• 16 marca 2023
    • Polityka

    Głodni w Polsce? Czyli o konieczności życia „na styk”

    • By krakauer
    • |
    • 23 września 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Być może w to się nie da uwierzyć z perspektywy sytych warszawskich, krakowskich, poznańskich czy też wiadomo, dlaczego gdańskich salonów, ale są w naszym kraju miejsca biedy, tak nędznej, że dieta części społeczeństwa jest nieadekwatna do potrzeb biologicznych organizmów.

    Półki naszych supermarketów, dyskontów i sklepów osiedlowych są pełne wszystkiego. W zasadzie nie ma produktu, którego nie dałoby się kupić w polskich sklepach i to w dowolnych ilościach, nie ma absolutnie żadnych problemów aprowizacyjnych – doskonale wykształcony system logistyki żywności, jest w stanie w oparciu o krajowe hurtownie i sieci producenckie jak również w zasadzie nieskończony zasób unijny – dostarczyć praktycznie wszystko w ilości zamówionej, lub wynikającej ze sprzedaży.

    Doskonale działający handel detaliczny to prawdopodobnie jeden z największych sukcesów naszej transformacji gospodarczej, o tym się nie mówi, ale z niskich cen wymuszanych konkurencją korzystamy wszyscy. Pielgrzymki do galerii handlowych, to w naszym klimacie realny sposób spędzania czasu przez znaczną część społeczeństwa, no, bo co można robić w naszych miastach z naszymi niskimi budżetami? Przejść się po galerii i zrobić zakupy, przy czym to przejście się to jest właśnie wartość dodana, jaką Rzeczpospolita oferuje dominującej większości społeczeństwa, a zakupy – to z konieczności produkty niezbędne.

    Ujawnia się w ten sposób problem systemowy, polegający na tym, że nie wszystkich stać na poziom życia umożliwiający utrzymanie stabilności przez cały miesięczny cykl otrzymywania zapłaty za pracę. Znaczna część naszych współobywateli, nie tylko nie jest w stanie odłożyć 10% miesięcznych dochodów, ale nie jest w stanie sfinansować swojego przetrwania przez cały okres do uzyskania kolejnej partii dochodu. Jest to najbardziej zauważalne w centrach handlowych, – kiedy ludzie mają pieniądze, jest to charakterystyczne w około najbardziej popularnych w kalendarzu płatności dat. Potem jest już gorzej, kolejne tygodnie miesiąca to próba przetrwania i odmawiania sobie kolejnych składowych egzystencji, w tym próba sztucznego i zgubnego pompowania się poprzez pożyczki w licznych para bankach wyspecjalizowanych w mikro-pożyczkach na lichwiarski procent, do oddania w kolejnym miesiącu.

    Najdziwniejszy jest los osób o wysokich dochodach, które nagle straciły pracę i nie mają żadnych rezerw, ponieważ żyły „na styk”. Jeżeli miały szczęście pracować na umowę o pracę dłużej niż rok w ostatnim miejscu, to otrzymają zasiłek, niewystarczający nawet na pokrycie bieżących rat za mieszkania. Jeżeli jednak pracowali na zasadzie samo zatrudnienia się, czy też na umowie śmieciowej – zlecenia lub o dzieło, to nie mają żadnych praw do żadnych zasiłków – bez względu na wysokość wcześniej odprowadzonych podatków. Jest to, co najmniej niesprawiedliwe ekonomicznie i sprzeczne z zasadą równości, albowiem to nie czas powinien być miernikiem prawa do zasiłku – czy jakkolwiek rozumianego wsparcia, ale parametr użyteczności, czyli ile się dana osoba dołożyła do wspólnego koszyczka. Wspieranie osób o wysokich dochodach, mających ograniczoną przez kryzys możliwość zarobkowania to ostatnia szansa na zatrzymanie ich i ich kwalifikacji w kraju, albowiem bez zarabiania na jedzenie po prostu stąd wyjadą. To żałosne jak nasz system wypluwa ludzi, premiując część społeczeństwa żyjącą za pensję minimalną lub zbliżoną.

    Najżałośniej jest, jeżeli w środowisku w pracy mamy do czynienia z człowiekiem, który pracuje tak jak inni za zbliżone dochody, ale ze względu na inne liczne koszty życia nie ma możliwości finansowania swoich potrzeb podstawowych w zakresie ubrania i oczywiście wyżywienia. To często widać, jeżeli kolega z pracy chodzi od lat w tych samych rzeczach, jego dieta składa się z tego samego, a w zakładowej kasie pożyczkowej jest zapożyczony na pułap maksymalny od zawsze. Tacy ludzie są wśród nas, nie starcza im na to żeby np. kupować owoce, ryby, wina. Tego typu dobra podstawowe dla części naszego społeczeństwa to dobra luksusowe. Nie chodzi tylko o osoby żyjące poza systemem, nasz dramat polega na tym, że przekleństwo głodu dotyczy już coraz większej części społeczeństwa – żyjącej w okolicach średniej krajowej! Wynika to z przerażającego rozmiaru kosztów życia w zakresie podstawowych kosztów utrzymania.

    Kredyt mieszkaniowy, media, minimum cywilizacyjne, jakim jest szerokopasmowy Internet, to koszty powodujące np. konieczność oszczędzania na kosztach transportu publicznego. Wielu mieszkańców miast celowo rezygnuje z biletów na wszystkie linie, przechodząc na linie wybrane – w ten sposób oszczędzając parę złotych, a zarazem ograniczając swój zakres korzystania z przestrzeni publicznej.

    To przerażające, żeby normalnie pracującego człowieka zarabiającego na poziomie pensji średniej krajowej nie było stać na normalne, spokojne i bezpieczne funkcjonowanie. Nie chodzi o codzienne śniadania, obiady i kolacje w restauracjach, weekendy za miastem, wieczory w kinach a do tego posiadanie lodówki stale wypełnionej alkoholami średniej, jakości. Problem polega na tym, że mamy tak ułożone koszty życia w stosunku do zarobków, że normalnie zarabiających ludzi w miastach przestaje być stać na życie w nich.

    Ten stan rzeczy jest nie do zaakceptowania, to jest zwijanie się państwa i eliminacja kolejnych członków społeczeństwa! Nie wszyscy mogą być programistami, adwokatami, lekarzami, modelkami, czy też prostytutkami! Ciągle około 70% społeczeństwa utrzymuje się z pracy najemnej, świadcząc ją na rzecz gospodarki w zamian za środki do życia. Jeżeli system się nie domyka, powodując liczne wykluczenia i brak możliwości przyrostu (w tym prokreacji) na poziomie umożliwiającym, co najmniej zachowanie posiadanego potencjału, to znaczy, że trzeba wszystko zmienić – natychmiast! Albowiem przyjęty paradygmat życia społeczno-gospodarczego jest zły i prowadzi do upadku.

    Nie ma mowy o szczęściu w społeczeństwie, które musi przez całe życie oszczędzać na jedzeniu. Potrzebujemy systemu, w którym Polacy i Polki będą mogli zawsze najadać się do syta!