• 16 marca 2023
    • Ekonomia

    Mit innowacyjności polskiej gospodarki

    • By krakauer
    • |
    • 20 września 2011
    • |
    • 2 minuty czytania

    Polska gospodarka opiera swój model na średniej wielkości produkcji przemysłowej i przetwórstwie, usługi mają charakter głównie wewnątrz krajowy, poza niewielkimi wyspami outsourcingu. W praktyce o wartości dodanej polskiej gospodarki decyduje produktywność pracowników z prac prostych i średnio złożonych. Nie posiadamy narodowej specjalności eksportowej, nie posiadamy know-how w jakiejś wiodącej dziedzinie powodującej, że zabraknie na rynku jakichś specyficznych produktów, jeżeli nie będą ich wytwarzać Polacy.

    Siła naszej gospodarki, zwłaszcza jej komponentu eksportowego opiera się na zdolnościach wytwórczych pracowników, zwłaszcza z zakresów prac prostych jak spawacze, monterzy, pracownicy produkcyjni, szwaczki itp. Eksport myśli technicznej jest ograniczony do niewielu unikalnych przypadków, projektowanie jest w opłakanym skale, przemysły oparte na kulturze jak design, – co najwyżej raczkują. Polacy nie liczą się na światowej mapie artystycznej, nie wyróżniamy się niczym nadzwyczajnym.

    Rząd skutecznie próbuje przekonać opinię publiczną, że nasz kraj znajduje się na ścieżce rozwoju Gospodarki Opartej na Wiedzy. Przejawia się to w praktyce, wydawaniem masy pieniędzy z unijnego wsparcia na przeróżne przedsięwzięcia internetowe w rodzaju produkcji kubków z nadrukiem, pisanie prac zaliczeniowych dla uczniów lub inne równie przetwórcze idee, umożliwiające użytkownikom dokładnie „nic”.

    W efekcie nie rozwija się ludzka kreatywność, nie tworzy się przestrzeń nowego rodzaju, nie ma sprzężenia zwrotnego pomiędzy nauką a przemysłem, głównie, dlatego ponieważ ta pierwsza nastawiona jest na produkowanie magistrów a drugi w praktyce nie istnieje. Naprawdę niewiele mamy do zaoferowania. Szansą są inwestycje zagraniczne, lokowane przez światowych potentatów. Jednakże rządzą się one pewną technologiczną prawidłowością, o ile, bowiem w Chinach lokowanie inwestycji spowodowało stopniowe przejmowanie technologii i umiejętności przez wykształconą tamże inteligencję techniczną – o tyle w Polsce taki proces nie następuje, o ile nawet nie jest odwrotny, albowiem mamy do czynienia z silnym trendem drenażu mózgów. Wszyscy zdolni projektanci, umiejący coś osiągnąć, albo pracują na pasku zachodnich koncernów – zastrzegających ich osiągnięcia własnymi patentami, albo wyjeżdżają do krajów, gdzie ich korporacje posiadają szersza bazę badawczo-rozwojową.

    W tym kontekście jesteśmy w klinczu technologicznym, albowiem bycie montownią Europy uniemożliwiają nam koszty pracy, i stosunkowo niska wydajność pracowników. Dlatego, także w tym znaczeniu nie jesteśmy wstanie osiągnąć przewag komparatywnych i spowodować przyrostu umożliwiającego akumulację kapitału i rozwój własnych technologii – konkurencyjnych na światowym rynku.

    Rząd powinien umiejętnie skanalizować pieniądze na pobudzanie innowacyjności gospodarki, nie powinno się marnować pieniędzy na „piekarnie” lub „sklepy internetowe”, pieniądze powinny otrzymywać jedynie podmioty oferujące wartość dodaną, pojmowaną w kategoriach technologicznych tzn. nowa technologia obsługi obrazu i dźwięku w sieci Internet – tak, ale nowa telewizja regionalna – prezentująca podcasty z buziami polityków przecinających wstęgi – nie.

    Postulat ten, nabiera szczególnego znaczenia w kontekście ograniczenia środków unijnych w kolejnej perspektywie budżetowej Unii europejskiej. Pieniędzy na fundusze strukturalne dostaniemy mniej, płatnicy netto muszą czymś zapłacić za Grecję i przygotować się na inny kraj. Polska zmarnowała swoją szansę na rozwój, nie zrealizowała szeregu projektów infrastrukturalnych, na które finansowania miała zapewnione, najlepszym przykładem tych strat jest kolej. Dlatego rządowi, prawdopodobnie ciężej będzie wykładać pieniądze na innowacyjność, przy stałym niedomaganiu sfery infrastrukturalnej.