• 16 marca 2023
    • Społeczeństwo

    Złośliwość rzeczy martwych

    • By Leila
    • |
    • 10 kwietnia 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Inspiracją do napisania tego artykułu była wczorajsza przygoda z moim komputerem… Przedstawiam temat, który bliski jest nam wszystkim. Znamy go z autopsji lub opowiadań znajomych. To niepodważalna prawda, iż złośliwość rzeczy nabytych potrafi doprowadzić do szewskiej pasji i furii. Bezsilność, jaka nas wtedy ogarnia – spędza sen z powiek i grozi wylaniem morza łez. Przytoczę kilka przykładów, kiedy mój język nie był tak subtelny i wyrafinowany, jakim staram się tutaj operować.

    Po pierwsze:

    Zacznijmy od wspomnianego już wyżej komputera. Serfuję z uśmiechem po Internecie – w celach mocno rozrywkowych. Kiedy rozmowa przybiera kulminacyjny punkt, tu nagle pach! Ekran zrobił się czarny. Srebrne pudło odmówiło dalszej współpracy. Akurat teraz! Walczyłam z nim jeszcze chwilkę. Po radości, ani śladu Nic. Nie da się. Pozostał mi telefon do informatyka, albo dusić misia i zmoczyć poduchę.

    Po drugie:

    Kiedy pilnie potrzebujemy wykonać ważny telefon służbowy, lub gdy szukamy pomocy u drugiej osoby, na malutkiej szybce wyświetlacza pojawia się sygnał: bateria została wyczerpana. Podczas weekendowej majówki: – brak zasięgu. Eh…

    Po trzecie:

    Pojechałam na wesele – mojej serdecznej przyjaciółki, Sylwii. Dawno spakowana i gotowa do drogi. Aparat znalazł się na pierwszym miejscu z listy. Uśmiechnięta i pachnąca wychodzę z domku. W trasie wtóruję Britney Spears. Idylla trwa jednak króciutko. Dojeżdżając na miejsce zabawy uzmysłowiłam sobie, iż karta pamięci leży, pozostawiona na pastwę losu, w kuchni na blacie. Byłam smutna i rozżalona, że niedane mi było – uwiecznić tak ważnego etapu z Jej życia.

    Po czwarte:

    Podczas musu natychmiastowego opuszczenia mieszkanka istotne rzeczy, dziwnym trafem, gdzieś się dematerializują. Jak nie klucze to komórka. Ulubiony odcień błyszczyka idealnie pasującego do sukienki. Czy też parasolka w jesienny deszczowy dzień. W najmniej odpowiednim i nieoczekiwanym momencie – owe przedmioty materializują się z powrotem!! Szokujące! Leżakują na swoich dawnych miejscach. Pomimo tego, że wcale ich stamtąd nie ruszaliśmy.

    Po piąte:

    Zmierzają dziarskim krokiem na przystanek – naszej cudownej Komunikacji Miejskiej, patrzymy na zegarek, hmm… minuta po czasie… Autobus odjechał, szkoda tylko, że bez nas. Następnym razem, ucząc się na błędach, jesteśmy przed wyznaczonym terminem. Z utęsknieniem wypatrujemy żółtego bolidu na horyzoncie. Psikus! Dziś się spóźnił.

    Po szóste:

    Jak co roku zima zaskakuje kierowców i motorniczych. Ruch w tym okresie staje się leniwy i jałowy. Jakby na zwolnionych obrotach. Nasze kanarkowe pojazdy kosmiczne – ciągle i znów wypadają z kursów. A my biedni i zziębnięci pod nosem toczymy słowa obelgi.

    Po siódme:

    Bardzo często wyruszając w dłuższą podróż zapominamy sprawdzić czy posiadamy na stanie, owe piąte koło. Radośnie i beztrosko przemierzamy kilometr za kilometrem. Pogrążeni we własnych myślach, albo słuchając melancholijnych rapsodii Mozarta. Słyszymy nagłe BACH! Opona pękła, a zamiennika, jakby nie inaczej – brak. Lecz istnieją też w przyrodzie osobniki nadgorliwe, dbające o najdrobniejszy szczegół, to szczęśliwcy. Gum niełapiący.

    I po ósme:

    Poświęciłam ogrom czasu i nakładu wysiłku, by wyglądać doskonale i olśniewająco. Na pierwszej randce, z nowo poznanym mężczyzną. Makijaż perfekcyjny. Sukienka czeka w pogotowiu. Dodatki też są. Wystarczy tylko się uczesać. Drobna sprawa. Okazuje się, że nie. Staję przed nie lada wyzwaniem. Każdy włos w inną stronę i nijak nie mogę nic zaradzić. Lakier, pianka, żel, prostownica… Efekt końcowy po stokroć gorszy od wyjściowego. Ze łzami w oczach odwołuję spotkanie, bo przecież tak się nikomu nie pokażę.

    Czy to wszystko nie jest aż za nadto frustrujące i stresujące…? Zbyt wiele nerwów zszargaliśmy na sprawy tak przyziemne i mało znaczące. Może warto w końcu wrzucić na luz…

    Tags: , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , ,