• 16 marca 2023
    • Cytaty

    Chrystus korzeniem, czyli ciężkie przedmioty rzucane na głowę

    • By krakauer
    • |
    • 11 kwietnia 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Będziemy mieli wielką Polskę, bo jesteśmy wielkim Narodem!” Powiedział pan Jarosław Kaczyński publicznie 10 kwietnia w trzecią rocznicę katastrofy smoleńskiej. To, co w tytule, czyli coś o Chrystusie i korzeniu oraz ciężkich przedmiotach rzucanych o ile dobrze udało się usłyszeć – na głowę – także. Sadząc po reakcji zgromadzonych były to słowa, które ta część naszego Narodu chciała usłyszeć w tym dniu i w tym kontekście nie koniecznie wdając się przy tym w dywagowanie, co znaczą słowa ich Wodza. Wodza, albowiem właśnie w takich charakterze występował dzisiaj pan Kaczyński, – jako Wódz plemienia, którego część starszyzny została w podstępny system „zdradzona o świcie”. Każdy wódz, a na pewno tak doświadczony jak pan Kaczyński, doskonale zdaje sobie sprawę, że jego wodzowskim obowiązkiem jest nie tylko zbudować kurhan, totem i wydzielać kawałki mięsa z polowania – wdowom i sierotom. Jest jeszcze jeden obowiązek, któremu ten wódz musi podołać – to zdarcie skalpów i nadzianie na pale winnych zdrady o świcie oraz darcie z nich pasów i wydanie ich na żer jadowitym mrówkom!

    Nic bardziej nie jednoczy tłumu niż nienawiść do wspólnego wroga, najlepiej wroga odpowiednio zdefiniowanego – wyposażonego w liczne atrybuty wzbudzające niechęć, grozę i czyniące go przeciwnikiem nadzwyczajnie pogardzanym a zarazem groźnym. Jednakże nasza trzódka nie musi się lękać – w domyśle szatana, albowiem nikt z zebranych (poza autorem nie miał chyba wątpliwości, kto jest wielkim szatanem) – nie musi się go lękać, ponieważ wódz w swojej retoryce przywołuje najwyższą instancję – Boga przedwiecznego we własnej osobie! Czy można wyobrazić sobie szczęśliwszy tłum niż po wskazaniu wroga i „Invocatio Dei”? Stąd jest już tylko krok do małego zabiegu retorycznego – uznania Boga najwyższego za Suwerena władzy w państwie, którego wolę musi uszanować rozradowany Naród – no a wiadomo, kto będzie głównym kapłanem żywego Boga na ziemi – taj ziemi, tym jej nieszczęsnym i umęczonym kawałku i dlaczego to będzie redemptorysta no a kogo namaści to wiadomo, że wodza! W ten sposób ziści się marzenie o sojuszu władzy świeckiej z kościelną. Wódz będzie namaszczony, władza będzie od Boga, – więc, po co jakieś wybory? Wiadomo, że wybory to z podszeptów szatana.

    Ten Naród ma być przekonany, że potrzebuje wodza i to wodza namaszczonego przez kapłana z woli Boga. Nie potrzebuje ciepłej wody w kranie – to można poświęcić, tak jak już nie raz poświęcono wszystko stojąc nad przepaścią – wiążąc sobie jeszcze kamień na szyi (Powstanie Warszawskie i inne). Liczy się tylko wypełnianie woli wodza, ponieważ wódz wie lepiej niż Naród – osobno i cały razem poprzez procedury wyboru demokratycznego. Nie będzie zdradliwa partia interesu klasowego – stawała na drodze woli bożej! Wódz jest od Boga – jego wola i zdanie nie podlegają dyskusji. Naród ma się nie zastanawiać, naród ma wielbić wodza i wykonywać jego polecenia.

    Niestety słowa wodza są jak ciężkie przedmioty rzucane na głowę – proste, twarde, o kanciastych kształtach. Dostać po łbie kawałkiem szyny, pręta zbrojeniowego to nic – Naród ma się przyzwyczaić do tego, że znowu będą lecieć z nieba bomby – „ruskie bomby”. Taka jest wola wodza, a w imieniu, kogo przemawia wódz i podejmuje decyzje – doskonale wiadomo, ponieważ Chrystus jest korzeniem tego Narodu!

    1000 lat czekaliśmy my Polacy – dumni (albo mniej dumni) Słowianie Zachodni na wodza, który zaprowadzi nas wprost w samo epicentrum zbiorowego samobójstwa w termojądrowym piecu na otwartej przestrzeni naszej stolicy – 1000 lat istnienia i wszelkich przeciwności – tak dramatyczna historia nie nauczyła tego przecież wyjątkowo inteligentnego i doskonale wykształconego człowieka, że niestety nie jesteśmy już wielkim Narodem, ale biednym – bardzo biednym, czasami nawet wynędzniałym. W świetle tego takie szczegóły jak to, że nie dla wszystkich Chrystus jest korzeniem, o ile w ogóle przyjmiemy za pewnik, że chciałoby się jemu samemu nim być – nie mają żadnego znaczenia. Liczy się tylko wola wodza – to on zna wodzę korzenia, przepraszam Chrystusa, bo pamiętajmy to Chrystus jest korzeniem. Jakkolwiek przerażająco nie brzmiałoby to porównanie, traktujmy je, jako daleko idącą metaforę – człowieka poniesionego przez spazmatyczną reakcję tłumu.

    Na koniec nie zapominajcie państwo, że w języku naszych płacących za nasze niebudowane autostrady sąsiadów Niemców – słowo Wódz – znaczy „Führer”. Po włosku – „Duce”; po hiszpańsku „Caudillo”; po grecku – pięknie „Αρχηγός”; po Koreańsku „위대한 수령” (wielki przywódca). Więcej znaczeń proszę sobie poszukać – tylko uwaga – przestrzegam – żeby się znowu nie okazało, że ktoś jest jak zwykle „Chrystusem narodów” a korzeń jest mimo 1000 lat słabiutko zakorzeniony, albowiem kler nie uczy ludzi myśleć tylko trzyma Naród w strachu.