• 16 marca 2023
    • Ekonomia

    Jak bezpiecznie trzymać pieniądze po „cypryjskiej hecy”?

    • By krakauer
    • |
    • 08 kwietnia 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    W ogóle w erze QE, czyli luzowania ilościowego po obu stronach Atlantyku (drukowania pieniądza poprzez wprowadzanie jego nowej masy do obiegu elektronicznego) oraz nieograniczonego skupowania obligacji przez Japonię, nie wspominając już o dramatycznych próbach Szwajcarów mających doprowadzić do deprecjacji Franka – trudno jest mówić o jakimkolwiek bezpieczeństwie w przypadku trzymania pieniądza w pieniądzu.

    Wszelkiego rodzaju lokaty bankowe nadal są bezpieczne, ale w bezpiecznych krajach to znaczy takich, które nie mogą sobie pozwolić na nagłe opodatkowanie wszystkich obywateli poprzez przymusową wymianę części ich wkładów na bezwartościowe papiery wartościowe lub w ogóle je zabierając. Takie kraje na pewno w Europie jeszcze są, jednakże posiadacze większych zasobów gotówki coraz częściej wyjeżdżają na wycieczki do Singapuru. Ten piękny i mądrze rządzony kraj niedawno wypuścił do obiegu banknot o nominale 10.000 dolarów (to miejscowa waluta), co samo świadczy o wyjściu władz na przeciwko potrzeb rozliczania transakcji w jego bezpiecznym pieniądzu. Plik stu takich banknotów to bardzo wiele pieniędzy, walizka to majątek a kontener mógłby wstrząsnąć gospodarką państwa średniej wielkości!

    Wracając jednak do możliwości przeciętnego Polaka. Niestety dla nas nie ma najlepszych wiadomości, ponieważ po pierwsze musimy starać się ograniczyć ryzyko kursowe, a po drugie rozważane w naszym artykule ryzyko systemowe. Na szczęście wszystkie rządy od początku transformacji gospodarczej miały bardzo zdrowe podejście do pieniądza a prezesi Narodowego Banku Polskiego doskonale rozumieją, jaka jest ich rola. W tym znaczeniu ryzyko systemowe ma u nas znaczenie ogólne, o ile państwo będzie dalej funkcjonować w ramach przyjętych dogmatów i standardów, system finansowy będzie zbilansowany i stabilny to nic nie stoi i nie może stanąć (poza strukturalnymi problemami gospodarczymi przekładającymi się na sektor finansów publicznych) na drodze pełnej wypłacalności wewnętrznej w złotówkach. Innymi słowy – bez rewolucji, wojny, totalnego szaleństwa rozdawniczego rządu, fałszerstwa pieniądza na masową skalę, nie ma możliwości żeby system zbankrutował. System jest stabilny i pieniądze w bankach są bezpieczne, są one nisko lewarowane – do bezpiecznych poziomów (nie pożyczają zbyt wiele). Dodatkowo system zabezpieczeń systemu bankowego jest przekonujący i sprawdził się już w kilku przypadkach.

    O wiele większym problemem niż ryzyko systemowe złotówki jest ryzyko kursowe (walutowe) związane z kursem złotówki do najważniejszych walut – głównie Euro i Dolara. Średni kurs Euro w 2008 roku wynosił w NBP 3,52 zł a Dolara 2,41 zł w 2009 roku odpowiednio 4,33 zł i 3,12; w 2010 odpowiednio: 3,99 zł i 3,01 zł. [Źródło danych NBP] Wzrost ceny średniej Euro o 0,81 zł między 2008 a 2009 rokiem był ceną stabilności naszej gospodarki, jednakże jest to prawie 24% – czyli tyle wynosiło średniorocznie ryzyko kursowe na złotówce pomiędzy rokiem 2008 a 2009. Nieźle zyskał rząd i wszyscy, którzy wiedzieli, kiedy sprzedawać Euro.

    Można postawić tezę, że w naszych warunkach – ryzyko kursowe warunkuje ryzyko systemowe, albowiem poważniejsze tąpnięcie walutowe może powalić nas na kolana pod względem dyscypliny finansów publicznych (progi ostrożnościowe w Konstytucji i unijne procedury ostrzegawcze przed zbytnim zadłużeniem).

    Wniosek – złotówka jest owszem bezpieczna, ale istnieje ryzyko dokonania na niej ponownie korekty, przy czym po jakimś czasie sytuacja wróci mniej więcej do nowego stanu równowagi no, ale ci, co mieli zrealizować zyski, doskonale je zrealizowali.

    Prowadzi to nas do podsumowania, że nie można być niczego pewnym w dzisiejszych czasach. Jedynie dywersyfikacja oszczędności – mająca na celu zmniejszenie ryzyka kursowego daje nam jakąś gwarancję zachowania ich wartości, niska inflacja krajowa powinna skompensować opłacalność nisko oprocentowanych lokat w walutach obcych.

    Jednakże, jeżeli ktoś może sobie pozwolić na ryzyko dla części oszczędności powinien pomyśleć o wyczekiwaniu na odpowiedni moment wejścia na giełdę – chociażby inwestując w jednostki licznych funduszy inwestycyjnych, których oferta na naszym rynku jest bardzo ciekawa. Nic nie zaszkodzi zainwestować w odpowiednim momencie 10% posiadanych środków.

    Pamiętajmy także, że posiadanie Euro nie zabezpiecza nas przed ryzykiem korekty jego wartości w przypadku upadku tej waluty, oczywiście wówczas wygra prawdopodobnie ten, kto miałby konto w niemieckim banku, albowiem Euro „Made in Germany” – będzie z pewnością więcej warte niż każde inne.

    Warto, więc rozważyć lokaty alternatywne – ponadczasowe i mające zabezpieczenie w realnej wartości. Niestety na tak rozregulowanym rynku nieruchomości jak nasz bardzo trudno jest obecnie zainwestować w taki sposób, żeby nie przepłacić. Na przebicie bańki cen nieruchomości też raczej nie ma, co liczyć, ponieważ posiadacze kapitału zamrożonego w działkach, domach i mieszkaniach, których nikt nie chce kupić po wystawionych cenach – doskonale zdają sobie sprawę, że nie mogą pozwolić na załamanie się rynku – ot taka mała zmowa cenowa, której nikt nie zauważa a zwłaszcza powołane do tego organa państwowe.

    Nie można, więc w pełni bezpiecznie polecić inwestycji w nieruchomości zwłaszcza, że nie ma funduszy inwestujących w ten sposób, człowiek bez fachowej wiedzy jest na tym rynku bezbronny. Jednakże w przypadku, gdy w końcu skończy się zbiorowy sen i wybuchnie demon inflacji poluzowanej ilościowo, że „ho ho” – to wygra tylko ten, kto będzie miał cokolwiek trwałego i odpornego na inflację a dotąd nie było nic lepszego od nieruchomości. Pamiętajmy o tym, że nawet złoto poddało się spekulacji i to na niespotykaną skalę.

    Pozostaje nam tylko dywersyfikacja umożliwiająca szybkie reagowanie i przenoszenie pieniądza tam i w taką formę, gdzie nie zje go inflacja ani nie pochłonie go bańka spekulacyjna jak również nie położy na nim łapy nasz ani żaden inny unijny rząd. Wniosek ostateczny – w trudnych i niepewnych czasach decyduje płynność.