- Polityka
Wiarygodność premiera Tuska
- By krakauer
- |
- 04 września 2012
- |
- 2 minuty czytania
Jeżeli potwierdzą się pogłoski, że pan premier „wiedział a nie powiedział”, to jego publiczny obraz silnie ucierpi, nie tak żeby wymagać zachowania honorowego, ale wystarczająco, żeby np. podał się do dymisji.
No, bo cóż to byłby za premier, którego opozycja złapałaby na kłamstwie? Problem polega na tym, że najczęściej opozycja sama kłamie, albo przynajmniej intensywnie manipuluje faktami. Liczy się, bowiem przede wszystkim to, co powiedział sam premier odnośnie sprawy. A powiedział: „Informacje, jakie otrzymuję od także służb specjalnych są klauzulowane, jak się państwo domyślacie nie będą nigdy przedmiotem szerokich komentarzy publicznych, ale w czasie, o którym rozmawiamy a więc wiosną, późną wiosną, wczesnym latem żadna z informacji, jakie otrzymywałem nie wykraczała poza to, o czym media informowały dość szeroko i nie zmuszała mnie do podejmowania żadnych zadań ponad te zadania, które służby państwa już wykonywały”. (…) „Nie uzyskałem ze strony służb państwowych żadnych informacji, których celem było ostrzeżenie mojego syna”. (…) „Materiały dotyczące tych ryzyk pojawiały się w prasie od kwietnia systematycznie, a w maju już bardzo intensywnie i dlatego sugestia z jednej strony, że mogłem mieć jakieś tajne informacje i uprzedzałem swojego syna jest delikatnie mówiąc niemądra, i tak jak wspomniałem także dalece nieprzyzwoita”. [Źródło: List rzecznika rządu pana Pawła Grasia z 4 września 2012r., do „Rzeczpospolitej” dostępny publicznie tutaj].
Powyższa wypowiedź pana premiera rozstrzyga sprawę, a wszelkie dywagacje w kwestii „czy wiedział”, „czy mógł wiedzieć”, „czy poinformował” – są nonsensowne. Podobnie chwytanie go za „słówka” to bezczelność najniższej proweniencji psychologicznej, do której zdolne są głównie kanalie niemające nic innego do roboty, bo naprawdę dzieją się ważniejsze rzeczy od banalności, jaką w istocie jest sprawa gdańskiego złotego biznesu. Dalsze nadmuchiwanie tej bańki nie ma sensu, nie służy niczemu.
Dlaczego? Ponieważ jakiekolwiek zarzuty wobec premiera, że nie poinformował opinii publicznej, ale rzekomo ostrzegł swojego syna to abstrakcyjnie bałamutny idiotyzm. Po pierwsze premier polskiego rządu codziennie dostaje raport służb specjalnych na temat sytuacji, a przynajmniej powinien dostawać. Specjalne notatki mają znaczenie celowościowe, jednakże w praktyce naszych służb specjalnych nie są niczym nadzwyczajnym, albowiem naprawdę wiele się w naszym kraju dzieje, a ich zakres zainteresowań jest bardzo szeroki – wystarczy zajrzeć do ustawy. Po drugie, nawet, jeżeli założymy hipotetycznie, że premier wiedział o tym, że dana firma to wał, złodziejstwo i przekręt, to, co miał zrobić? Przecież ujawnienie informacji może narazić na niebezpieczeństwo jej źródła. To podstawowa zasada służb, wiadoma nawet 4 latkom fascynującym się „kapitanem Klosem”, ale niestety ciężko z tą wiedzą dla niektórych współczesnych polskich posłów. Pomijając fakt „łże mediów”, wbijających takie banialuki opinii publicznej do głów. Po trzecie, nawet, jeżeli premier by taki fakt ogłosił, to jedynie zrobiłby super prezent w ten sposób zareklamowanej firmie, albowiem jej adwokaci z dziką rozkoszą pobiegliby rano do sądu złożyć pozew przeciwko skarbowi państwa o dosłownie wielomiliardowe odszkodowania, a równolegle zwinęli interes. Efekt – odszkodowanie pewne, firma bankrut, ludzie oszukani, a to wszystko to… wina… no właśnie, kogo? No oczywiście – Tuska!
Mając powyższe na uwadze oraz fakt, że pan premier jakby wiedział o negatywnych faktach związanych z biznesem gdańskim, to powinien był poinformować o nich odpowiednie organy, to naprawdę nie możemy się go czepiać, albowiem sam nie dostarczył żadnych dowodów swojej nieprawdomówności, a jedynie głupia retoryka niektórych posłów opozycji prowadzi do wprowadzania opinii publicznej w błąd. W sprawie pełną rację ma premier, jakiekolwiek szkalowanie go powinno być w tej mierze surowo karane, ale nie w drodze sądowej, albowiem w ten sposób” robi się tylko reklamę „łże mediom” i oszołomom politycznym. Potrzebny jest ostracyzm, zwykłe nie kupowanie i nie czytanie periodyków, które żerują na ludzkich emocjach, będąc w stanie dla chwilowego sukcesu poświęcić czyjeś dobre imię, a w rzeczywistości doprowadzić do zbiorowej manipulacji faktami. Odrzućmy kłamców!
Wniosek z całego zamieszania jest taki, że trzeba słuchać wypowiedzi w oryginale a nie opierać się na doniesieniach medialnych. Oskarżający bezpodstawnie powinni przeprosić premiera. Wiarygodność premiera Donalda Tuska jest niepodważalna. W zasadzie należałoby pomyśleć o jakichś mechanizmach ochrony funkcjonariuszy państwowych przed tak banalnymi pomówieniami. Co prawda, dziwi nieco nerwowa reakcja kilku osób z otoczenia pana premiera, ale należy to tłumaczyć dążeniem do zgaszenia pożaru, który w ogóle nie powinien mieć miejsca.