- Polityka
Zmiany w Unii Europejskiej? Czy Unii Europejskiej?
- By krakauer
- |
- 21 września 2011
- |
- 2 minuty czytania
Unia, jaką była w sytych latach 80tych, dostatnich 90 tych i bogatych po roku 2000-cznym Unia jaką znamy, do jakiej wstąpiliśmy, straciła rację bytu. Zużyła się w trybach narodowego egoizmu państw „ssaczy”, które brały unijne pieniądze, korzystały z niskich stóp procentowych a powierzone im w ten sposób bogactwo roztrwonili w ciągu życia niespełna jednego pokolenia. Niestety, jest to dowód na to, że zmarnować można wszystko i nic tak dobrze ludziom nie wychodzi jak właśnie „nic”.
Być może problemem jest specyfika ludzi z krajów południa, gdzie jest ciepło, aura, klimat, warunki naturalne powodują, że nawet zimą nie umrze się z mrozu i głodu, bo zawsze można albo rybkę z morza złowić, albo oliwkę z drzewa zerwać a w nocy śpi się z otwartymi oknami nieocieplonych budynków, że już o takich fanaberiach jak opony zimowe lub solenie ulic nie wspomnę.
Prawdopodobnie to klimat w jakiejś części determinuje postawy życiowe, ale nie bez znaczenia jest też kod kulturowy, albowiem, jeżeli ktoś był w Singapurze i pamięta szok temperaturowy po wyjściu z klimatyzacji na zewnątrz – ten może być pełen podziwu dla pracowitości mieszkających tam ludzi. To niesamowite, że oni tam pracują na otwartym powietrzu. Natomiast u nas w Europie, w praktyce się nie da. Dowiedli tego w całej swojej wspaniałości nasi serdecznie przyjaciele Grecy. Kraj ten, zmarnował swoją historyczną szansę, Grecja z winy samych greków nie stanie się stabilnym gospodarczo i zamożnym państwem. Mieli możliwości, stracili je, nie produkują więcej niż 2% unijnego PKB, ich ewentualne wystąpienie ze strefy euro a w konsekwencji Unii Europejskiej nie będzie niczym nadzwyczajnym, co mogłoby spowodować dłuższe zawirowania na unijnym rynku. To, że Grecja jest ratowana, jako państwo członkowskie, to, że przeznaczane są na nią olbrzymie pieniądze to wynik gry politycznej i troski o stan instytucji finansowych największych krajów Unii Europejskiej. Jednakże, każde pompowanie ma swoje granice, w piłkę można wtłoczyć tylko tyle powietrza ile wytrzymają szwy. Grecja już pęka, rozsadza ją wewnętrznie szereg problemów strukturalnych o abstrakcyjnym charakterze, nawet dla Polaków przywykłych do prawnego sci-fi we własnym kraju.
Dotychczasowe działania największych krajów UE, głównie Niemiec i Francji zmierzają do nowej formuły integracji. Jej celem jest zapewnienie, że za deklaracjami polityków będą podążały również realne możliwości i działania w sferze realnej gospodarki. Oznacza to integrację nowego typu, odpowiednio przybraną w szmatki starych traktatów, jednakże faktycznie zdecydują nowe pomysły na rozbudowę unii podatkowej i synchronizację poszczególnych gospodarek. W ostateczności doczekamy się nowej Unii europejskiej, a nie żadnej Unii w Unii. Ani Wielka Brytania, ani Grecja nie jest krajom od Hiszpanii do Estonii do niczego potrzebna, jeżeli nie chcą nie musza się integrować – koszty alternatywne takiej decyzji odczują w ciągu kilku lat.
Niestety fasadowość polskiej prezydencji, nie bójmy się tego powiedzieć – bylejakość premiera, który nie umie wyrazić wizji nowej Europy i zaproponować niczego, co spowodowałoby, że głos Polski zostałby w najważniejszych stolicach usłyszany – będzie nas drogo kosztował. Tracimy właśnie historyczną szansę, na dołączenie do najbardziej wiodących krajów, które do katalogu korzyści gospodarczych dołączają ideę wspólnego domu, o którym sami współdecydują.
W perspektywie najbliższych 10 lat obecna Unia Europejska, jaką znamy przekształci się za pomocą kilku rozsądnie zdefiniowanych traktatów w twór bardziej zintegrowany, ze wspólnym rządem, budżetem opartym na bazie dochodów własnych (ponadnarodowych), skonsolidowaną polityką gospodarczą, fiskalną, zagraniczną, (bo to konsekwencja) i prawie na pewno obronną. Docelowo w ramach funkcjonującej Unii, która będzie działać dalej, jako gwarancja praw i wolności oraz ochrony interesów rdzenia wspólnoty na szerokim obszarze – będą dwa a może i nawet trzy porządki – trzy poziomy integracji. Pierwszy najbardziej pogłębiony w istocie państwo federalne składające się z najsilniejszych państw Unii – obszaru bogactwa, postępu, i rosnącej potęgi. Zewnętrznego pierścienia zunifikowanego pod względem prawnym i politycznym, ale niedopuszczonego do podejmowania kluczowych decyzji w zamian za przywilej bycia klientem a nie płatnikiem. A w odosobnieniu będą funkcjonowały kraje, które możemy nazwać „czarnymi dziurami”.
Do pierwszej grupy krajów bez wątpienia będą należeć Niemcy, Francja, Benelux, Austria, Finlandia, Dania, Norwegia (stowarzyszona), Szwecja, Słowenia, Estonia, Czechy, Hiszpania (jak da radę) i Słowacja. Do drugiego zewnętrznego pierścienia Polska, Włochy, Wielka Brytania, Islandia (stowarzyszona), Węgry, Chorwacja, Litwa, Łotwa, Rumunia, A potencjalne kraje „czarne dziury” to Grecja, Bułgaria, Portugalia. Oczywiście degradacja będzie postępować płynnie pomiędzy drugim a trzecim kręgiem integracji. Żelazny rdzeń w wyniku pogłębionej integracji utrzyma się doskonale.
Wobec takiego scenariusza Polska powinna w sposób bardzo umiejętny umieć zachować się zarówno w sferze PRowo rozumianego składania wyrazów poparcia i aprobaty dla integracji klubu bogaczy, jak również podjąć zdecydowane działania w sferze faktycznej. Naszym szczęściem jest bycie „Nebenlandem”, albowiem okoliczność ta powoduje, że niemieckiej lokomotywie pragnącej czerpać z doczepionych wagonów opłaca się łożyć na nasze „podpompowanie” fundując nam, co roku kilka procent PKB w ramach tak zwanych funduszy pomocowych, jednakże ich dotychczasowy kształt się skończył. Musimy mieć tego świadomość. Prawdopodobnie zmiana w mniejszym stopniu będzie dotyczyć funduszy rolnych, albowiem utrzymanie tego mechanizmu wsparcia jest w interesie strategicznym Unii Europejskiej, jednakże pozostałe fundusze, których efektów generalnie nie widać, lub są one neutralne dla potrzebującej funduszy na rozwój hiper-technologii gospodarki najbardziej rozwiniętych państw będą zmodyfikowane lub obcięte. Zadajmy sobie pytanie, jaki interes ma niemiecki minister gospodarki w finansowaniu domu koła gospodyń wiejskich na Podkarpaciu zamiast kampusu nano-technologicznego pod Norymbergą? Odpowiedź jest jedna – nie ma żadnego interesu poza politycznym. W tym sensie Unia, jaką znamy zostanie zachowana w zminiaturyzowanym układzie kompetencji, zadań i pieniędzy. Oczywiście taka Unia osiągnie sukces i będzie się nam opłacać, chroniąc nas np. przed wojną lub innego rodzaju destabilizacją, jednakże prawdziwy rozwój odchodzi na zachód. Kraje bogate nie muszą i nie mają zamiaru roztrwaniać swojego bogactwa, czasy darmowych obiadów się skończyły.
Jako kraj podwykonawca i uczestnik łańcuchów wytwórczych oraz dość znaczny rynek zbytu w najbliższej perspektywie nie mamy się, czego obawiać, jednakże musimy pogodzić się z pozycją „klasy B”, w trosce o uniknięcia spadku do „klasy C”.
Reasumując, najważniejszym wyzwaniem dla naszego kraju jest przede wszystkim:
- 1) Zwiększenie efektywności gospodarczej (więcej zasobów musi bardziej intensywnie i efektywnie pracować) – to można osiągnąć stosunkowo prosto powodując szereg zmian w prawie na wzór najlepiej działających krajów wolnorynkowych.
- 2) Innowacyjność – z tym będzie trudniej, ale to następny krok po efektywności.
- 3) Oszczędność – Polska nie może wydawać więcej niż zarabia. Nie mają znaczenia utyskiwania poszczególnych grup społecznych, nie mają znaczenia uświecone przez ustawy i trybunały przywileje socjalne. Budżet w tym transfery społeczne (ZUS, KRUS i inne) nie mogą wydawać więcej niż mają wpływów. Musimy się z tym pogodzić. Wszelkie wydatki z tytułu zadłużenia się można przeznaczać jedynie na inwestycje – w innowacyjność i efektywność, kreowanie nowej wartości – postępu cywilizacyjnego. W ostateczności na takie wydatki jak odtworzenie stanu sprzed katastrofy naturalnej, lub obronność w czasie zagrożenia. Poza tym, musimy oszczędzać każdą złotówkę.
Czy taki scenariusz w Polsce jest możliwy? Czas pokaże, prawdopodobnie każdy, kto narazi się rosnącemu w siłę lobby emerytalno-rentowemu zostanie politycznie utopiony. Jednakże musimy znaleźć nowy złoty środek, nowy paradygmat, który nie tylko uratuje ten kraj, ale także umożliwi jego przetrwanie i rozwój. Być może scalenie szeregu decyzji z tytułu polityki gospodarczej i zagranicznej na wspólny rząd Europejski – nie było by złym pomysłem.