- Polityka
Koreańska gra o wszystko
- By krakauer
- |
- 01 kwietnia 2013
- |
- 2 minuty czytania
Korea Północna toczy swoją grę ponad pół wieku, istnienie komunistycznego reżimu opartego na dynastii, Kim-ów stało się czymś normalnym dla świata, reżim przez lata czekał sobie przyczajony bawiąc się w swoją zabawę zagładzania własnego społeczeństwa. Czasami obstrzeliwują stronę południową za pomocą artylerii, ewentualnie zatopią „znienawidzonym marionetkom z południa” korwetę. Jednakże generalnie reżim nie pozwalał sobie na przesadzanie z wojowniczością, ponieważ doskonale zdawał sobie sprawę z własnej słabości.
Korea północna jest uzależniona w pełni od Chin, które traktują ją, jako przydatny straszak – służący do trzymania krajów stowarzyszonych z zachodem w szachu. Rosja w grze już się nie liczy, ponieważ jest przez północnych Koreańczyków traktowana podejrzliwie.
Praprzyczyną wszelkich akcji ofensywnych Korei Północnej dzisiaj mogą być tylko cztery przyczyny:
- Chiny
- Szaleństwo samych Koreańczyków
- Chęć antycypowania ataku Południa
- Pozorność działania nowego przywódcy – celowo dążącego do upadku systemu
Chińczycy nie mają w tej chwili interesu, żeby sprowokować wojnę. Zdają sobie sprawę, że pistolet koreański mogą odpalić tylko raz, więc wolą poczekać aż będzie to pistolet atomowy i na tyle groźny, żeby Zachód oraz Japonia i Korea Południowa musiały prosić się Pekin o uspokojenie swojego satelity. Wówczas Chiny pokażą swoją potęgę przyczyniając się do rozstrzygnięć je interesujących, a w zamian za stawkę rozbrojenia atomowych Koreańczyków można osiągnąć naprawdę wiele, ewentualnie z równym powodzeniem – pchnąć ich do szaleństwa, jeżeli to będzie wygodne. Chiny mogą tego potrzebować w momencie, gdy zacznie się u nich wewnątrz źle dziać i będą potrzebne „atrakcje” zewnętrzne. Nic nie zajmie bardziej ich nacjonalistycznego społeczeństwa niż wojna, wojna bezpieczna, bo w „koreańskiej prezerwatywie”. Trzeba pamiętać, że Chiny mają czas, to podstawowa dewiza tego imperium – nie pozwolą sobie na żadną ruchawkę, która mogłaby zakłócić ich interesy.
Szaleństwo samych Koreańczyków raczej nie wchodzi w grę, ponieważ ten reżim jest już w epoce schyłkowej – wymiany elit. Tym krajem rządzą 70 latkowie – obecnie starają się stopniowo przekazać władzę 50-60 latkom, którzy zagwarantują ich spokój na emeryturze a nie spowodują termonuklearną zagładę i brak ciepłej wody w kranie. Mogą pomachać szabelkami, mogą pokrzyczeć na „marionetki z południa” przez wielkie megafony, mogą zrzucać ulotki z balonów, zagłuszać południową telewizję itd. Jednakże nie podejmą żadnych szaleństw, które spowodowałyby reakcję zbrojną południa, ponieważ w ich interesie jest przede wszystkim przetrwanie status quo, – bo tylko i wyłącznie wtedy, kiedy Korea jest podzielona na dwa wrogie podsystemy – oni są ważni i potrzebni. Każdy, kto ma na północy dostęp do danych i widział, co Amerykanie zrobili z Irakiem lub Afganistanem wie, że nie mają żadnych szans, pomimo realnej potęgi odstraszania własnej armii – dopiero broń atomowa w odpowiedniej ilości mogłaby dać im pewną operacyjną przewagę, ale nie taką żeby mogli zagrozić USA. Zemsta Japonii za atak na jej terytorium i tak byłaby druzgocąca, – jeżeli ktoś myśli, że dla tego najbardziej zaawansowanego technologicznie państwa na świecie złożenie broni jądrowej zajmie więcej niż pół roku ten jest w błędzie. Można nawet przypuszczać, że stosowne programy są opracowane – wymagają jedynie decyzji rządu w Tokio. Trzeba być idiotą, żeby narazić się na zemstę Japończyków. Samo południe Korei to także nie są grzeczni chłopcy w różowych pantofelkach tylko potężna uzbrojona po żeby i trzymana na stopie wojennej armia. Nowoczesna armia typu zachodniego – posiadająca gigantyczne ilości materiałów bojowych, super nowoczesne uzbrojenie i pełną przewagę technologiczną nad północą. Przewaga lotnicza Południa i USA w regionie jest zbyt duża, żeby móc w ogóle mówić o prowadzeniu kampanii wojennej trwającej dłużej niż 2-3 doby. Potem kończy się ropa w czołgach, wyczerpuje amunicja a groźnie wyglądające stalowe potwory stają się jedynie śmiertelnymi pułapkami porzucanymi przez swoje załogi. Pewną przewagę dawałaby Północy masowo zastosowana broń chemiczna i biologiczna, jak również sparaliżowanie sieci komputerowych Południa, jednakże to wszystko to i tak za mało żeby pokonać kraj na poziomie techniczno-organizacyjnym Republiki Federalnej Niemiec. Musiałoby się stać coś strasznego w rodzaju zupełnego upadku morale żołnierzy Południa, jednakże nie ma o tym mowy, o czym wie każdy, kto chociażby oglądał jakikolwiek południowy film patriotyczny. To społeczeństwo doskonale wie, z czym ma do czynienia na Północy, ceni swój model państwa i zrobi wszystko żeby się obronić, a naprawdę ma czym.
Możliwym powodem tak nerwowego postepowania może być chęć antycypowania spodziewanego ataku z Południa. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że w istocie to Południe jest większym zagrożeniem dla Północy niż Północ dla Południa – dysproporcja w potencjałach obu krajów jest ekstremalna, potencjał wojskowy Północy ma jedynie znaczenie odstraszające, jedynie parasol jądrowy może spowodować bezpieczeństwo Północy. Południe jednakże nie atakuje dlatego bo jest silniejsze, ale dlatego bo chroni swój styl życia – nie opłaca się wojna z Północą, a o wojnie z atomową Północą nawet lepiej nie myśleć. Właśnie, dlatego lepiej jest zaatakować teraz póki się jeszcze da zrobić to względnie bezkarnie niż wtedy, kiedy Północ będzie miała atom. Warto pamiętać, że Południe nie zareagowało w żaden sposób na ostrzelanie przygranicznych wysp jak również nie pomściło zatopienia własnego okrętu wojennego. To były dwa potężne incydenty, które nie spotkały się z odpowiedzią. Być może Północ, która przecież ma swoich szpiegów gdzie trzeba – wie więcej niż mówi nam mainstreamowa telewizja. Czasami lepiej jest samemu zaatakować, zwłaszcza jeżeli nieprzyjaciel dysponuje przewagą informacyjną i może bez problemu „udowodnić”, że to strona broniąca się – jest atakującą. Pamiętamy Amerykańskie kłamstwa związane z napaścią na Irak, jeżeli ktoś ma wątpliwości, że można okłamać cały świat i nie ponieść z tego powodu żadnych konsekwencji niech sobie przypomni słowa Colina Powella. Obecnie przecież wiele się dzieje i reżim Północy jest oskarżany o dostarczanie technologii atomowej i rakietowej do Iranu, więc nie można się dziwić, że coś może się dziać, – czyli poszerzanie demokracji.
Możliwe jest jeszcze pozorne działanie nowego przywódcy – celowo dążącego do upadku systemu, jednakże do tego nie mamy żadnych przesłanek. Nie wiadomo nawet jak obecnie rozkładają się wewnętrzne akcenty władzy na Północy. Jest zbyt mało danych żeby się czegokolwiek spodziewać po nowym przywódcy. Jest jednak możliwe, że musi on podkręcać stawkę, żeby zachować swoje przywództwo wewnątrz struktur – alternatywnie właśnie staje się bezwolną marionetką w rękach stojących za nim przywódców partii i armii.
Bez względu na motywację Północy postępuje eskalacja konfliktu, a przynajmniej tak sytuacja jest przedstawiana w zachodnich mediach. Coś powoduje wzrost napięcia, jest na to jakieś zapotrzebowanie i ktoś na tym skorzysta budując swój potencjał. Jeżeli dojdzie do wojny na pewno będzie ona krwawa, jednakże o wiele lepiej żeby doszło do wojny konwencjonalnej z ewentualnym ryzykiem lokalnego użycia broni chemicznej lub biologicznej. Wynik starcia wcale nie jest oczywisty jednoznacznie – nie należy spodziewać się przemarszu wojsk Południa na Północ. Celem ich doktryny jest raczej odparcie ataku – i zniszczenie potencjału wojskowo-przemysłowego Północy, tak żeby zmusić ją do pokory i spowodować wewnętrzne rozruchy rozsadzające spoistość północnej państwowości.
Z naszego punktu widzenia musimy pamiętać, że wojna na półwyspie koreańskim będzie oznaczać globalny wzrost cen elektroniki użytkowej, chociaż potęga przemysłowo-technologiczna Samsunga i LG już dawno doprowadziła do dywersyfikacji produkcji, to jednak zawsze na globalnym popycie zaważy nawet okresowe zawahanie potencjału.