• 17 marca 2023
    • Soft Power

    Blokowanie sieci Internet jest pochodną suwerenności państwowej

    • By krakauer
    • |
    • 19 listopada 2016
    • |
    • 2 minuty czytania

    Blokowanie sieci Internet jest pochodną suwerenności państwowej. Państwo suwerenne na swoim terytorium określa to, co uważa za nielegalne. Zgodnie z powszechnie akceptowanymi zasadami prawa w zachodnim kręgu cywilizacyjnym, wszystko to, co nie jest zabronione jest dozwolone. Na tej zasadzie rozwijał się przez cały czas dostęp do sieci Internet i szereg usług internetowych. Jednakże jak bardzo wiele na to wskazuje, czasy powszechnie dostępnego i nieograniczonego cenzurą Internetu – mamy już za sobą. Pierwsze były jednak nie rządy, nawet nie Chiny, które generalnie ocenzurowały Internet i filtrują w nim treści – z pomocą największych globalnych firm internetowych, ale wielkie korporacje. Wraz z możliwościami geolokalizacji (i nie tylko), pojawiła się możliwość blokowania dostępu do niektórych elementów w sieci, ze strony jej wybranych obszarów dostępu. Można to determinować geograficznie i przemysł fonograficzny z tego korzystał – odcinając dostęp do niektórych serwisów, w niektórych krajach. Nie trzeba daleko szukać, ani wybierać się na Wschód, bo rozdmuchano w mediach informację o ostatnich działaniach wyspecjalizowanych rosyjskich służb nadzorczych, tylko na Zachód. W Niemczech skorzystacie państwo z Internetu na nieco innych zasadach, niż w Polsce, a dostęp do niektórych serwisów będzie wyglądał w zakresie kilku funkcji inaczej, niż w Polsce i na całym świecie.

    Internet ma tą zaletę, że umożliwia nieograniczony dostęp do danych bez względu na czas, miejsce lub okoliczności – wymagany jest odpowiedni sprzęt, oprogramowanie, łącze i energia elektryczna. Po spełnieniu tych wymogów można zrobić w zasadzie wszystko, z dowolnego miejsca na świecie – w zasadzie wszędzie. Są oczywiście pewne zabezpieczenia w ramach samej sieci, jednak nie ma takich, których nie bylibyśmy w stanie obejść przy pomocy zdolnych informatyków.

    W tym kontekście Internet stał się najbardziej uniwersalnym medium na świecie, mającym tylko jedną wadę, w istocie będącą innym sposobem definiowania jego funkcjonalności, jednakże w obecnym zakresie naszej percepcji mediów – na dzisiejszym poziomie rozwoju cywilizacyjnego nie można jej do końca w ten sposób postrzegać. Chodzi oczywiście o sposób dostępu, telewizja ma tutaj olbrzymią przewagę, ponieważ koncentruje przekaz na określonym kanale przekazu, który jest masowo odbierany. W internecie, nie ma czegoś takiego jak program telewizyjny, czy też w ogóle jakakolwiek koncentracja przekazu, każdy może, więc każdy korzysta – nadawcy i odbiorcy są zdekoncentrowani. Żeby stać się sławnym za pomocą sieci, trzeba zdobyć popularność, a trudno jest ją zdobyć – nie będąc znanym! Rozproszeni użytkownicy odbierający komunikaty, nie wiedzą nic o rozproszonych nadawcach komunikatów, jeżeli nie znają do siebie ścieżki dojścia poprzez stosowne usługi. Nawet, te o charakterze publicznym trzeba kojarzyć poprzez adres internetowy! To wielkie ograniczenie, a zarazem siła Intenretu, w którym najwięcej do powiedzenia mając ci, którzy zbudowali swoją pozycję i są najwięksi.

    Ponieważ podmioty te, mają już wielomilionowe audytoria i są to firmy o charakterze globalnym, to co robią – jako możliwości oddziaływania na opinię publiczną, muszą być w jakiejś mierze kontrolowane, ponieważ mając władzę nad przekazem informacji mogą sami wpływać na procesy władzy. Dotyczy to i najbardziej krystalicznej demokracji i najbardziej mrocznej dyktatury. Jednakże powinno to dotyczyć wszystkich podmiotów dokonujących publicznego wpływu, czy też nawet taki wpływ generujących, chodzi oczywiście również, a może i przede wszystkim o podmioty komercyjne, które za pomocą niesłychanie sugestywnych form reklamy – od lat maltretują społeczeństwa, w zasadzie programując ludzką percepcję w celu wyzwolenia i ukierunkowania potrzeb konsumpcyjnych. Jednak te same mechanizmy przekładają się także na politykę i generalnie na życie publiczne.

    Specyficzną formą agregowania zasobów w Internecie są sieci społecznościowe, zwłaszcza te zakładające cele profesjonalne, poprzez gromadzenie prawdziwych danych o użytkownikach. nie jest tajemnicą, można było o tym już przed laty przeczytać analizy i to w popularnej prasie, że z punktu widzenia służb specjalnych są to po prostu agregatory informacji, łapiące w swoje sieci kolejne osoby. Genialny sposób na budowę bazy danych o ludziach, traktowanych w całości jako zasób. Z punktu widzenia wspomnianych instytucji, te serwisy to kopalnie wiedzy, niektóre są podejrzewane o to, że w ogóle są wytworem inspirowanym. Dotyczy to m.in. szpiegostwa przemysłowego, gdzie budowa sieci informacji o użytkownikach i ich polach zainteresowań, służy nie tylko do monitoringu, ale i do czegoś o wiele ważniejszego – w dobie Big Data – obserwując prawidłowości, można prognozować. Większy zawsze może więcej, a kto jest największy, wiadomo do czasu, kiedy WikiLeaks opublikowała swoje materiały.

    Można nie mieć złudzeń – Internet ani nie jest wolny, anie nie jest tworzony przez różowe pluszowe króliki, które chcą uszczęśliwić świat. to narzędzie władzy w którym toczy się jak wszędzie wojna o wpływy, zasoby, poprzez kontrole, manipulacje, wpływ, jawny sabotaż i inne działania, w tym pozorowane, o których jeszcze nic nie wiemy. Z powyższych względów, chociaż należy być za bezwzględną wolnością Internetu, to jednak państwa powinny mieć prawo kontroli i blokowania, jeżeli przemawia za tym np. interes publiczny. Przykładowo zagrożenie terroryzmem. Uwaga, nie mówimy o tym, że dwóch troglodytów będzie pisać do siebie na komunikatorze z telefonów komórkowych, na takie kwestie służby już dawno są przygotowane, po prostu w punktach dostępowych jest oprogramowanie, które tego typu komunikaty wyłapuje. Chodzi np. o wykorzystanie sieci internet do automatyzacji sterowania lub nawet rozwoju i mutacji wirusa bojowego, którym można zaatakować  terytorium przeciwnika, jak i szereg innym zastosowań, chociażby zwykły paraliż sieci, ograniczającej działanie administracji i struktur kraju wrogiego.

    Problem z kontrolą Internetu polega jednak na tym, że jego kierunku ewolucji nie znamy i nie da się go zadekretować. Innowatorzy są zawsze o krok z przodu – albo o całe lata świetlne (jak w przypadku niektórych krajów), przed regulatorami i kontrolującymi. Jak byliśmy świadkami dwa lata temu, jedna ze służb specjalnych w naszym kraju nie mogła wykonać kopii binarnej dysków twardych komputerów pewnej znanej amerykańskiej firmy, które zajęto w redakcji jednego z tygodników. Widzieliśmy to przed kamerami – na żywo, była to więcej niż kompromitacja, bo odkryto tajemnice służb, po prostu każdy kto miał w tym okresie coś w tym kraju do ukrycia kupił określony komputer i miał spokój. Jeżeli taki poziom zabezpieczeń jest możliwy ze sprzętem stacjonarnym, to trudno wyobrazić sobie, co jest możliwe w Internecie.

    Niech żyje wolność Internetu i wolność w Internecie! Z konieczności – kontrolowana!