem proporcje społeczne zmieniają się w sposób” zatrważający w kierunku społeczeństwa starych ludzi. Nic na to nie poradzimy, dlatego musimy przestrzegać zasad i popierać państwo.
Odrębnym zagadnieniem powinno być wprowadzenie naprawdę elastycznych forma zatrudnienia dla np. osób podejmujących dodatkową pracę, młodocianych, uczniów, studentów, rencistów, emerytów, obcokrajowców – niezamierzających na stałe legalizować pobytu w Polsce. Wszystkie te grupy osób, jak również inne –powinny mieć stworzone specjalne możliwości zarobkowania na specjalnych zasadach, umożliwiających bycie tańszym pracownikiem – a przez to bardziej konkurencyjnym na rynku pracy. Jest to pożądane i potrzebne wszędzie tam, gdzie elastyczność może być istotnym wsparciem np. w wymiarze sezonowym. Nie może natomiast stanowić normy! Po prostu! Elastyczność rynku pracy to jedno a konieczność utrzymywania państwa to drugie, nie można mieszać tych pojęć.
Zdecydowanie natomiast – należy postulować pełną reformę systemu opodatkowania i para opodatkowania pracy w Polsce. System, który mamy jest sztywny i skostniały, uniemożliwia prawdziwą elastyczność na rynku pracy i efektywność, poza tym jest traktowany przez ludzi, jako jeden wielki podatek, z którego nic nie mają – a już sama zmiana tej świadomości i pokazanie związków np. pomiędzy świadczeniem lekarskim a opłacaniem składek, czy też świadczeniem emerytalnym – spowodowałaby inne nastawienie społeczne. A jakby do tego jeszcze opodatkować rolników, prawników, i inne grupy uprzywilejowane…