- Paradygmat rozwoju
Apel Jarosława Kaczyńskiego o odrzucenie zbankrutowanych dogmatów ekonomicznych
- By krakauer
- |
- 23 maja 2012
- |
- 2 minuty czytania
Słynnym już stał się zeszłotygodniowy apel pana Jarosława Kaczyńskiego o odrzucenie zbankrutowanych dogmatów ekonomicznych, a zarazem apel o zmianę paradygmatu funkcjonowania państwa na polu społeczno-gospodarczym no i w konsekwencji zapewne też – politycznym, chociaż to ostatnie to już swobodna interpretacja.
Generalnie i w szczegółach należy przyznać panu Kaczyńskiemu absolutną rację! Nie ma z tym żadnej dyskusji, dotychczasowy model rozwoju państwa na płaszczyźnie społecznej i ekonomicznej się wyczerpał. Dłużej nie da się finansować długiem i absorbować prostych technologii, celem pobudzania wytwórczości – zapewniającej zbyt na stosunkowo tanie produkty przeciętnie dobrej lub bardzo dobrej, jakości na rynkach dostawców technologii. To się właśnie kończy, głównie z tego względu, że państwa, które stanowią gross naszych rynków zbytu a pełnią rolę dostawców kapitału i technologii „popsuły się”. Samo napędzający się mechanizm, zakładający „wieczne” finansowania deficytu rolowanym długiem, od którego spłaca się głównie odsetki – wyparował wraz z bańką amerykańskich kredytów hipotecznych. Dobrobyt zachodu okazał się wyjątkowo wirtualny i nadzwyczajnie wrażliwy na jakiekolwiek zakłócenia. Nikt tego nie przewidział stawiając na wirtualizację gospodarki, opartej na wysoko opłacanych usługach i produkowaniu technologii.
Europa i USA wyeksportowały miejsca swojej klasy średniej do krajów Dalekowschodniej Azji, pozostawiając w swoich gospodarkach dziurę – młodych bezrobotnych i starych wykluczonych. Pracy jest stosunkowo dużo i to przeważnie dobrze płatnej, ale nie ma kadr, które mogłyby zapełnić etaty. Z drugiej strony, wiele osób bez kwalifikacji lub niezdolnych do przekwalifikowania się nie ma dla siebie zajęcia, ponieważ dobrowolnie skazaliśmy się na outsourcing produkcji przemysłowej do Azji. Nikt nie pomyślał o społecznych konsekwencjach takiej polityki, widocznych już po kilkunastu latach. Depopulacja, kryzys dzietności, frustracja, spadek popytu wewnętrznego, drastyczne wzrosty różnic w dochodach społeczeństw, zwijanie się gospodarki i wreszcie ogólne obniżenie potencjału gospodarczego całej gospodarki.
Apel pana Kaczyńskiego ma tą wartość, że to pierwszy polityk pierwszej ligi polskiej polityki, który otwarcie mówi o potrzebie zmiany generalnego modelu funkcjonowania państwa. Problemem może być ewentualna interpretacja i diagnoza obecnego stanu oraz zaaplikowanie recepty. Mniej więcej wiadomo, czego się można spodziewać po panu Kaczyńskim, – ale niestety etatyzm nie jest rozwiązaniem efektywnym w dłuższych okresach czasu, owszem sprawdza się lepiej lub gorzej w wybranych sektorach średnio regulowanej gospodarki, tylko trzeba mieć na luksus monopolu państwowego pieniądze. Inaczej, stalibyśmy się wyspą gospodarczego nonsensu, zwłaszcza, jeżeli jakiś polski polityk odważyłby się na głupotę upaństwowienia np. banków za wyznaczonym sztucznie odszkodowaniem. Taki koszmar to byłby gwóźdź do trumny naszej gospodarki, ale obecny model banków generalnie nastawionych na zysk z renty kapitałowej i nic więcej – nie służy rozwojowi polskiej gospodarki w długim okresie. Nie da się zaplanować w Polsce poważnego biznesu, jeżeli centrala banku jest zainteresowana w ograniczaniu konkurencji, na rzecz swoich koneksji biznesowo-osobowych w kraju pochodzenia kapitału i centrali danego banku. Niestety przeoczyliśmy fakt, że banki europejskie – w tym głównie niemieckie, są silnie powiązane z tamtejszym sektorem przemysłowym. A to może rodzić skłonności do podejmowania determinowanych decyzji finansowych, bynajmniej nie ryzykiem i chęcią rozwoju biznesu. Więcej nie mogę na pisać, ale każdy, kto starał się o większy kredyt w „zachodnim” banku doskonale wie jak to się odbywa, abstrahując już zupełnie od naszej lokalnej specyfiki.
Problem polega na tym, że generalnie nie mamy jakiegoś szerszego pola manewru. Jesteśmy systemem społeczno-gospodarczym, który jest uzależniony od finansowania swoich potrzeb konsumpcyjnych od kredytu. Dotyczy to zarówno pojedynczych uczestników rynku – konsumentów, którzy kredytują się dla potrzeb finansowania swojej konsumpcji jak i państwa, jako takiego. Zarówno rząd jak i samorządy oraz sektor ubezpieczeń społecznych – generalnie stale się zadłuża, głównie po to, żeby umożliwić nie rozwój, ale przetrwanie w ramach utrwalonego zbioru zależności. Na szczęście jest pewna iskierka nadziei, otóż nasi przedsiębiorcy, w praktyce odcięci od normalnego kredytu – nie są uzależnieni od pożyczania. Owszem ich rozwój w oparciu o zasoby własne jest stale tłamszony i raczej tlący się, ale docelowo mają szanse na przetrwanie kryzysu, albowiem w istocie większość firm jest zdolna do funkcjonowania w systemie stałej presji konkurencyjnej przy minimalnej marży, niepewności stale zmieniających się przepisów i ryzyka kursowego. Potencjał naszych przedsiębiorców, to prawdopodobnie największa wartość naszej gospodarki.
Jeżeli nawet chcielibyśmy coś zmienić, decydując się np. na częściowe upaństwowienie gospodarki, wprowadzenie monopoli państwowych (w skali, jaką akceptuje prawo UE), budowę wielkich narodowych koncernów itp. To przede wszystkim, musimy znaleźć skądś pieniądze na spłatę całego naszego publicznego zadłużenia (nieco ponad połowę PKB). Dopiero potem można myśleć o majstrowaniu przy prawach kapitalistycznej, drapieżnej ekonomii na skalę przynoszącą efekty. Inaczej skazujemy się na niepowodzenie i przerwanie funkcjonujących pod totalnym obciążeniem łańcuchów wymiany.
Przykładowo doskonałym sposobem reformy systemu społeczno-ekonomicznego byłoby stworzenie narodowych programów: produkcji biopaliw, energetyki rozproszonej, wysokojakościowej i masowej produkcji i przetwórstwa rolnego nastawionego na eksport na nowe rynki poza UE, reindustrializacji w zakresie przemysłów klasycznych. Rozpoczęcie działań mających na celu skonstruowanie tego typu jak powyższe programów ogólnogospodarczych, zdolnych do wytworzenia nowych działów gospodarki narodowej wymagałoby olbrzymiego wysiłku finansowego, wytrwałości, doskonałej organizacji i nacisku na efektywność. Nie ma mowy o efektywnej produkcji biopaliw bez zmiany polityki rolnej w ogóle! Energetyka rozproszona nie powiedzie się nigdy bez szeregu udogadniających rozwiązań prawnych, masowy eksport płodów rolnych wymaga totalnej rewolucji na wsi, a reindustrializacja olbrzymich ilości taniego prądu, czyli elektrowni jądrowych. Nie mamy na to wszystko kapitału, a stopniowo stajemy się zbyt biedni, żeby jego nadwyżki generować w kraju. Koszty życia rosną tak dramatycznie, że mało, kogo jest stać na jakiekolwiek oszczędności. Kastracja systemu emerytur kapitałowych, zlikwidowała protezę rynkową, ale jednak dokonującą jakiejś alokacji – w ramach kryteriów ekonomicznych a nie politycznych. Niezwykle trudno jest rozruszać naszą gospodarkę, a wprowadzenie wielkich projektów systemowych w zasadzie jest niemożliwe.
Potrzebujemy jak wody – zorientowanych krajowo centrów i grupowań gospodarczych, łączących w sobie potencjał wielu przedsiębiorców – w coś większego. Wówczas możliwe jest finansowanie badań, zamawianie projektów, badanie rynku, wdrażanie technologii, kupowanie patentów, wchodzenie na rynki – generalnie przygotowanie strategii działania i jej realizowanie za pomocą osiągalnych przy założonym poziomie finansowania narzędzi. Mówiąc obrazowo, lokalny rynek – sprzedawcy pietruszki, przewoźnicy, hurtownicy, detaliści, wszyscy generują jakiś obrót gospodarczy, odnotowują jakiś zysk. Reprezentują jednakże szereg drobnych podmiotów, niezdolnych do objęcia procesów zachodzących na danym rynku wspólnym spojrzeniem, zdefiniowanie celów, oszczędności i wygenerowania korzyści skali. Połączenie potencjałów oznacza zawsze możliwość wzrostu, głównie poprzez wartość dodaną. Powtórzmy, potrzebujemy jak wody – podmiotów grupujących potencjał gospodarczy, zdolnych do generowania wartości dodanej. Inaczej gospodarka nie przeskoczy szklanego sufitu, a za kilka lat składki na ZUS – dla coraz większej ilości emerytów zgniotą każdego pracodawcę.
Podobnie jest w sferze społecznej, to dla niej rozwijana jest sfera gospodarcza. Niestety kapitalizm o tym zapomniał, podobnie jak udaje, że nie dostrzega kwestii nierówności a raczej drastycznie wysokich nierówności w podziale dochodu narodowego. Problem Polski, a także wielu innych państw zachodu polega na tym, że przestały rodzić się dzieci. Przyczyn tego dramat jest wiele, poczynając od ekonomicznych, – bo mało, kogo stać na utrzymanie rodziny w modelu 2+ (>)2. Nazwijmy to obyczajowych, albowiem połowa małżeństw się rozpada. Standardem są małżeństwa powtórne, życie bez legalizacji, samodzielne wychowanie dzieci itp. Feminizm, równouprawnienie – faktycznie przyczyniają się do poprawy sytuacji rynkowej i społecznej kobiet, ale za cenę braku dzieci lub znacznego ograniczenia dzietności w okresie płodności kobiety. Równolegle, spauperyzowana część społeczeństwa – przyzwyczajona do życia poza systemem i na jego koszt mnoży się na potęgę, generując pokolenia bez szans na ich wychowanie na poziomie adekwatnym do potrzeb współczesnego rynku pracy. Powoduje to wykluczenie znacznej części społeczeństwa z udziału w życiu na najwyższym poziomie, albowiem duża cześć społeczeństwa w ogóle nie ma możliwości awansu społecznego ze względu na przepaść ekonomiczną uniemożliwiającą akumulację, nawet za cenę poświeceń. To nie jest już model Wokulskiego! Nie da się w Polsce pracować i uczyć się w nocy, bardzo niewiele osób to wytrzymuje. Poza tym, wzorce motywacyjne i zachowań uniemożliwiają stawanie się Wokulskim!
Reasumując, tak – ma rację pan Jarosław Kaczyński, Polska potrzebuje zmiany paradygmatu rozwoju. Polska potrzebuje innego modelu gospodarczego, zakładającego bardziej sprawiedliwy i równomierny podział dochodu narodowego. Równolegle musimy zapewnić rozwój społeczny, gwarantujący zachowanie potencjału biologiczno-ilościowego narodu, albowiem w przeciwnym wypadku za 23 lata demokratycznych i paraliberalnych reform, zapłacimy straszną cenę obniżenia ogólnego potencjału narodu. Warto to zapamiętać, albowiem depopulacja na dziejącą się skalę w okresie prosperity i ciągłego rozwoju jest fenomenem. Dotychczas, nawet w okresach największych dramatów historycznych – jak tzw., Potop Szwedzki (planowe rabowanie i niszczenie Polski przez wojska króla Szwecji), czy też dramat II giej wojny światowej – spadek liczby ludności był zawsze wynikiem masowego zabijania. Obecnie w okresie okresu prosperity o rzekomo historycznym wymiarze mamy prognozę dramatycznego spadku ludności (do około 25-30 mln w 2050 roku), więc ja się pytam czy to jest przypadek, czy znowu się coś nie udało wedle zasady „jakoś tam będzie”. Proszę pamiętać, że za ten „degrowth” odpowiada cała klasa rządząca od osób podpisanych pod kompromisem „Okrągłego Stołu”, po dzisiejszych decydentów – ze szczególnym uwzględnieniem panów Leszka Balcerowicza i Jerzego Buzka! Miejmy ich wszystkich w życzliwej pamięci.