- Polityka
Dlaczego Polska potrzebuje Rosji a Rosja Polski mniej…
- By krakauer
- |
- 21 września 2011
- |
- 2 minuty czytania
Powodów, dla których nasz kraj potrzebuje dobrze układającej się współpracy z federacją Rosyjską jest wiele. Dominują kwestie strategiczne, zarówno w wymiarze geostrategicznym, jak również gospodarczym. Jest to dla nas najważniejsze, jednakże druga strona patrzy na to pod innym kątem. Wynika to z samej natury wzajemnych relacji opartych na posiadanych potencjałach. W stosunkach pomiędzy państwami jest dokładnie tak jak w przyrodzie, większy ma więcej, chce więcej i patrzy z góry. A także, może więcej, potrafi więcej i ma większe zdolności. Są to kwestie niestety trudne do zrozumienia dla naszych polityków, strategów i wszelakiej maści ekspertów. Jako Polacy musimy sobie uświadomić, że nasze relacje z Federacją Rosyjską nie są, nie były i nie będą nigdy równorzędne, – jeżeli będziemy dalej tak słabym i niezorganizowanym krajem. Uświadomienie sobie tego banalnego faktu nie oznacza zgody ze stwierdzeniem, że „Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica”. Nie znaczy to także, że mamy się Rosji i Rosjan bać. Powinniśmy, natomiast bardzo uważnie się temu państwu przyglądać.
Historycznie rzecz ujmując, jesteśmy dla współczesnej Rosji, krajem, który był fałszywym sojusznikiem, nie warto nam ufać, albowiem mamy ciągoty do dawnej manii wielkości Rzeczpospolitej stanowiącej inną organizację i koncepcję słowiańszczyzny, bardzo atrakcyjną przez około 300 lat dla państw regionu.
Obserwując obraz Rosji i Rosjan w polskich mediach, trudno jest w ogóle cokolwiek zauważyć. Rosja pojawia się głównie przy okazji kolejnych dramatów, jakie w tym wielkim kraju mają miejsce, wojen, wypadków kolejnych tupolewów, „antypolskich” wypowiedzi lub działań władz rosyjskich lub środowisk z nimi utożsamianych. Obserwując obraz, co prawda wybiórczo, w rosyjskich mediach (RT, Vesti), to Polska tam ma znaczenie marginalne, a przekazy, jeżeli się zdarzają sprawiają wrażenie wyrachowanych PRowo komunikatów. W mediach dostępnych w Internecie zdecydowanie częściej o Rosji piszą Polacy, niż o Polsce Rosjanie. Wniosek z tej uproszczonej „analizy mediów” jest jednoznaczny – oba kraje, oba narody, obie elity nie wiedzą o sobie zbyt wiele a to, co wiedza jest w mniejszym lub większym stopniu moderowane.
Patrząc na gospodarkę, wzajemne relacje kuleją, ze zdecydowaną przewagą gospodarczą Rosjan, albowiem oni mają coś bez czego my się nie możemy obyć, czyli wszelakie surowce, a przynajmniej kupowanie ich gdzieś indziej niż w Rosji oznacza dla naszej gospodarki konieczność ponoszenia wyższych kosztów. W zamian za ropę, gaz, rudę żelaza i inne bardzo potrzebne surowce mamy do zaoferowania głównie żywność, meble, i na szczęście dość liczne produkty niszowe – jak np. maszyny dla górnictwa. Niestety wszystkie te produkty, Rosjanie mogą z łatwością kupić w kilku innych krajach świata, co skutecznie czynią opływając w petrodolary. Prawdopodobnie można by udowodnić tezę, że gospodarczo jesteśmy na rosyjskim rynku bardziej obecni pod postacią produktów niemieckich i generalnie zachodnich, w których mamy udział – niż w postaci produktów czysto polskich. Wynika to z braku marek i ogólnej słabości.
Mając na względzie relacje obu społeczeństw, są one raczej skromne, nie widać u nas rosyjskich studentów, liczba małżeństw mieszanych jest skromna, nawet niestety Rosjanie z kaliningradzkiej enklawy nie przyjeżdżają dalej do Polski niż na najbliższe targowisko. Polacy, także nie garną się do kontaktów. W Rosji znajduje się dość liczna, ale rozproszona Polska mniejszość narodowa, z czym w zasadzie nie mamy (w sensie etnicznym) do czynienia w Polsce. Od strony religijnej, stoimy na opozycyjnych stronach chrześcijaństwa, a działalność misyjna polskich księży często mniej lub bardziej drażni lokalnych patriarchów.
Pod względem militarnym, w przypadku konfrontacji, nie mamy, co mieć żadnych złudzeń o zdolności do obrony przed potęgą rosyjskiej armii potencjał, który mają w Kaliningradzie, w zupełności im wystarczy do opanowania północno-wschodniej części Polski, może także praskiej części Warszawy. Kolejny cud nad Wisłą się nie przydarzy, albowiem Rosjanie w razie konfliktu będą dysponować rozstrzygająca przewagą w powietrzu i broni pancernej. Dlatego co do otwartego konfliktu nie warto mieć złudzeń, czekają nas znowu białe niedźwiedzie, oczywiście poprzedzone chwalebną obroną kilku gniazd oporu. Pomijając oczywiście użycie przez Rosję broni niekonwencjonalnej. Wówczas, po prostu mogliby nas odparować. A terytorium zamienić w taflę szkła.
Jakie zatem mamy możliwości oddziaływania na Rosję i jej politykę, oraz Rosjan, ich sposób widzenia Polski i naszych wzajemnych relacji? Medialnie? Minimalne, albowiem nie mamy obiektywnych kanałów dotarcia poza Internetem i wydarzeniami eventowymi (koncerty, wizyty, dni miasta w mieście itp.). Gospodarczo? Praktycznie żadne, albowiem nasze produkty Rosjanie łatwo zamienią na tańsze i lepsze substytuty, lub trochę droższe, bo mają pieniądze. Militarnie? Żadne, w razie konfliktu nie bylibyśmy wstanie ani opanować Kaliningradu, ani nawet obronić własnego terytorium. Działania służb specjalnych? Ha ha ha ha ha! Już to widzę jak detektyw R. uwalnia Michaiła Chodorkowskiego z łagru, i w triumfie organizuje konferencję prasową w Warszawie…
A zatem nie ma sposoby, jakim możemy skutecznie oddziaływać na politykę rosyjską i nastawienie narodów Federacji względem Polski i Polaków. Nie dysponujemy żadnymi środkami, ani z katalogu Soft ani Hard Power. Mówiąc w skrócie, nie mamy niczego, co byłoby dla Rosji na tyle pożądane, żeby potrzebowali brać nas za partnerów. Jedyną nadzieją pozostaje wpływanie na Rosję przez Brukselę, z czym mamy bardzo poważne problemy, albowiem nie tylko jesteśmy w Unii zmarginalizowani, ale mimo wszystko jest to zagadnienie, na jakie możemy mieć przynajmniej minimalny wpływ.
Jak wygląda sytuacja z drugiej strony? Wszystkie elementy decyzji strategicznych, na każdym z pół, które powyżej zaznaczyłem są po stronie rosyjskiej. Nawet nie jesteśmy dla nic szczególnym rynkiem zbytu, o który trzeba dbać, albowiem z łatwością od czasu, kiedy istnieje rurociąg północny, mogą nas ominąć z transferem a sprzedawane surowce skierować gdzieś indziej, gdzie z pewnością zdobędą zbyt.
Jeżeli zatem nie mamy im nic szczególnego do zaoferowania, to powstaje pytanie, w jakim stopniu możemy być dla Rosji partnerem? Ano w takim, w jakim płacimy twardą walutą. A co nadzwyczajnie ważne, przeciw proporcjonalnie do skali problemu, jaką stanowimy w kontaktach z zachodem.
Odrębnym problemem jest Białoruś, o Ukrainie już nie wspominając. Są to kraje, w których Moskwa nie zrezygnowała z własnych wpływów, a jak wskazują najnowsze przykłady nie zamierza oddać pola. Polska polityka wschodnia, realizowana pod płaszczykiem „Partnerstwa Wschodniego” rozmiękła i rozpuściła się na fali greckiego kryzysu.
Rosję w perspektywie wyobrażalnych dziesięciu może dwudziestu lat czeka szereg wyzwań. W skrócie chodzi o potwierdzanie swojej globalnej pozycji, i przygotowanie do dwóch strategicznych wyzwań. Pierwszym dla Rosji są Chiny, które w najbliższym czasie się przebudzą i zaczną realizować własną politykę, w rozumieniu zachodniej ekspansywności. A drugim jest Islam, albowiem Rosja, będzie miała spory problem z rozwojem społeczności etnicznie odrębnych od tradycyjnego słowiańsko-prawosławnego nurtu. Wyzwania te zdominują funkcjonowanie państwa rosyjskiego w najbliższym pięćdziesięcioleciu, w zależności od tego jak sobie Rosjanie z tymi zagadnieniami poradzą, tak będzie kształtował się świat. Pierwszy problem może przybrać kształt klasycznej konfrontacji mocarstw na tle dostępu do Syberii, zdominowania Mongolii i Kazachstanu. Obecność rosyjska na dalekim wschodzie jest prawdziwym wymiarem mocarstwowości Rosji. Miejmy nadzieję, że nie dojdzie tam do atomowej konfrontacji, co zresztą by się Chinom nie opłacało. Jednakże, czy Rosja zachowa konwencjonalny potencjał odstraszający zależy od ewolucji i przemian, jakie ten kraj jest w stanie zaakceptować i przeprowadzić. Drugi z zakreślonych problemów, ma wymiar bardzo wewnętrzny, dotyczy Rosji, jako takiej w jej najczulszym wymiarze, albowiem dotyczy jej ludu. Jeżeli zrealizuje się negatywny scenariusz, w ciągu kolejnych dwudziestu – trzydziestu lat, rosyjskojęzyczni, prawosławni Słowianie, stanowiący podstawę rosyjskiego społeczeństwa mogą przestać być nacją dominującą, nie tylko w południowych i dalekowschodnich republikach, ale generalnie wszędzie na wsi i miastach mniejszych od St. Petersburga i Moskwy.
Modernizacja i rozwój Rosji, jest wyzwaniem dla niej, a zarazem szansą dla wszystko mającego zachodu na zarobienie jeszcze większych pieniędzy. Rosja i Europa są na siebie strategicznie skazane, nie tylko w wymiarze antycypowania potencjalnych zagrożeń, lub współpracy technologiczno-surowcowej. Te sprawy są ważne i zawsze będą odgrywały rolę fundamentów wzajemnych relacji, jednakże żeby relacje te miały faktycznie pozytywny skutek, a przede wszystkim były korzystne dla obu stron, z maksymalnym oddaleniem szklanego sufitu – powinny być one oparte na uwspólnieniu kulturowym.
Postulat ten, jest o tyle egzotyczny o ile niebezpieczny, albowiem łatwo może być odebrany przez jedną stronę za eksport rewolucji (komunistycznej, lub n+1ej), panslawizmu lub zagrożenie wprost, a przez drugą za próbę kulturowej, religijnej i ekonomicznej dominacji. Istotą przyszłych relacji powinno być przede wszystkim zwrócenie się do wspólnych korzeni i wartości, sięgających historycznie do momentu rozdzielenia Cesarstwa Rzymskiego w 395 roku n.e. przez Teodozjusza Wielkiego. To wówczas, Grecy silni swoją kulturą wydzielili się, jako odrębna gałąź Rzymu, a do tradycji post bizantyjskich przez cały okres swojego istnienia odwoływała się Moskwa (konkurując z Kijowem). Wyszło z tego jak wyszło, stanowimy inne kulturowe obszary, jednakże tej samej chrześcijańskiej rodziny. Z pewnością nie byłoby to łatwe, ale przykładowo korzyści, jakie miałaby Rosja z wprowadzenia łacińskiego alfabetu byłyby ponadczasowe. Nie chodzi tu o zwykłe zbliżanie Rosji do zachodu i przeszczepianie tam wzorów „naszej” kultury. Celem powinno być realne zbudowanie wspólnych wartości, przedstawiających przynależenie Rosji do europejskiej rodziny! Bez względu jak to będzie kosztowne i trudne.
Na całe szczęście, Rosja nie jest obecnie nastawiona konfrontacyjnie względem zachodu. Kraj ten, a ściślej jego elita, zdaje sobie w pełni sprawę z czekających na Rosję zagrożeń. Katalog wyzwań, jakie czekają na ten kraj jest niemal tak duży jak sama Rosja. W zależności od tego jak szybko im sprosta, tak bardzo zachowa to terytorium.
Czy Rosja wykorzysta swoją modernizacyjną szansę, jaką daje jej surowcowo-technologiczna wymiana z zachodem, zobaczymy. Dla nas Polaków, istotnym jest, żeby znaleźć dla siebie miejsce w tym nieuchronnym procesie, którego konsekwencje mogą być dla nas niezmiernie pozytywne i korzystne, albo marginalizujące i zgubne. To od nas, od naszej polityki i miejsca w Unii Europejskiej, będzie zależeć, na ile skorzystamy z Rosyjsko-Europejskiej współpracy. Samodzielnie, przy naszym nastawieniu i skażeniu percepcji Rosji przez „tajemnicę smoleńskiego lasu”, możemy w najlepszym wypadku zachować status quo, a to zdecydowanie za mało.