• 16 marca 2023
    • Polityka

    Wydłużenie urlopu macierzyńskiego, – czyli eksperyment socjalny rządu

    • By krakauer
    • |
    • 16 października 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Premier objawił kolejny genialny pomysł, który w jego mniemaniu jest lekarstwem na całe zło związane z niską dzietnością polskich rodzin – wydłużenie urlopu macierzyńskiego z 6-ciu do 12-tu miesięcy z opcją zwiększenia poborów w czasie urlopu pół rocznego z 80% na 100% wysokości pensji. Szczegóły są w rządowej prezentacji do pobrania [tutaj].

    Teoretycznie wszystko jest super, gdyż z każdych propozycji socjalnych rządu należy się cieszyć, jeżeli tylko chce dać cokolwiek ludziom. W praktyce niestety ten pomysł to strzał w stopę i to na kilku płaszczyznach, przy tym najbardziej uderzający w ciężko pracujące kobiety.

    Nie ulega wątpliwości, że macierzyństwo, jako takie powinno być chronione przez ogół, a matkom z tytułu ciąży i opieki nad noworodkiem należą się szczególne przywileje, w tym także regulacje prawnie ingerujące w ich stosunki pracy. W praktyce przyjmuje to kształt uprawnienia do częściowo płatnego lub w pełni płatnego urlopu macierzyńskiego, w przywołanej powyżej prezentacji ministerstwa przedstawiają różne modele w Europie odnośnie regulacji długości tego okresu, skorelowane z występującym w tych krajach wskaźnikiem dzietności.

    Ideę wydłużenia urlopu macierzyńskiego można uznać za koncepcję realizacji polityki zintegrowanej, tj. próbę stymulowania za pomocą zasiłków przyrostów dzietności. Idea jest szczytna, bardzo egalitarna, ma jedną zaletę – faktycznie jak podnosi ministerstwo, zatrudnianie pracownika na zastępstwo za kobietę na rocznym urlopie macierzyńskim będzie miało większy sens i dla pracodawcy i dla pracownika, albowiem dłuższy okres gwarantuje jakąś ponad tymczasową stabilizację. Poza tym, ten pomysł nie ma żadnych innych zalet, nawet w kontekście prawdopodobnego wpływu na przyrost współczynnika dzietności.

    Po pierwsze, ze względu na dramatyczną sytuację demograficzną nie możemy sobie pozwolić na nierówne traktowanie kobiet i mężczyzn, gdyż przebywanie na urlopie macierzyńskim oznacza ograniczenie ich prawa do odprowadzania składek emerytalnych w pełnej wysokości, a to przekłada się bezpośrednio na wysokość emerytury. Po drugie, sam postulat wyjmowania kobiet z rynku pracy na drugie pół roku stoi z pełną sprzecznością z postulatami wszystkich genderowych i profeministycznych ideologii. Wizja kobiety pracującej w domu, zajmującej się dzieckiem przez rok! Jako standard! To coś niesłychanego, idącego wbrew tak niesłychanie modnym światowym trendom. Należy to rozumieć, jako próbę rozwiązania problemów bezrobocia na rynku pracy oraz braku żłobków i przedszkoli, ponieważ zwiększenie czasu pozostawania na urlopie macierzyńskim eliminuje matkę nie tylko z rynku pracy, ale także dziecko z wyścigu o miejsce w tego typu placówkach. Teoretycznie wszystko w porządku, bo socjalizację placówek publicznych zamieniamy na ciepło domu rodzinnego, ale czy o to chodzi w kraju z dynamiczną kapitalistyczną gospodarką? Czy naszym celem na być wyłączanie kobiet na rok z normalnego funkcjonowania? Po trzecie jest jeszcze kwestia równości społecznej, albowiem, co w przypadku kobiet niepracujących? One mają patrzeć jak mamy pracujące – urzędniczki i inne panie z państwowych lub samorządowych posad przez rok cieszą się pociechami, podczas gdy one nie mogą znaleźć pracy i w wyniku tego są wykluczone z dobrodziejstwa systemu państwowego, a jak wiadomo rzekomo chodzi w nim o dzietność, czyli o każde dziecko, w tym także to matki bezrobotnej.

    Prawda jest brutalna, wydłużenie urlopu macierzyńskiego i związanego z nim prawa do zasiłku to nic innego jak naginanie systemu do biedy naszego ciągle tradycyjnego społeczeństwa, w którym prowadzenie domu i stworzenie rodziny jest na barkach kobiet. Nie zmienimy tego tymi metodami, jakie proponuje rząd. W rzeczywistości skorzystają na tym najbardziej kombinatorki i różnego rodzaju poszerzający się margines społeczny, albowiem zajście w ciąże będzie oznaczało kolejne przywileje socjalne, oczywiście pod warunkiem, że się ma pracę. Szkoda, że o kobietach prowadzących własną działalność gospodarczą lub pracujących na umowach śmieciowych myśli się mniej lub wcale.

    Obserwując kobiety w otoczeniu społecznym, widać, że o czasie urlopu macierzyńskiego decyduje tylko i wyłącznie jeden czynnik (poza kwestiami chorobowymi) – są nim pieniądze. Panie zarabiające dobrze i spełniające się w pracy, jak najszybciej pragną do niej wrócić, stąd pomysły w rodzaju przedszkola przyzakładowe, opiekunki do dzieci, wspólne wychowywanie itp. Natomiast panie bierne, nastawione roszczeniowo, myślące o życiu z perspektywy własnej wygody, bo przecież, po co się wysilać, po co pracować? Na pewno będą zadowolone z nowej regulacji.

    Jednakże, każdy pracodawca zanim zatrudni młodą kobietę – już nie dwa razy, ale trzy razy się zastanowi, czy mu się to opłaci.

    Dlatego, doceniając szlachetność rządu należałoby kwestię możliwości wydłużenia urlopów macierzyńskich pozostawić do rozstrzygnięcia pracodawcom, a taki urlop byłby kolejnym dodatkowym – niezwykle istotnym czynnikiem wpływającym na atrakcyjność miejsca pracy, czym można byłoby przyciągnąć kobiety. W specjalnym rejestrze w ZUS, każdy podmiot prowadzący działalność gospodarczą – zgłaszałby raz w roku – czy na rok kolejny zamierza zgodzić się na urlopy macierzyńskie 6-cio czy 12-to miesięczne. Wówczas zobaczylibyśmy, co o proponowanej zmianie sądzą przedsiębiorcy. Równolegle, można by prawo do przedłużania urlopu pozostawić na wniosek zainteresowanych – na podstawie orzeczenia odpowiedniej komisji lekarskiej. Automatyzm i przywileje to rozwiązania dla bogatych państw, które stać na solidaryzm społeczny. U nas długo jeszcze będzie to trudne do uzasadnienia. Przykładowo warto zapytać, jak w przypadkach proponowanych zmian rządowych będzie różnicowana sytuacja kobiet miejskich i kobiet wiejskich, które co tu dużo ukrywać i tak są zdecydowanie uprzywilejowane, chociażby ze względu na 100% ubezpieczenie rolników i ich rodzin, de facto na koszt ludności miejskiej. Czy proponowana zmiana, aby przypadkiem nie spowoduje, że niektórym wybrańcom systemu będzie się jeszcze lepiej żyło? Pomijamy w ogóle kwestię, czy przeprowadzono jakieś konsultacje społeczne tego pomysłu? No, bo przecież z jakichś uzasadnionych potrzeb społecznych musi on, a przynajmniej powinien wynikać.

    Abstrahując od didaskaliów, zobaczymy po 2-3 latach, czy proponowana rewolucja przyniesie pożądane owoce, czy też tylko będzie wygodną formą finansowania bierności życiowej pań „wózkowych”.