• 16 marca 2023
    • Polityka

    Ludzie jeszcze się boją…

    • By krakauer
    • |
    • 03 kwietnia 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Ludzie jeszcze się boją, boją się o swoje rodziny – rodzina to dla Polaków sprawa najważniejsza, boją się rzecz jasna o siebie, boją się o pracę, o mieszkanie o to żeby przysłowiowego wstydu nie było jak trzeba będzie „dziadować”. Dlatego Polacy siedzą spokojnie i czekają – podobno miało być lepiej tak zapewniali politycy – wszyscy po okrągłym stole – miało być lepiej, miało się poprawić, miał się podnieść ogólny poziom życia.

    Tymczasem niestety jesteśmy w 23 roku transformacji i nic się nie zmieniło. Nadal nie stać nas na nic poza przeżyciem lub wegetowaniem z przeciętnej pensji, nie ma żadnych nadzwyczajnych zajęć umożliwiających ludziom przeciętnym, ale uczciwym i ciężko pracującym dorobienie się – nawet najprostsze sprawy jak opłaty mediów i czynszu stały się wyzwaniem, ponieważ nie każdego jest na to stać tak, żeby móc to robić regularnie.

    Ludzie jeszcze się boją, boją się mówić, co o tym wszystkim myślą, bo zona pracuje w budżetówce, bo mąż to policjant, dziecko ma szansę dostać się do Straży Pożarnej itp. Więc boją się mówić, ponieważ wiadomo, że niektórzy donoszą „władzy” a jak władza wie, co ludzie mówią to może ich siłą rozpędu ukarać a często drobne sprawy decydują o tym, czy np. ktoś z rodziny dostanie się do kolejki do przeszczepu czy nie. Jest to widoczne szczególnie w „Polsce lokalnej”, która nadal się rządzi innymi prawami niż wielkie miasta, w których panuje powszechna anonimowość ludzi względem siebie.

    Więc ludzie jeszcze się boją, zaciskają zęby, resztkami siły woli stają naprzeciwko rzeczywistości – jednakże ta magma jest już bardzo bulgocąca, jest gorąca i może w każdej chwili przebić cienką warstwę skamieliny. Ponieważ ludzie mają dość, mają kompletnie, zupełnie i całkowicie dość tego, w jaki sposób się nimi rządzi, jak się nimi rządzi i w jakim kierunku całość spraw krajowych zmierza, gdyż już chyba wszyscy są zgodni, że mogłoby być lepiej, a jeżeli nie lepiej to przynajmniej inaczej.

    Strach paraliżuje, największy jest lęk przed utratą tej małej stabilizacji, którą każdy Polak próbował sobie jakoś zbudować. Lęk przed utratą tej małej stabilizacji to coś, co najbardziej blokuje nasze społeczeństwo. W tym tkwi właśnie całe niebezpieczeństwo, że jako Naród mamy tak mało do stracenia, właśnie, dlatego jak się zacznie ruchawka to większość z nas pójdzie na całość. Dlaczego? Ponieważ praktycznie nie ma nic do stracenia, gdyż niczego się nie dorobiliśmy w okresie 23 lat transformacji. Nie ma niczego takiego, czego opłacałoby się bronić, żeby nadal popierać ten system. Jeżeli już to mogą to robić tylko emeryci mający dużo powyżej średniej krajowej, cała reszta także może czuć się „oburzona” jakkolwiek żałośnie by to nie zabrzmiało.

    Rządzący doskonale zdają sobie sprawę z powyższych zależności i właśnie, dlatego niektórzy z nich myślą o zielonych kartach dla swoich rodzin, żeby mogli żyć w USA jak tutaj dojdzie do rozliczenia społecznego złodziejskich elit. Póki, co władza ma się dobrze, następują podmiany poszczególnych ekip i opcji u steru władzy a w złodziejskim neoliberalnym dogmacie okradania społeczeństwa i zniewalania jego świadomości dokłada się jedynie kolejne warstwy lukru na wierzchu, dzięki którym ta cała stęchła i znienawidzona struktura jeszcze się utrzymuje. Gawiedź miała zabawę w piłkę nożną, teraz będzie miała olimpiadę, w międzyczasie odda się kilka kawałków autostrad, może szybką kolej (z nazwy) – nie informując już, że to luksusy dla bogatych i podróżujących służbowo. Jakoś tam będzie, do póki jest ciepła woda w kranie, gdyż, bowiem to jest ten wyznacznik postępu cywilizacyjnego, którym kieruje się obecna władza.

    Tak, więc, ludzie jeszcze się boją, jednakże nie będą bali się wiecznie. Ponieważ nie ma i nie będzie obiecanej poprawy – w końcu całe kłamstwo będzie musiało się zawalić, nastąpi wówczas koniec transformacji rozpocznie się rozliczanie kłamców i złodziei – coś na kształt Rewolucji 1905 roku. Władza doskonale zdaje sobie sprawę z nieuchronności takiego rozwoju wypadków i wszystko, co może zrobić to dbać o zachowanie w spokoju głównych sił społecznych, – którymi są właśnie emeryci i renciści, bo proletariatu pracującego już nie ma – nie ma fabryk, nie ma przemysłu i nie ma robotników. Cofnęliśmy się, bowiem do ustroju neo-feudalnego, w którym decyduje nasz pan i władca posiadający kapitał. Jednakże wszystkie strony tego dramatu czują, że to już długo nie może się utrzymać, jednakże póki, co ludzie jeszcze się boją…