- Ekonomia
Zadłużenie Skarbu Państwa ciągle wzrasta
- By krakauer
- |
- 23 marca 2013
- |
- 2 minuty czytania
Marcowe dane Ministerstwa Finansów pokazujące, że zadłużenie naszego państwa stale rośnie nie są zaskoczeniem. W opublikowanym Biuletynie miesięcznym czytamy, że na koniec stycznia 2013 roku zadłużenie Skarbu Państwa wyniosło 814.403,5 mln zł (tj. ok. 194,5 mld EUR lub ok. 263,8 mld USD – w przeliczeniu po kursach z dnia 31 stycznia 2013 r.: 1 EUR = 4,1870 PLN, 1 USD = 3,0874 PLN). Co w porównaniu do końca grudnia 2012 r. oznaczało wzrost o 20.550,4 mln zł tj. o 2,6%, czyli niewiele mniej niż w całym 2012 roku, kiedy to zadłużenie wzrosło o 22.725,6 mln zł tj. o 2,9%.
Te dane nie szokują, albowiem były spodziewane i już dawno wliczone przez rynki w ryzyko. Struktura długu też nie poraża, pożyczamy w kraju i za granicą. Około 68% zadłużenia stanowi zadłużenie nominowane w Złotówkach a około 23% nominowane w Euro, przy czym 71% zadłużenia zagranicznego jest denominowane w Euro.
Z punktu widzenia naszego budżetu, jak również dochodów całego sektora finansów publicznych – jest to kwota kolosalna. Nie mamy żadnych rezerw ani żadnej poduszki finansowej umożliwiającej przynajmniej rozpoczęcie utrzymywania zadłużenia na tym samym poziomie, ponieważ kurczą się dochody państwa oparte o Polako-bójcze podatki pośrednie. Nie ma żadnych pomysłów na przełamanie impasu – poza podwyższeniem VAT, przy pełnej ochronie inwestycji kapitałowych, które nie zostały opodatkowane w przeciwieństwie do państw strefy Euro.
Stale powiększający się deficyt przy wzroście kosztów utrzymania państwa powoduje, że nie ma wyjścia – trzeba się zadłużać, zwłaszcza, jeżeli nie ma się odwagi przeprowadzać reform, a przynajmniej nie miało się odwagi ich zainicjować wówczas, kiedy była po temu szansa, czyli na początku pierwszej kadencji tego nieszczęsnego rządu.
Jeżeli tendencja spadkowa w zakresie dochodów publicznych się utrzyma, należy się spodziewać, że czeka nas dyskusja o podwyższeniu podatków i jednak mimo wszystko cięciu wszystkich kosztów o jakiś współczynnik. Ewentualnie – rząd może myśleć o strategii mini-maxu, czyli celowo posterować sytuacją finansową w taki sposób, żeby osiągnąć konstytucyjny próg dopuszczalności zadłużenia, przez co mógłby zacząć rządzić – z przymusu bez obowiązku tłumaczenia się politycznego i przeprowadzać reformy – niejako nie na swój rachunek. Przynamniej tak można sprawę przedstawić w mediach, na pewno wiele osób się nabierze, reszta i tak zagłosuje na Platformę Obywatelską, ponieważ nie ma i nie będzie miała innej alternatywy.
Jest zaskakujące, że w tak ekspresowym stanie rzeczy przejedliśmy dochody z prywatyzacji i się w zasadzie o niej dzisiaj już nie mówi inaczej niż w czasie przeszłym. Można zapytać – gdzie są te pieniądze? Co więcej czy rząd przygotowuje się do prywatyzacji a raczej pozbycia się udziałów strategicznych spółek, – jako ewentualny zawór bezpieczeństwa przed zbliżającymi się wyborami w 2015 roku? Zobaczymy, skądś w każdym bądź razie trzeba będzie wziąć pieniądze na dalsze powiększanie deficytu – a nawet dewaluacja waluty nie pomoże, ponieważ jesteśmy na styku limitu konstytucyjnego i nie da się aż tak bardzo oszukać rzeczywistości jak na początku kryzysu, gdy złotówka po prostu straciła około 40% wartości praktycznie z dnia na dzień. Siła nabywcza ludności nikogo nie interesowała wówczas i nikogo nie interesuje obecnie, po prostu będzie jak będzie – rząd nie zamierza nawet panować nad procesami na dole gospodarki, ponieważ nie ma do tego instrumentarium. W konsekwencji to, co ludzie będą w stanie włożyć do garnka będzie tylko i wyłącznie ich osobistą sprawą, co nie będzie interesowało oficjalnych czynników – stojących na stanowisku, że wszystko jest w porządku, poza tym, o co się martwić, jeżeli mamy w tym kraju tyle szczawiu!
Problem jest jednak poważny, albowiem, jeżeli teraz w szczycie naszych gospodarczych możliwości, kiedy proporcje pracujących w gospodarce narodowej do otrzymujących świadczenia bez pracy jest najbardziej korzystny w perspektywie jednego pokolenia – nie potrafimy doprowadzić, chociaż do wyrównania dochodów i wydatków to powstaje pytanie, co będzie z finansowaniem stale powiększającego się deficytu w przyszłości?
Może nie będzie niczego, a zamiast pieniądza przejdziemy na gospodarkę szczawiową, czyli obywatele będą płacili podatki szczawiem a emeryci, renciści i sieroty oraz urzędnicy publiczni – będą otrzymywali go w workach! To smutne, ale nie ma koncepcji, co zrobić dalej z tym długiem – sam się nie spłaci – będzie nam towarzyszył już zawsze.