- Społeczeństwo
Czy wstydzić się biedy?
- By krakauer
- |
- 16 marca 2013
- |
- 2 minuty czytania
Czy we współczesnej Polsce wstydzić się biedy? To bardzo ważne pytanie mające wpływ na całe spektrum zachowań i postaw określających sposób funkcjonowania naszego społeczeństwa, w tym zwłaszcza wzajemne relacje. Czy może być coś bardziej intymnego – w sensie relacji społecznych – niż status materialny? Bieda – życie w niedostatku materialnym? Może tylko kształt genitaliów, jednakże póki, co o tym Polacy nie rozmawiają na ulicy, natomiast jak się kogokolwiek spytać, co słychać odpowiada: „bieda z nędzą”, „porażka”, albo „daj pan spokój”.
W gospodarce feudalno-kapitalistycznej, gdzie niewidzialna pięść rynku dała po głowie milionom ludzi tak mocno, że nie są w stanie wstać z kolan – bycie biednym jest standardem. We współczesnej Polsce nawet ludzie pracujący i zarabiający tzw. „średnią krajową” mogą być biedni, jeżeli mają w domu jakieś źródło niedostatku np. osobę chorą, kaleką, albo po prostu kredyt mieszkaniowy. Po prostu tych osób nie jest stać na funkcjonowanie w sposób inny niż w oparciu o model – powszechnego w Polsce „klepania biedy”, czyli podtrzymywania próby przeżycia w niekorzystnych realiach ekonomicznych pomimo samych niedogodności.
Nasze państwo w zasadzie nie udziela żadnych gwarancji socjalnych. Utrata pracy, choroba, załamanie psychiczne pod ciężarem rzeczywistości – powoduje, że obywatel jest skazany na upadek. Upadek w znaczeniu dosłownym – polegający na tym, że nie ma się, za co kupić jedzenia i nie dokonuje się opłat na rzecz dostawców podstawowych mediów, czynszu, nie mówiąc o kredycie mieszkaniowym. Konsekwencją upadku jest pauperyzacja – stoczenie się w znaczeniu społecznym, psychicznym i ekonomicznym. Człowiek traci zdolność podjęcia pracy, traci miejsce zamieszkania, traci dobytek – staje się bezdomnym. To smutny los znacznej liczby Polaków po 1990 roku, którzy często nie bez własnej winy – nie potrafili się dostosować i odnaleźć w nowym systemie, albo po prostu przerosła ich rzeczywistość.
Problem polega na tym, że o ile w systemie feudalno-kapitalistycznym każdy może bardzo łatwo stać się bezdomnym i nieposiadającym środków do życia, to awansować do czołówki społecznej elity – mogą nieliczni, w zasadzie ta „kasta” jest już zamknięta – nie da się przebić pewnego poziomu szklanego sufitu – wróciły mechanizmy społeczne niepamiętane w Polsce od czasów „Polski pańskiej” sprzed 1939 roku. Jest to przerażające, albowiem nagle się okazuje, że nie wszyscy są równi – znaczna cześć społeczeństwa nie ma szans na przywilej posiadania trwałej własności – w postaci nawet tak okrojonej jak prawo własności nieruchomości w postaci mieszkania. Okazuje się, bowiem, że mieszkanie – jest jednym z najbardziej poszukiwanych dóbr, którego cena powoduje, że jest ono nieosiągalne dla dominującej większości społeczeństwa.
Jednakże nie tylko kwestie najważniejsze – jak mieszkanie są wyzwaniem. Podobnie jest z kwestiami tak zasadniczymi jak opieka zdrowotna, która we współczesnej Polsce na naszych oczach właśnie wydaje ostatnie tchnienie – system nie działa do tego stopnia, że ludzie, w tym dzieci umierają, – ponieważ nie ma możliwości udzielić im pomocy w banalnych – znanych od ponad stu lat i rozpoznanych naukowo stanach chorobowych w rodzaju – podwyższona gorączka lub osłabienie organizmu. Generalnie w odczuciu społecznym – stan służby zdrowia jest dramatyczny, nie trzeba się tutaj posługiwać statystykami, albowiem wiadomo, że jak się wyjdzie z psem na spacer – każdy z uczestników spaceru ma po trzy nogi! Wystarczy przekonać się naocznie – próbując być klientem systemu publicznej służby zdrowia – jest to obecnie chyba już sprawa przerażająca na równi z pobytem w więzieniu! Podobnie jest z dostępnością do podstawowych usług i wygód cywilizacyjnych – ceny prądu, generalnie energii, w tym paliw – są tak przerażające, że zatankowanie baku przeciętnego samochodu osobowego do pełna – to przywilej „od święta” – nie stać na to ludzi. Jeżeli ludzi na to nie stać, to są mniej mobilni, – jeżeli są mniej mobilni to mniej się dzieje, a jak mniej się dzieje to jest marazm i zastój – nie ma rozwoju i postępu.
Najbardziej jednak szokuje stosunek cen żywności do tzw. dochodu rozporządzalnego, jaki zostaje przeciętnym gospodarstwom domowym po poniesieniu niezbędnych opłat związanych z koniecznością utrzymania domostwa (mieszkania). Tego inaczej niż otwartym, metodycznym i cichym ludobójstwem – nie da się nazwać. Nie chodzi o to, że nasz – w końcu Unijny – rząd – nie chce powiedzieć Polakom – podobno obywatelom Unii Europejskiej, – które to bandyckie firmy sypały sól przemysłową do przetwarzanej żywności – zamiast soli kopalnej. Takie sprawy żyjąc w Polsce trzeba po prostu brać na klatę, no, bo jaka jest różnica czy się je koninę w kurczaku, czy kurczaka, który nigdy w swoim krótkim życiu nie widział słońca?! Najgorsze jest coś innego – mianowicie to, że ze względu na chore, absolutnie ludobójcze ceny żywności – nasza dieta ubożeje do standardu gorszego niż za niemieckiej okupacji, – kiedy to – wcale pod tym względem na rynku nie było źle, poza okresami krytycznymi. Jeżeli więc wówczas było nie gorzej niż dzisiaj, to, co to jest za kraj i kto nas znowu okupuje, – jeżeli Polaków nie stać na mięso wołowe? Czy to niewidzialna pięść rynku znowu dała komuś po mordzie? Polska – kraj nieograniczonych możliwości rolnych – gdzie produkcja nadwyżkowa zawsze była problemem, – bo za dużo mleka, za dużo wieprzowiny, za dużo zboża, – które nawet kilka lat temu spalaliśmy zamiast węgla, ponieważ było tańsze w przeliczeniu za tonę! Wyobrażacie sobie to państwo? Nie będę już przypominał, kto tak rządził, znana postać… Ten kraj ma takie ceny żywności?
Więc uświadommy sobie, że ta Polska, która jeszcze niedawno spalała zboże w elektrowniach – doprowadziła się sama na własne życzenie – dzięki dopłatom unijnym do takiego stanu, że żywność jest tak droga, że nie stać na nią przeciętnej ludności i jeszcze ktoś się dziwi, że nie rodzą się dzieci?
Mając na względzie powyższe w Polsce nie ma powodu wstydzić się biedy – należy się z nią dumnie obnosić – mówiąc – nie mam! Wydałem, wydałam – nie mam już pensji – a była 3 dni temu! To nie są pojedyncze przypadki – to dramat powiększającej się z roku na rok części społeczeństwa. Tymczasem nasz rząd chce wydać ponad 100 mld złotych na broń, którą i tak nas nie obroni.
Nie wstydźmy się biedy – bieda to synonim współczesnej Rzeczpospolitej, jakże innej od tego, czym ten kraj potrafił być w swojej historii!