• 16 marca 2023
    • Polityka

    To on po „śmierci” Jarosława Kaczyńskiego przejmie stery PiS

    • By krakauer
    • |
    • 28 września 2011
    • |
    • 2 minuty czytania

    Polskie partie polityczne, kształtują swoją wewnętrzną strukturę w oparciu o ciąg pod logo i luźno rozumianą ideę fix utożsamianą z osobą lidera lub grupy liderów. Taki jest rodowód partii postsolidarnościowych, jak PO, PIS, i inne, których jest bardzo mało, są marginalne i nie mają znaczenia politycznego. W partiach tych, kluczowym ogniwem spajającym rzeczywistość, światopogląd i postrzeganie rzeczywistości jest lider. Oczywiście partie mają swoje statuty, struktury, „poziomki”, jednakże to lider zawsze mniej lub bardziej ma możliwość sterowania z tylnego fotela. Tak robił zapomniany już przez wszystkich Marian Krzaklewski, co z tego wynikło wszyscy wiemy. Podobnie na początku sprawowania władzy przez PiS postąpił Jarosław Kaczyński, mając komfortową sytuację brata za Prezydenta RP, i Kazimierza Marcinkiewicza, jako „frontmena” – premiera. Rzeczywistość pokazała, że realny wpływ na bieg spraw, w polskich warunkach dla kierującego z tylnego fotela zmniejsza się wraz z czasem usamodzielniania się ludzi władzy. Nie udało się to dotychczas nikomu w naszych kształtujących się realiach politycznych. Potwierdza to zasadę, że nie można być w opozycji do własnego zaplecza politycznego, a groźbą rokoszy i wolt, nie da się skutecznie rządzić – wpływając strachem na drugiego człowieka.

    Z tych względów nasza rzeczywistość, wygląda najdelikatniej mówiąc – nijako, na rynku politycznym, poza kilkoma liderami nie ma ani silnych osobowości, ani liderów, ani trybunów społecznych, ani strategów-wizjonerów. Ale może to i dobrze, bo Polacy nie interesują się polityką, a jak twierdzą socjologowie, czasy ideologii w polityce się już skończyły, bo wszystko już było.

    Mając scenę polityczną taką, jaką mamy, z jej silną polaryzacją opartą na logotypach, starciu dogmatów i konflikcie personalnym liderów – zbyt wiele dla kraju nie osiągniemy. W długiej perspektywie czasowej, będzie to oznaczać przełamywanie jednego obozu w drugi, co dwie – trzy kadencje. Każdorazowo, dla państwa będzie to oznaczało nowy początek, sprzątanie po poprzednikach, nowe otwarcie. A w istocie straty, albowiem niezgodność elit, co do dalszego kierunku rozwoju kraju w istocie spowoduje wypaczenie obu modeli.

    Odpowiedzialność za brak zgody, co do pryncypiów rozwoju państwa spada głównie na liderów, albowiem oni sterują partiami, wpływają na rzeczywistość polityczną za pośrednictwem często nie do końca przemyślanych oświadczeń, gier słownych i wylewania emocji. Osobą kluczową, której postawa determinuje postawę reszty sceny politycznej jest Jarosław Kaczyński. Od jego sposobu argumentacji, dążeń i zgody zależy więcej niż od kogokolwiek innego. W pewnych sprawach może dokładnie tyle ile sam urzędujący premier. Nie chodzi oczywiście o sferę faktyczną, ale o jej przełożenie na odbiór społeczny, w którym Jarosław Kaczyński, umiejętnie kontestując poczynania władz, lub je jeszcze umiejętniej antycypując – może bardzo skutecznie rozgrywać rzeczywistość. Jego słabością jest niestety brak zdolnych ludzi, w tym brak zastępców.

    Brak następcy dla Jarosława Kaczyńskiego jest największą słabością PiS, a zarazem zagrożeniem dla naszej sceny politycznej. Wynika to z faktu, że układ spolaryzowany, może zachować się niestabilnie w momencie, gdy pana Kaczyńskiego na scenie politycznej zabraknie. Oczywiście życząc mu jak najdłuższego życia, i aktywności politycznej w pełni zdrowia, szczęścia i satysfakcji. Trudno jest przewidzieć, że odpuści w jakimś momencie politykę. Z zasady wodzowie, a pan Kaczyński wodzem i to wybitnym jest, kończyli z powodów medycznych, odsuwani przez otoczenie, duszeni, zamykani w szpitalach psychiatrycznych, klasztorach, lub odsyłani na dalekie placówki dyplomatyczne. W tym sensie, kształt polskiej sceny politycznej, jest funkcją stanu zdrowia pana Kaczyńskiego, albowiem, gdy jemu się na tyle pogorszy, że będzie mógł być jedynie ikoną polskiej prawicy – na scenie politycznej zacznie się heca.

    W PiS, tak jak w każdej partii – emanacji naszego społeczeństwa, emocje często biorą górę nad rozsądkiem, jednakże dopóki lider jest omnipotentny i silny, nic nie zagraża wzruszeniu istniejącego porządku, nikt i nic nie jest w stanie odwrócić steru spraw od pryncypiów wyznaczonych przez lub za zgodą lidera. Ma to swoje pozytywne i negatywne skutki, jednakże z teorii zarządzania wiadomo, że organizacja musi mieć swoją misję, a taką misję obecnie PiS ma, – czego nie można powiedzieć np. o SLD lub być może z trudem o PO.

    Cóż się, zatem stanie w PiS, w momencie, gdy lidera zabraknie, lub lider osłabnie na tyle, że mógłby być zdominowany przez jakiegoś „młodego wilczka”? Zagrożenie takie jest realne, albowiem niedawno, członek rodziny pana Kaczyńskiego uzurpował sobie prawo do zaistnienia w polityce. Nic z tego, ze względu na pryncypialną niewzruszalność lidera nie wyszło. Ale co by się stało, gdy lider miałby ograniczoną zdolność do składania oświadczeń woli? Gdyby, ktoś nim sterował, a raczej wydzielał publiczności jego komunikaty, podobnie jak niegdyś (rzekomo) czynił pewien biskup z Papieżem? W efekcie mielibyśmy na scenie politycznej niezły galimatias, a w PiS nie ma na tyle silnego lidera, który mógłby przejąć sztandar i kierując się duchem wodza, iść na przód po władzę. Mamy pana Zbigniewa Ziobro, który bez wątpienia jest wyjątkowo zdolnym politykiem, (ostatnio ma nawet żonę), bez wątpienia aspiracje przywódcze i wodzowskie. Jednakże dla sporej części społeczeństwa jest nieakceptowalny ze względu na swoje przymioty i „osiągnięcia”. Co więcej, można przypuszczać, że ma silną opozycję wewnątrz PiS, albowiem pozostałość po nieodżałowanym Zbigniewie Wassermannie – w niczym się nie osłabiła i ciągle szuka lidera, a Ziobry z różnych powodów łatwo nie zaakceptuje. Jest jeszcze kilku polityków PiS, jednakże nie wyróżniają się na tyle, aby zwrócić na nich uwagę państwo centryczną.

    Jest jednakże polityk, mający walory trybuna ludowego, stratega, twardego negocjatora, inteligencji, wysokiej kultury i bagaż własnych dokonań. To jest polityk, który swoim twardym i dogmatycznym charakterem, udowodnił, ze może stanowić, zwłaszcza dla „ludu pisowskiego”, nowa latarnię, drogowskaz i wyrocznię. To jest polityk, który w znacznej mierze wykracza poza standardy i kanony akceptowalne przez PiS (np. żona preferująca bardzo ciekawą zwłaszcza dla mężczyzn formułę malarstwa). Jest to polityk, który może działać koncyliacyjnie dla wielu środowisk prawicowych, zwłaszcza, że nigdy nie opowiedział się przeciwko środowiskom ortodoksyjnym, a zarazem bywał strawny dla tych o nieco bardziej liberalnym światopoglądzie.

    Polityk ten, został od partii odrzucony, bezwzględny lider – brutalnie odciął się od niego pod w sumie błahym pozorem. Doskonale wiedział, co robi, albowiem chciał skutecznie przygasić gwiazdę, inni pojechali na zesłanie do Brukseli, a „ten typ” chciał trwać niczym niewzruszony dąb – na firmamencie polskiej polityki, niczym od dawana oczekiwany „pisowski” Prometeusz! Dlatego został brutalnie potraktowany, albowiem nie ma zgody ani na poziomki, ani na indywidualności, jest to wyraz doktryny liderskiej, albowiem po nas choćby potop.

    Jednakże, polityk ten, jest zbyt doświadczony, żeby banalnie dać się …. po brzytwie. Tu nie ma żartów, zwłaszcza jeżeli polityka stała się sposobem na życie, a chleb jest drogi i nie potanieje. Należy umiejętnie się przyczaić i czekać, czekać na dobry, właściwy moment. Czy to będzie słabość i niedomaganie lidera, czy też jego abdykacja, lub śmierć – dopiero wówczas, będzie możliwe wyjście z cienia, jako mąż opatrznościowy i ratunek dla zagrożonej podziałem prawicy. Zwłaszcza, że ambicje się ma, o czym wszyscy wiemy.

    Nie mam wątpliwości, ze „wygłodniałe wilczki”, po różnych zesłaniach, trzymaniu w cieniu i ogólnej niezgodzie – rzucą się po sztandar, pokłócą i rozbiegną każdy w swoją stronę. A wilczków jest wiele. Dlatego prawdopodobnym jest, że zwycięży idea konklawe, – czyli „wybór najstarszego”, albowiem szybko będą ponowne wybory. A wybory to jest okres żniw dla polityków, który kochają najbardziej, jako zwolennicy darmowych obiadów!

    Jeszcze Polska nie zginęła!

    ps. Tytułowy „On” to polityk swego czasu używający artystycznego pseudonimu Dorota Lutecka.