• 16 marca 2023
    • Polityka

    Podstawowy wniosek z debaty ekonomicznej PiS – potrzebujemy okrągłego stołu 2.0

    • By krakauer
    • |
    • 25 września 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Co panowie robiliście przez ostatnie 5 lat? Dlaczego taka dyskusja, aczkolwiek w znacznej mierze ułomna i ograniczona do stosunkowo wąskiego wycinka branżowej rzeczywistości eksperckiej nie miała miejsca przez tyle czasu? Co takiego się stało, że dopiero teraz, jak zawiodły już wszelkie bredzenia o dowolnych bzdurach – prawa część strony politycznej, ta opozycyjna bierze się za taką dyskusję? Nie dało się wcześniej? Mieliście inne rzeczy na głowie? Jakie? Nienawiść zaślepiała wam rzeczywistość? Czy opary smoleńskiego absurdu zabraniały myślenia o kraju? Nagle się okazało, że jednak się da, albowiem nawet sam prezes partii przewodniczył zebraniu. Należą się wam za to szczere wyrazy uznania, przede wszystkim, że otwieracie merytoryczną dyskusję, która od końca nieudanych rozmów koalicyjnych była niemożliwa. Zarazem jednak pojawia się problem zamknięcia i braku gotowości do dialogu z rządem, albowiem bez udziału strony rządowej – dyskusja miała wymiar czysto akademicki z wymierzeniem żądła prosto w politykę ekonomiczną państwa. W ten sposób nie da się prowadzić dyskusji, jeżeli założymy, że tylko i wyłącznie coś krytykujemy, bez możliwości rozpoczęcia dialogu z właściwym adresatem własnych dąsów.

    Bezwzględnie jednostronność była największą słabością tej dyskusji, albowiem pryncypialne nieuwzględnienie możliwości wysłuchania przynajmniej – argumentów drugiej strony (przecież nikt nie kazał się do nich odnosić), to nic innego jak dalsze sączenie jadu i nienawiści. Dlatego nie ma się, co dziwić, że ostrożna i przeczulona strona rządowa zareagowała z wielką rezerwą na tą debatę, uznają ją za „PiS-owską” propagandę i czysty PR. W znacznej mierze ocena ta była uzasadniona, jednakże zarazem dało się wyczuć lekkie zdenerwowanie samą okolicznością przejścia w dyskusji o Polsce z języka nienawiści i głupoty do nawet kulejącej, ale mimo wszystko merytoryki. Tego nie lubią rządzący, albowiem zdają sobie sprawę, że w czasach kryzysu może być tu tylko i wyłącznie mowa o krytyce ich linii gospodarczej, bez względu na przebieg dyskusji i argumentację. Wynika to z potrzeby zmiany rzeczywistości, która jest obarczona grzechem zaniechania już 5-cio letniego, a wszelkie rachuby na to, że uda się prześliznąć do kolejnych wyborów organizując np. wielkie „wykopki po smoleńskie” mające na celu dopasowanie odpowiednich zwłok do odpowiednich płyt nagrobnych – spełzną na niczym, albowiem opozycja wroga rządowi jest w stanie prowadzić na raz kilka wątków.

    Jeżeli będą kolejne debaty, to należy ze wszelkich sił doprowadzić do ich ujednolicenia i scalenia w jedną, albowiem, jeżeli „Solidarność” z PZPR była w stanie siedzieć przy jednym – okrągłym stole, to, dlaczego dzisiejsze partie polityczne miałyby się nie umieć porozumieć?

    Potrzebujemy okrągłego stołu 2.0, przy którym można by skupić wszystkie zainteresowane głosy do konkretnej, celowej i wiążącej dyskusji o Polsce. W której, wszystkie środowiska posiadające nie tylko obecnie władzę, ale także realny wpływ społeczny, mogłyby porozmawiać o problemach, sposobach ich rozwiązania i kierunku, do jakiego mamy dalej dążyć. Jest oczywistym, że celem prac byłoby opracowanie nowego paradygmatu rozwoju, który pogodziłby społeczeństwo i zarazem dał władzy legitymację do aplikowania społeczeństwu reform, albowiem w kwestiach zasadniczych mielibyśmy do czynienia z uzgodnionym konsensusem umożliwiającym nawet zmianę Konstytucji.

    Jednakże na takie postawienie spraw nie zgodzi się obecnie rządząca władza, albowiem wszystko, co podczas takiej debaty zostałoby powiedziane, byłoby w istocie dla niej silnym ciosem, lub zestawem wielu słabych ciosów – podkopujących pozycję lidera i głównego „specjalisty” od rządzenia państwem. Wręcz sama formuła „okrągłego stołu”, byłaby wspomnieniem czasów walki o wolność. Skojarzenia ucisku PZPR z „uciskiem” PO byłyby zabójcze.  Innymi słowy, rządzący musieliby być szaleńcami, gdyby chcieli pogodzić się władzą z opozycją i to jeszcze w takiej formule. Muszą krytykować tego typu dyskusję, żeby mieć monopol na decydowanie i tłumaczenie decyzji. Czym innym jest możliwość zapewnienia kilku lokalnych koalicji dla przeprowadzenia jakichś ważnych rzeczy w Sejmie. Niestety w takich właśnie kwestiach jak np. wiek emerytalny, przywileje emerytalne, podatki i innych – z racji wagi spraw trudnych, niezwykle niemożliwym jest znalezienie konsensusu, w którym wszyscy nie musieliby trochę lub bardziej niż trochę ustąpić.

    Można jedynie mieć nadzieję, że nasi decydenci porozumieją się, co do kierunku i formuły prowadzenia debaty, w której wezmą udział nie tylko ekonomiści i specjaliści od gospodarki, ale także politycy – tak, żeby efekty dyskusji zostały przyjęte do dyskusji publicznej na najwyższym poziomie państwowym. W tym zakresie jedynym właściwym podmiotem z racji prawa bycia gospodarzem dla spraw najwyższej wagi – może być tylko i wyłącznie prezydent państwa. To pan Komorowski powinien zorganizować taką debatę, nie w jakiejś ciasnej salce gdzie nie da się ustawić porządnie kamer, ale z odpowiednim dla wagi spraw rozmachem. Kto nie skorzysta z zaproszenia prezydenta państwa ten po prostu nie widzi dla siebie miejsca w istniejącym systemie władzy publicznej w kraju.

    Czasu jest coraz mniej, potrzebujemy zdecydowanych działań, które do przodu może pchnąć tylko i wyłącznie ogólnonarodowa dyskusja na najważniejsze tematy, zmuszająca polityków do zajęcia stanowiska w określonych kwestiach. Bez rozmawiania ze sobą daleko nie zajdziemy. Nie można sobie nawet wyobrazić sytuacji, że nowy rząd zacznie urzędowanie od „odkręcania”, jako tako niestety skleconych reform pana Tuska. To byłaby nie tylko strata czasu, ale przede wszystkim głupota, a od głupoty niestety może nas wyzwolić chyba tylko śmierć.