- Wojskowość
Dylematy wynikające ze wzrostu zainteresowania obronnością
- By krakauer
- |
- 16 sierpnia 2012
- |
- 2 minuty czytania
Coś musi być na rzeczy, albo zapaść w dziedzinie obronności była już tak abstrakcyjna, że nasze państwo wzięło się za strukturalne modernizowanie posiadanych sił zbrojnych. Odejście ze stanowiska Ministra Obrony Narodowej – lekarza psychiatrii pana Bogdana Klicha stało się cezurą czasową porównywalną do klęski wrześniowej, a tym samym odtwarzania państwa i wojska po wojnie. Wiele się wydarzyło: zrezygnowaliśmy z ORP Gawron, wyznaczyliśmy priorytety inwestycyjne, tniemy etaty generalskie, zaczniemy wycofywać się z Afganistanu, zmiany można wymieniać. Idzie nowe, w Wojsku Polskim bezpowrotnie skończył się etap udawania i markowania gotowości bojowej, wreszcie władze polityczne zaczynają wymagać od ludzi w mundurach – profesjonalizmu, skuteczności i efektywności. Wojsko dostaje bardzo duże pieniądze z budżetu, a faktem jest, że na dzień dzisiejszy nie ma możliwości zapewnienia bezpieczeństwa i nie daje gwarancji zachowania niepodległości w przypadku ataku z jednego z dwóch głównych kierunków zagrożenia historycznego.
Czy stało się coś szczególnego w międzyczasie? Rosja nie wykazuje nadmiernej aktywności, plany rozmieszczania Iskanderów w Obwodzie kaliningradzkim to pewnik, nic na to nie poradzimy; Niemcy formalnie są naszym sojusznikiem nr 1. Nie ma zagrożeń bezpośrednich, nawet sąsiedni dyktator koncentruje się na utrzymaniu władzy do wewnątrz państwa, nie ma mocarstwowych ambicji. Wcześniejsze obawy, co do rozpadu państwowości ukraińskiej na szczęście okazały się niesprawdzalne, to państwo się stabilizuje – jakbyśmy nie oceniali kierunku zachodzących tam przemian, nikt w Kijowie nie pozwoli na jakąkolwiek woltę prowincji zachodnich. W tym znaczeniu mamy także z tej strony spokój, jednakże to nie zmienia faktu, że jesteśmy państwem granicznym NATO i Unii Europejskiej, jakikolwiek atak ze wschodu (lub zamieszanie np. masową migracją spowodowaną klęską naturalną lub awarią elektrowni atomowej) zawsze dotknie terytorium Polski. Dlatego czy to nam się podoba czy nie musimy mieć wyjątkowo sprawne i liczące się, jako potencjał odstraszania i ratownictwa – siły zbrojne i struktury ratunkowe. O przydatności polskiej Straży Pożarnej przekonaliśmy się niedawno, kiedy to Polacy pojechali pomagać gasić pożary w zachodniej Rosji. Módlmy się (to nic nie kosztuje), żebyśmy nie musieli sprawdzać przydatności własnej armii.
Nasz aktualny Prezydent jest byłym ministrem obrony, determinuje to krąg jego zainteresowań osobistych, który musi rzutować na tak ważną dziedzinę życia państwa, jaką jest obronność. Jeżeli jest to jego osobista zasługa to wieczna cześć i chwała dla naszego obrońcy ojczyzny, jednakże w naszych realiach społecznych i gospodarczych – tak drogie hobby władcy jak armia nie znalazłoby zainteresowania w kręgach decyzyjnych (rządzą ci, co wydają pieniądze), gdyby nie było po temu jakichś powodów. Jeszcze nie tak dawno przecież jeden z prominentnych ministrów w rozmowie prywatnej mówił o potrzebie załatwienia zielonej karty do USA dla rodziny, albowiem Europie grozi wojna. Czy coś jest na rzeczy? Czy też jest to typowa polska „ruchawka” tj. połączenie efektów starań lobbingowych speców od budowy narodowego koncernu zbrojeniowego i reklamy zbliżającego się Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach?
Jest oczywistym, że okres pokoju, który odziedziczyliśmy po zimnej wojnie jest czymś nadzwyczajnym w dziejach Europy. Konflikty zbrojne na naszej szerokości geograficznej to pewien standard, zresztą nawet minione 22 lata nie były totalnie bezpieczne albowiem mieliśmy wojny na Bałkanach, nadal niewyjaśniony jest problem Mołdawski, wreszcie Gruzja także była doskonałą lekcją pokory dla zachodu. Wniosek: chcesz pokoju, to szykuj się do wojny. Nikt nie zdecyduje się z dnia na dzień na zaatakowanie państwa posiadającego silną armię, przykład Izraela jest chyba najlepszy z możliwych. To państwo jest absolutnym wzorcem, jeżeli chodzi o obronność i potencjał odstraszania, w skład, którego „prawdopodobnie” wchodzi także broń jądrowa. Warto czerpać z tych wzorców, zwłaszcza, że posiadamy z tym krajem wzorcowo-modelowe stosunki, a przyjaźń pomiędzy naszymi politykami jest rzeczywista, albowiem Izraelowi bardzo zależy na poprawnych stosunkach z Polską – tradycyjnym sojusznikiem USA w Europie i nie tylko.
Dobrze, że teraz planujemy systemowe i etapowe podejście do zagadnienia obronności. Tylko w ten sposób, jako państwo niedysponujące ani zasobem kapitału, ani silnym przemysłem zbrojeniowym możemy stworzyć liczący się potencjał odstraszania. Co jest szczególnie ważne mamy do rozpatrzenia pewien zasadniczy dylemat na początku tego procesu, mianowicie – czy należy zbudować strategię pełnoskalową zakładającą możliwe dużą skalę polonizacji budowanego potencjału zbrojeniowego, co będzie wymagało dłuższych międzyczasów pomiędzy poszczególnymi etapami procesu wynikających chociażby z konieczności opanowania określonej technologii, jej wdrożenia, sprawdzenia itp. Czy też, postawimy na konkretny efekt, zakładając nabywanie najlepszego uzbrojenia, na jakie nas stać z uwzględnieniem ewentualnych korzyści z pozyskania nowych technologii lub innych korzyści offsetowych. Pierwszy wariant to po części chęć zachowania i wzmocnienia posiadanego potencjału obronnego, ale niestety obarczony ryzykiem dramatu polski przedwrześniowej, kiedy to nie zdążyliśmy ze zbrojeniami, albowiem wydaliśmy bardzo dużo środków na budowę zakładów zbrojeniowych – zamiast na broń. Obecnie takiego niebezpieczeństwa jak wówczas chyba nie ma, ale jesteśmy tak samo bezbronni jak kiedyś, przynajmniej w zakresie zapóźnień technologicznych. Aktualnie należy zauważyć, że potrzebujemy przemysłu zbrojeniowego, albowiem jego posiadanie jest wykładnią samodzielności – ale nie potrzebujemy go kosztem uzbrojenia. Problem polega na tym, że coś trzeba wybrać. Nie stać nas i w perspektywie najbliższych 20 lat nie będzie nas stać na budowę przemysłu obronnego z prawdziwego zdarzenia i wyprodukowanie w nim pożądanego uzbrojenia. To jest niemożliwe ze względów finansowych. Poza tym, okres oczekiwania na zasadnicze komponenty uzbrojenia i czas do osiągnięcia ich pełnej gotowości bojowej byłby jeszcze dłuższy – trzeba doliczyć kolejne kilka lat! Czy jest ktoś, kto potrafi nam zagwarantować, że będziemy mieli tyle czasu? Przecież to niemożliwe, zwłaszcza, że obecnie ryzyko nieosiągnięcia renty technologicznej lub rozminięcia się z technologią jest o wiele większe niż w przypadku epoki przed cyfrowej. Nie możemy ryzykować, ponieważ nie stać nas, a po drugie nie ma czasu na mrzonki.
Z powyższych względów w przypadku naszego kraju należałoby zalecać powielenie drogi średniozamożnych państw europejskich, jak również zamożnych, ale średniej wielkości. Przykładowo Belgia, Finlandia i Hiszpania nie są samowystarczalne pod względem produkcji zbrojeniowej, oba kraje importują dominującą część swoich systemów uzbrojenia. Każdy z nich ma jednak daleko posuniętą specjalizację, wręcz można uznać, że każdy z nich jest w jakiejś niszy (lub kilku niszach) liderem technologicznym na światową skalę w zakresie szeregu rozwiązań militarnych. Hiszpanie budują doskonałe okręty, Belgowie robią chyba najlepszą broń ręczną, a Finowie wysokospecjalistyczne pojazdy kołowe – czego najlepszym dowodem jest nasz licencyjny Rosomak. Polska powinna postąpić podobnie. Należy utrzymać potencjał zbrojeniowy w zakresie pewnego poziomu samowystarczalności, wynikającego z kosztów skali i możliwości technologicznych. W tym zakresie trudno jest nie będąc ekspertem silić się na dokonywanie wyboru, jednakże, jako wytyczną kierunkową można postulować specjalizowanie się we wszystkich dziedzinach zakładających produkcję podwójnego przeznaczenia. Przecież dominująca część produkcji wojskowej może być oparta na zestandaryzowanych produktach cywilnych podwyższonej, jakości. Dotyczy to na pewno takich dziedzin jak logistyka wojskowa, a to jest akurat jedna z najbardziej niedomagających kwestii w naszej armii. Wystarczy sobie uświadomić, że ostatnią kampanią wojskową naszej armii – poza granicami kraju opartą na własnej logistyce była kampania wiedeńska Jana III Sobieskiego! Zajęcia Zaolzia nie liczymy, albowiem to żaden powód do dumy jak również działania realizowano w oparciu o zasoby czerpane bezpośrednio z kraju. Podobnych nisz można jeszcze kilkanaście wyszukać, bezwzględnie natomiast należy w każdej dziedzinie chronić potencjał ludzki tj. zdolność do produkcji, wytwarzania, udoskonalania i generowania know-how. Dlaczego? Wyprodukowanie nawet super skomplikowanego mechanizmu jest banalne – albowiem zawsze można kupić lub pozyskać licencję. Natomiast wdrożenie pewnych rzeczy – sprawienie, żeby „ożyły” i działały to już wyższa szkoła jazdy. Naprawdę dobrze i szybko skalibrować broń (np. armatę, karabin) nie jest tak łatwo…
Reasumując, dobrze się dzieje, że mówimy w kraju o obronności. Jeszcze lepiej, że zaczynamy w tej dziedzinie cokolwiek planować na lata. Warto jednak się pokusić o przejrzenie posiadanego potencjału i rozważenie, w jakim miejscu i z czym chcemy być pod koniec projektowanego procesu, żeby to nie była kolejna niekończąca się transformacja. Mamy pewien potencjał, który przy odpowiednim przemodelowaniu, wzmocnieniu i wygaszeniu w pewnych sferach – może znaleźć dla siebie nisze rozwojowe umożliwiające osiągnięcie światowego poziomu przynajmniej w kilku dziedzinach. Póki, co nikt nie zabrania nam myśleć, ani nie musimy działać w pośpiechu! Póki, co…