• 16 marca 2023
    • Polityka

    Dyskonty a licencje na alkohol – casus „dopalaczy”

    • By krakauer
    • |
    • 25 września 2011
    • |
    • 2 minuty czytania

    W kraju panuje wolność gospodarcza, ale tą wolność powinien ograniczać wyższy interes społeczny. Polacy przeszli nad faktem masowej oferty alkoholi wysokoprocentowych w sklepach dyskontowych z typowym dla nich hurra optymizmem i poczuciem wszechmocy złotówki.

    Łatwa dostępność win, wódek i piwa, napędzana względnie niskimi cenami, jakie „sieciówki” negocjują w hurcie, oznacza nastawienie na duży obrót przy stosunkowo niskich marżach, poza tym alkohole to bezpieczne zapasy, albowiem są generalnie niepsujące się.

    To, że jako społeczeństwo korzystamy na taniej ofercie handlu sieciowego nie ulega żadnej wątpliwości, jednakże łatwość i dostępność oraz „ilościowy marketing” alkoholu, powodują, że rodzi się w ten sposób istotne zagrożenie dla walki z problemem dostępności alkoholu w naszym kraju.

    Ciekawe, jaki procent sprzedaży tym sklepom przynosi sprzedaż łatwo dostępnego alkoholu, i o ile ta sprzedaż podnosi poziom spożycia przeliczeniowego czystego spirytusu na głowę mieszkańca.

    Być może, dla funkcjonowania całości systemu, prawdopodobnie korzystniej byłoby, gdyby tego typu sklepy nie dostawały licencji na sprzedaż wysokoprocentowego alkoholu.

    Z punktu widzenia interesów państwa, bardziej opłaca się zapobiegać alkoholizmowi, niż leczyć jego skutki. Nie możemy pozwolić na tanie rozpijanie społeczeństwa, w imię zysków. Można postawić i obronić tezę, że społeczna szkodliwość sprzedaży alkoholi wysokoprocentowych w sklepach dyskontowych jest porównywalna ze szkodliwością tzw. „dopalaczy” i „małego” hazardu.