• 16 marca 2023
    • Ekonomia

    Dlaczego tylko biedni utrzymują ten system?

    • By krakauer
    • |
    • 25 września 2011
    • |
    • 2 minuty czytania

    Ile wody musi w rzece Wiśle upłynąć, żeby rządząca Polską elita polityczno-religijno-finansowa, zrozumiała poniższą banalną zależność: „(…) bogaci kupują własność, a biedni kupują dobra, które pozwalają im przeżyć (…).” [Źródło: 1] Prawdopodobnie zrozumienie tego faktu, przekracza możliwości współcześnie rządzącej nami klasy nieudaczników, sprytnych krwiopijców i autorytetów wszelkiego rodzaju.

    Niestety państwo nasze w ciągu 21 lat historii opodatkowania, funkcjonuje obarczając kosztami tego procesu głównie biednych. Dowodzą tego powszechne podatki bezpośrednie i mordercze podatki pośrednie. Suma opodatkowania przeciętnego obywatela z tytułu podatku dochodowego od osób fizycznych, składek na podtrzymywanie systemu świadczeń społecznych oraz podatków pośrednich, które obywatel płaci tak samo obligatoryjnie jak bezpośrednie, albowiem nie może np. nie jeść – jest kolosalna. Przedsiębiorcy uginają się pod ciężarem obciążeń, zwykli obywatele żyją od 1 szego do 15 tego, bo na kolejne 15 dni miesiąca po prostu im nie starcza. Oznacza to, w praktyce okresowa wegetację znacznej części naszego społeczeństwa, o której nie mówi nikt z polityków „systemowych”. A przecież jest to równie groźne jak masowa migracja, w której straciliśmy licząc procent składowy miasto porównywalne Warszawie. Albowiem polski rynek dominuje stale około 30% konsumentów, a reszta pojawia się na nim jak dysponuje częścią rozporządzalną swojego dochodu – wydając go na dobra niezbędne, z konieczności często o charakterze podstawowym.

    Funkcjonujący w kraju system podatkowy, powoduje, że osoby bogate posiadające kapitał, mają możliwość utrzymania się, akumulacji i czerpania z niego renty, a osoby ubogie, nie mówiąc już o biednych, pracują jedynie na podstawowe utrzymanie swojej osoby i rodziny, – jeżeli byli na tyle szaleni, lub odważni żeby ją założyć. W efekcie powiększa się rozwarstwienie społeczne, narasta poczucie niesprawiedliwości społecznej i społecznego buntu. Co gorsze, w wyniku nasilającego się wyzysku, zapadającego na zdrowiu społeczeństwa, zahamowaniu uległo odtwarzanie się pokoleń, nie rodzą się dzieci, a realny kształt społeczeństwa to mozaika związków, konkubinatów, singli, lub panien z dziećmi. Jakie to będzie miało konsekwencje, dla ukształtowania się nowego modelu obywatela, trudno sobie wyobrazić. Z pewnością Polskę czeka okres przemian społecznych, który zmiecie ze sceny publicznej zarówno obecne partie polityczne jak i „łże media”, zapewniające tabloidyzację opinii publicznej – a wręcz zidiocenie znacznej części społeczeństwa.

    O zgrozo, to rząd PiS zlikwidował III próg podatkowy dla najbogatszej części społeczeństwa – a te dodatkowe 4 – 7 mld zł (rocznie) bardzo by się nam przez te parę lat, od kiedy to zrobił przydało. Przypuszczam, że prezes Jarosław Kaczyński pluje sobie w brodę, no przynajmniej powinien się wstydzić. Jest to rezygnacja z partycypacji w solidarnym utrzymaniu rachunków państwowych, tej części społeczeństwa, którą na to stać. Miejmy nadzieję, że po wyborach rząd wróci do tej idei – będzie to prawdziwy test faktyczny dla zwycięskiej ekipy władzy.

    Zasadniczym problemem jest jednak zasygnalizowana na początku w tezie prof. L. Dowbora – strategiczna nierównowaga. Aby ją zmienić, w tym znaczeniu, żeby biedni mieli szanse na lepszą partycypację w podziale dóbr należy diametralnie przemodelować sposób opodatkowania. Obecny podatek od wartości dodanej, jest jednym z najbardziej nieludzkich podatków, jakie w historii wymyślono. Jest to podatek, który pozbawia ludzi krańcowej użyteczności zarobionych przez nich pieniędzy. W tym znaczeniu jest społecznie niesprawiedliwy. Wynika to z prostego przeliczenia, albowiem zarówno osoba lub rodzina rozporządzająca stałym periodycznym dochodem w wysokości 2000 zł jak osoba lub rodzina o dochodzie 45000 zł w tym samym periodzie czasowym, zupełnie inaczej będzie podlegać opodatkowaniu. Podatek VAT jest tutaj restrykcyjnie progresywny, albowiem osoby o mniejszym dochodzie rozporządzalnym zapłacą zdecydowanie większy podatek VAT za zakupione dobra w ujęciu procentowym swojego dochodu niż osoba o dochodzie zdecydowanie wyższym. Żeby to zilustrować, należy wziąć pod uwagę fakt, że osoba bogata i biedna, do funkcjonowania potrzebują określonej ilości dóbr, ale osoba biedna nie ma, z czego akumulować – albowiem wszystko, co miała wydała na środki do życia. Natomiast osoba bogata, może z łatwością akumulować to, co po zjedzeniu określonej ilości produktów jej pozostanie. Czy pieniądze wyda na wycieczkę, czy na zakup akcji – wszystko jedno to jej prawo do akumulowania satysfakcji rozumianej na indywidualny sposób. W tej formule, biedni konsumenci jogurtów subsydiują swoim VATem utrzymywanie państwa, w którym wygodnie żyje się tylko bogatym, oni natomiast walczą o przetrwanie.

    Sposobem na zmianę tego stanu rzeczy, jest ograniczenie podatków pośrednich, na rzecz rozsądnego powiększenia podatków bezpośrednich oraz wprowadzenia całego katalogu podatków majątkowych. To podatki majątkowe, decydują o zamożności zachodnich społeczeństw. Wprowadzenie podatku katastralnego, którego wysokość w ramach widełek mogłyby regulować gminy, podwyższenie podatku od dochodów kapitałowych oraz specjalnych podatków od transakcji – umożliwiłoby ograniczenie spekulacji, a przynajmniej dodanie korzyści od nich państwu. Czas najwyższy, żeby osoby bogate wzięły odpowiedzialność za państwo, w stopniu adekwatnym do poziomu użyteczności i satysfakcji, który im to państwo gwarantuje.

    [Źródło: 1] L. Dowbor Demokracja ekonomiczna – Instytut Wydawniczy Książka i Prasa – Biblioteka Le Monde Diplomatique, Warszawa, 2009, s.6