• 16 marca 2023
    • Polityka

    Federacja europejska? Wszystko wskazuje, że tak!

    • By krakauer
    • |
    • 21 września 2012
    • |
    • 2 minuty czytania

    Co zrobimy, jako unitarne państwo narodowe, jeżeli bogaci i potężni w Unii Europejskiej zdecydują za nas, że trzeba przekształcić obecnie istniejącą unię w federację, ale nie państw – tylko podmiotów postawionych o szczebel niżej, czyli mniej więcej równych europejskich regionów?

    Chociaż praktycznie jest to nie możliwe, ale samo pojawienie się takiego pomysłu mogłoby być bardzo niebezpieczne, gdyż rozłożyłoby to nasze państwo. Czy przełknęlibyśmy Śląsk? Zyskałyby państwa federalne i państwa małe, które składają się z jednego lub kilku regionów zgodnie z nomenklaturą europejską.

    Konfederacja państw mogłaby być stosunkowo bardzo prosta, jeżeli doszłoby do powołania wspólnych organów ponadnarodowych, odpowiedzialnych przed organami narodowymi, – ale spiętymi w formę ponadnarodowej reprezentacji. Wówczas, przekazanie władzy w zakresie planowania strategicznego w zakresie gospodarczym, polityki zagranicznej, obrony i kwestii finansowych – nastąpiłoby na szczeblu międzypaństwowym. Konfederacja w praktyce oznaczałaby rządy eurokratów, mniejszego lub większego znaczenia urzędników, którym powierzono by w ramach konsensusu pewne funkcje. Problemem byłoby egzekwowanie trudnych decyzji i ograniczeń, albowiem to nadal byłyby kontakty niezależnych przedstawicieli poszczególnych krajów, czerpiących swoje mandaty z inicjacji demokratycznej. Tutaj nikt nie mógłby ustąpić poświęcając własny interes w imię czegoś wspólnego, albowiem to „wspólne coś”, nie miałoby przełożenia na realia wyborcze danego kraju.

    Dlatego od konfederacji prawdopodobnie bardziej efektywnym ustrojem wspólnej Europy byłaby zwyczajna federacja, tym różniąca się od konfederacji, – że jako taka powinna posiadać władze federalne posiadające mandat demokratyczny o charakterze ponadnarodowym – paneuropejskim/transeuropejskim. Europa potrzebuje klasycznego trójpodziału władzy: Prezydenta – wybieranego w wyborach pośrednich, przez Parlament Europejski z prawdziwego zdarzenia, tj. w konkretnie zdefiniowanych okręgach wyborczych na ternie całej Unii. Sądownictwo można uznać, że funkcjonuje. W parlamencie powinna być odzwierciedlona ilość poszczególnych nacji, zgodnie z parytetem – jeden człowiek – jeden głos (w praktyce 1 mln mieszkańców = 1 mandat). Tylko to może stanowić podstawę dla władzy ustawodawczej w wymiarze europejskim. Taki parlament mógłby wyłonić z siebie prezydenta posiadającego władze reprezentacyjną i prawo bycia ostatecznym arbitrem.

    Parlament powinien mieć też drugą izbę, w której zasiadaliby automatycznie po trzech przedstawicieli każdego państwa członkowskiego – prezydent, premier i przełożony głównej izby parlamentu lub w jego zastępstwie np. minister spraw zagranicznych. Taki organ, miałby uprawnienia klasycznego senatu, z tą różnicą, że jego zgoda byłaby wymagana dla wejścia w życie każdej z ustaw pierwszej izby parlamentu. W ten sposób byłaby zapewniona legitymacja demokratyczna – i to nawet podwójnie, najpierw w pierwszej izbie parlamentu, poszczególni posłowie głosowaliby zgodnie z własnym sumieniem i wytycznymi partii, z których pochodzą, a następnie – demokratycznie wybrani politycy mający zarazem najwyższą władzę wykonawczą w danym kraju głosowaliby zgodnie z własnym interesem, mając świadomość, czy określona regulacja „przejdzie” w ich krajowym parlamencie. Ponieważ, każdy kraj miałby w drugiej izbie parlamentu 3 głosy, to podjęcie decyzji na łonie drugiej izby parlamentu mogłoby być poprzedzone wewnętrznym głosowaniem – zawsze dwa głosy przeważą. W większości przypadków, nawet, gdy parlament i prezydent pochodzą z różnych opcji politycznych, a przełożony izby parlamentarnej z jeszcze innej – musieliby się ze sobą dogadać, żeby zabrać głos na forum unijnym i móc głosować. To gwarantuje efektywność i przenoszenie ustaleń krajowych na poziom europejski i odwrotnie, konieczność dotrzymywania zobowiązań.

    Oczywiście federacja powinna mieć też rząd, a w tym zakresie mamy dobrze działającą już administrację Komisji, która po prostu jest predestynowana do pełnienia tej funkcji, oczywiście komisarze podlegaliby prawdziwej procedurze demokratycznej, a pierwszy z nich – przewodniczący, byłby de facto najważniejszym urzędnikiem decyzyjnym i wykonawczym całej Unii Europejskiej.

    Uszczegółowienia wymagałyby takie kwestie jak głosowanie większością i kwalifikowaną większością w pierwszej izbie parlamentu oraz kwestię zasady „liberum veto” – w drugiej izbie, przysługującą poszczególnym państwom. Zdecydowanie powinno być ono jednak zachowane, jako ostateczna gwarancja niezależności państwowej.

    W efekcie całość powinna działać na nowych zasadach i stopniowo ewoluować w kierunku wypracowania nowych mechanizmów współpracy i konsensusu. Spięcia, problemu, entropia – to wszystko jest nieuniknione, to musi towarzyszyć procesowi prawdziwego zjednoczenia.