• 16 marca 2023
    • Religia i państwo

    Kryzys czy już zmierzch Kościoła Katolickiego?

    • By krakauer
    • |
    • 18 lutego 2013
    • |
    • 2 minuty czytania

    Biorąc pod uwagę częstotliwość dobrowolnej abdykacji Papieży, ostatnie wydarzenia w Watykanie dowodzą, że żyjemy w czasach szczególnych. Żyjemy w czasach na granicy pomiędzy kryzysem wiary i kościoła instytucjonalnego zapoczątkowanego przez myśl filozofów, który już w XVII wieku uwolnili się od stosów a zmierzchem potrzeby jej odczuwania i potrzeby istnienia kościoła instytucjonalnego – przynajmniej w kręgu kulturowym cywilizacji post-łacińskiej.

    Pontyfikat Benedykta XVI nie przygotował Kościoła Katolickiego na wyzwania początku XXI wieku, o ile albowiem Wojtyle można było bardzo wiele wybaczyć, gdyż w sensie politycznym ten Papież wypełnił swoją funkcję, jaką był udział w uwolnieniu świata od komunizmu, to zrobił jeszcze o wiele więcej, co niektórzy potraktowali, jako rozluźnienie podejścia do doktryny. Nowy „pancerny kardynał” – tytanowo-wolframowy kręgosłup samego myślenia o doktrynie – niestety okazał się molem książkowym, albowiem zaiste stworzył wielkie dzieło – „Jezus z Nazaretu” i dwie pozostałe księgi tej wielkiej trylogii jak również trzy bardzo zmuszające do myślenia encykliki, jednakże nie był w stanie ogarnąć ziemskiego filara Kościoła instytucjonalnego – jego administracji. Administracja pokonała Benedykta XVI, co więcej możemy przypuszczać, że za niedługo administracja pokona Kościół, który tworzy, albowiem pazerność, oderwanie od rzeczywistości i wręcz jawne zaprzeczanie nauce swojego Twórcy – Kościół ma dzisiaj wpisane w ramy zachowań standardowych.

    Zmiany w kulturze, które zaszły wraz z erą masowego komunikowania się doprowadziły do utraty globalnej przewagi informacyjnej Kościoła nad cywilizacją. Kościół nie może już kontrolować rzeczywistości poprzedzając rozwiązania i zjawiska lub nadawać im ton. Kościół nie jest w stanie wymyślić już niczego, – co będzie stanowiło wartość dodaną do ewolucji cywilizacji i rozwoju kultury. Utrata przewagi informacyjnej będzie jeszcze częściowo kompensowana potężnym zasobem archiwalnym – umożliwiającym spojrzenie z szerszej i dalszej perspektywy, jednakże dla przyszłości świata – Kościół nie może wnieść już niczego nowego, co więcej nawet nowe formy przekazu nie wnoszą niczego nowego do proliferacji dotychczasowego przekazu. Innymi słowy – Ewangelia na komórkę i tablet to tylko i wyłącznie jeden z wielu przekazów obok raportów z wyników ligi piłkarskiej i teledysków na popularnym portalu przechowywania filmów i muzyki a nie wewnętrzne przeżycie wynikające z interioryzacji danej wiedzy, jako pierwszej – fundamentalnej wiedzy człowieka zapełniającej, jako pierwszej pole percepcji i warunkującej w ten sposób postrzeganie rzeczywistości.

    Kościół na własne życzenie stracił wpływ na społeczeństwa zachodu, obecnie popełnia te same błędy – tylko o wiele szybciej wobec społeczeństw Europy Środkowej, Ameryki Łacińskiej i Ameryki Północnej. Przekaz ewangeliczny zniknął z ust oficjalnych przedstawicieli Kościoła Katolickiego – zastępują go słowa nakazujące określone zachowania polityczne, społeczne, ekonomiczne – coś, czego nie akceptują w pełni nawet najbardziej prymitywni wierni – rozumiejący przekaz Kościoła bezpośrednio i wprost. W efekcie pozwolenia na dualizm moralny i rozejście się dróg kościelnych wynikających z wykładni estachologicznej a sposobów rozumienia tego przekazu przez wiernych – z roku na rok następuje coraz większe rozejście się wspólnoty. Ludzie emocjonują się rzeczami i faktami, które rozumieją, a resztę traktują, jako niewidzialny zabobon, zarazem składając prawdziwy szacunek świętym figurom i malunkom – oddając im rzeczywistą boską cześć! Innymi słowy efektem zaprzestania ewangelizacji w Kościołach rozwiniętych jest otępienie wiernych i ich odejście od wiary – w wyniku zderzenia ze współczesną kulturą i sposobem życia w nowoczesnej cywilizacji. W efekcie rozchodzenia się dróg – Kościół traci wiernych, po osiągnięciu pewnego etapu przełamania nastąpi konieczność zwijania struktur i rzeczywistego odwrotu ze społeczeństwa. To tylko kwestia czasu, a będziemy mieli tak samo puste Kościoły jak na zachodzie Europy, to kwestia maksymalnie dwudziestolecia.

    Kościół jest silny poprzez swoich funkcjonariuszy – jak każda struktura administracyjna może amortyzować błędy, ukrywać je, rozkładać ich skutki na lata, jednakże od pewnego momentu zaczyna trzeszczeć w szwach. Najgorsze, co mogło go spotkać i co już go spotkało to kształcenie niskiej, jakości kadr, to znaczy kadr nierozumiejących w pełni złożoności świata, jaki ich otacza i w jakim przyszło Kościołowi funkcjonować. W wyniku, czego dochodzi do tak skandalicznych decyzji jak na zachodzie – masowego ukrywania prawdy o pedofilii i przemocy seksualnej oficjalnych funkcjonariuszy Kościoła wobec nieletnich wiernych a w Polsce – np. do skandalicznych decyzji o pochówku w nekropolii królewskiej! Za takie błędy Kościół płaci odchodzeniem od niego setek tysięcy wiernych, a nawet jeżeli wierni formalnie nie odchodzą to – stają się jawnie krytyczni, albowiem nie muszą się zgadzać na polityczne zachowania się hierarchów. Co innego doktryna i przekaz ewangeliczny, którego po prostu brakuje w przestrzeni publicznej a co innego politykowanie i nawoływanie do określonych zachowań. W feudalizmie było to możliwe, w dyktaturze też jakoś przechodziło, ale w demokracji rządzonej przekazami medialnymi – nie ma szans, albowiem hierarchowie w swoich zachowaniach są natychmiast zestawiani z powszechnym odczuwaniem spraw, a wszelkie niezgodności są od razu interpretowane przeciwko Kościołowi, – chociaż zawinili jedynie poszczególni kapłani!

    Nie ma czegoś takiego jak grzechy i nie ma czegoś takiego jak pożądany model – zachowania się Kościoła. Kościół jest strukturą globalną, najstarszą globalną korporacją, która kształtuje naszą tożsamość i determinuje naszą przyszłość. Warto zwrócić uwagę, że w zasadzie wszystkie rozłamy w Kościele miały charakter polityczny lub zarzuty odejścia od ewangelizacji stanowiły paliwo dla podsycenia politycznych pożarów. Reformacja rozbiła jedność Kościoła zachodniego, obecnie kościoły reformowane przechodzą o wiele głębszy kryzys niż Kościół Katolicki, jednakże i on podzieli ich los, jeżeli w porę się systemowo nie opamięta. Niestety będziemy obserwować zmierzch tej instytucji w ogóle oraz upadek głoszenia dobrej nowiny, właśnie w tym kontekście należy tą instytucję krytykować, albowiem Kościół poprzez swoje pomijanie-przemilczanie nauki a czasami zaprzeczenie nauce Chrystusa stał się po prostu zbędny, a czasami w niektórych przypadkach szkodliwy.

    Niestety nie da się zahamować rozpędzonej kolejki górskiej bez krzesania iskier i wyłamania trybów zębatki! Zgroza, jeżeli od iskier zapali się okoliczny las, a złamana zębatka spowoduje, że kolejka już dalej nie pojedzie. Pewność siebie hierarchów – ta nieznośna satysfakcja ze stanu istniejącego – prowadzą do zupełnego rozejścia się: wiernych, Kościoła i Jezusa – a przez to do redefiniowania funkcji Kościoła w społeczeństwie. Jeżeli bowiem Kościół nie ma być słowem żywym – nawołującym do opamiętania się i przygotowania na ponowne przyjście Jezusa – to, czym ma być? Sposobem zarobkowania księży? Strukturą opłacającą limuzyny i drogi styl życia niektórych hierarchów? Lokalnym punktem poboru dobrowolnych/zwyczajowych podatków od ludności w zamian za dopuszczenie do sakramentów? Czymże jest Kościół bez Słów Jezusa? Jednakże, nie zapominajmy, żeby je wiarygodnie głosić, trzeba postępować tak jak Tenże nauczał.

    Wszystko pęka w szwach na naszych oczach – Kościół rozpada się – wypada cegła po cegle, belka po belce, nic nie pozostanie – mury? Krzyże? Nieznana symbolika świętych? Księgi pisane w dziwnym języku? Kto z wiernych przeczytał „Sumę Teologiczną” Św. Tomasza z Akwinu? Kto ma świadomość, że od czasu życia tego wielkiego doktora Kościoła (XIII wiek) – nie powstało nic kolejnego! Jedni powiedzą, że nie potrzeba, jednakże inni zwrócą uwagę, że jedna wykładnia doktryny raz na 700 lat – to trochę nie często! Przyjmijmy, że jedna – tak dobra wystarczy! Jednakże wróćmy do pytania, – kto przeczytał? No a ilu głupców boi się „czarnego Papieża”? O czym więc mówimy – o zabobonie, czy też ewangelii i wierze w żywego osobowego Boga, który wiedział o tym, że Ty czytelniku będziesz czytał te słowa przed narodzeniem się autora, który je o – nieszczęsny popełnił!

    Wiele zależy od najbliższego konklawe – wybór odpowiedniego człowieka o pożądanych cechach charakteru może nadać nowy impuls całej strukturze Kościoła na ziemi. Tu nie trzeba wiele, wystarczy jedynie pozwolić administracji żyć własnym życiem, a zarazem zarządzić powrót do powszechnej ewangelizacji, żeby Kościół był wszędzie tam, gdzie jest potrzebny i głosił dobrą nowinę.

    Być może najtrudniejsze dla Kościoła będzie nie tylko konkurowanie z innymi religiami jak również ateistami, ale przede wszystkim uświadomienie sobie, że przynależność do niego jak również sama potrzeba wiary w żywego, osobowego Boga – jest kwestią indywidualnego aktu woli wielu zatomizowanych jednostek a nie masowego pędu świadomych lub mniej świadomych tzw. wierzących. Czy Kościół będzie gotowy na tak indywidualny i intelektualny wymiar wiary? Dotychczas jego działania były adresowane poprzez zachowania stadne, już sama wspólnota wiernych jest w istocie grupą – zbiorowością. Nie chodzi o przeprofilowanie się, ale dostrzeżenie, że pojedynczy wierny myśli, wnioskuje, zadaje pytania, nie rozumie i ma wątpliwości, – co więcej ma do tego pełne prawo i to nie jest jego wina. Rolą Kościoła i zadaniem dla jego funkcjonariuszy – powinno być nie tylko zachęcanie do modlitwy, jako remedium na wszystko no, bo wiadomo, że jak się modlą to nie zadają trudnych pytań, – ale właśnie gotowość do dialogu, dyskusji i mentorskiego wyjaśniania wszystkich wątpliwości

    Ostatnim aspektem, który wymaga bliższego przyjrzenia się powinna być postawa wiernych. Wierni to nie czarna masa, którą się chrzci, bierzmuje, żeni, chowa w grobie – to przede wszystkim myślący ludzie, którzy płacą na utrzymanie Kościoła – wprost lub finansując poprzez społeczny udział w podziale pracy i produkcji jego inwestycje. To właśnie wierni są najcenniejszym zasobem Kościoła i o wiernych Kościół powinien najsilniej dbać. Tu nie chodzi tylko o wizytę duszpasterską w celu odebrania koperty raz w roku, ani o zamknięcie się w kręgu około-parafialnej dewocji. Wierni najbardziej potrzebują Słowa – a konkretnie Słów Chrystusa, w zasadzie nie ma nic cenniejszego, czego mogą chcieć od Kościoła. Jak wyglądają nasze kazania? Jak wyglądają listy naszych biskupów, stanowiska episkopatu? Posłuchajcie i poczytajcie państwo sami…, o ile będziecie mieli szczęście z oryginalnym dziełem, a nie kopiuj – wklej zakupionym za sms w Internecie.

    Wnioski? Więcej luzu tam gdzie jest potrzebny luz, więcej stalowego porządku tam, gdzie jest potrzebny stalowy porządek. Mniej spraw świeckich, niech te zawsze będą na drugim planie – a powszechne niech będzie Słowo – Słowo żywego Boga, które poznaliśmy z Ewangelii – niech Kościół zajmie się krzewieniem Słowa Jezusa Chrystusa, to nie tylko minie kryzys, ale nie dojdzie do jego zmierzchu, albowiem wiadomo, że „(…) bramy piekielne go nie przemogą…” [Ewangelia wg. Św. Mateusza 16:18].