- Społeczeństwo
Zalegalizować miłość?
- By krakauer
- |
- 30 lipca 2012
- |
- 2 minuty czytania
Szybko ucichła wrzawa na temat związków partnerskich. Autorzy poszczególnych projektów ustaw bardzo wyniośle się obnosili po Sejmie, doszło nawet do dyskusji na temat klauzuli sumienia i prawa do dowolnego głosowania członków partii wbrew dyscyplinie partyjnej. Zrobiła się typowa polska polityczna awanturka. Natomiast sam problem w istocie stary jak świat, jest natury obyczajowo-cywilizacyjnej, a wiąże się z nim szerokie spektrum wolności i praw człowieka do życia w społeczeństwie – w związku uznawanym przez system prawny. Ma to szeroki wymiar praktyczny, albowiem wszyscy ludzie są równi wobec prawa, a państwo w wyniku zaniechania tworzenia instytucji umożliwiających związki partnerskie teoretycznie ogranicza prawa części obywateli poprzez klasyczną bierność – w pewnym sensie zaniechanie związane z nieregulowaniem istotnej części życia prywatnego obywateli. Spór toczy się na linii – czy państwo ogranicza jakiekolwiek prawa? Albowiem zdaniem większości – istnieją stosowne instytucje prawa cywilnego umożliwiające wspólne życie dwóch osób bez ślubu. Płeć ma tutaj znaczenie drugorzędne, w zasadzie nie jest podnoszona przez zwolenników zalegalizowania miłości, albowiem problem dotyczy wszystkich, jedynie kontekst się zmienia na bardziej obyczajowy w przypadku związków jednopłciowych.
Liczne środowiska, w tym mniejszości seksualne domagają się prawa do zawierania tego typu związków rejestrowanych, mających zapewnić im docelowo prawa tożsame z prawami małżeństw. Prawica podniosła krzyk w przedmiocie tzw. spodziewanego kolejnego kroku w zakresie roszczeń tj. nieuchronnego żądania środowisk „jednopłciowych” upominającego się o prawo adopcji dzieci.
Z jednej strony to strachy na lachy, a z drugiej ważny problem społeczny. Prawa osób homoseksualnych muszą być w jakiś sposób zakotwiczone nie tylko w naszym systemie prawnym, ale także na poziomie norm obyczajowych. Nie ulega wątpliwości, że niedostrzeganie problemów i dramatów związków pozamałżeńskich jak również jednopłciowych jest czystą obłudą ze strony państwa i społeczeństwa. W nowoczesnym społeczeństwie każdy powinien mieć prawo do utrzymywania takiego związku, na jaki ma ochotę, bez względu na takie wyróżniki jak orientacja seksualna czy też zdolność do prokreacji – podkreślmy, to nie jest obowiązek obywateli! Równość powinna oznaczać równość a nie równość wybiórczą, – jaka panuje obecnie tylko dla heteroseksualnej większości.
Nie chodzi tutaj o strach większości przed natarczywą mniejszością roszczącą sobie prawo do bycia zauważonym i traktowania swojego wysublimowanego sposobu na życie, jako nowej normy w katalogu norm zwyczajowych i prawnych. Nie chodzi o wpływ pośredni na sposoby na życie społeczeństwa. Gra toczy się na kilku poziomach, z jednej strony mamy prawo ludzi do swobodnego decydowania o własnym losie a z drugiej prawo zbiorowości do poszanowania własnych obyczajów i norm. Czyli w istocie także rozchodzi się o prawo zbiorowości do decydowania o swoim losie. Co powinno zyskać priorytet? Czy w ogóle można to tak rozpatrywać? Czy grupa nie ma obowiązku chronić mniejszości? Nawet, jeżeli ta rzekomo jak „rak” zjada ją od wewnątrz? To dylematy moralne wykraczające poza granice zdolności do tolerancji, przy czym należy pamiętać, że tolerancja nie oznacza akceptacji i nie musi jej oznaczać, bo wówczas byłaby dyktaturą.
Nie ulega żadnej wątpliwości, że osoby ubiegające się o zalegalizowanie związku z drugą osobą powinny mieć do tego prawo nie tylko w rozumieniu małżeństwa, jednakże czy takie samo prawo przyznać w przypadku trójkątów? Przecież małżeństwa poligamiczne są obecne w wielu krajach świata, w tym nie tylko muzułmańskiego. Wiele osób w Polsce żyje w takich układach, dlaczego zatem nie umożliwić im prawa do zalegalizowania ich związku, zwłaszcza, jeżeli jest w nim miłość? Przecież to taki sam wyróżnik jak w przypadku par homoseksualnych lub związków partnerskich (pozamałżeńskich). A co w przypadku małżeństw nieletnich? Z jednej strony jest o pytanie o granice biologiczne a z drugiej codzienność rodzin Romskich! Czy oni nie mają prawa żyć zgodnie z własnymi przekonaniami i zwyczajami? Przecież to mniejszość jak każda inna z powyższych. Czy należy skorygować prawo i normy w momencie, gdy te i inne grupy upomną się o swoje prawa odstające od powszechnie akceptowanej normy?
Czy nasze społeczeństwo cokolwiek straci, jeżeli uzna prawa tych wszystkich i zapewne innych ujawniających się mniejszości? Czy przez uznanie ich praw stanie się w czymś ograniczone? Mniej zasobne? Albo w jakikolwiek sposób zagrożone? Przecież nawet najbardziej słyszalne w odbiorze medialnym grupy opierające swój wyróżnik na seksualności to jedynie cząstka społeczeństwa, kilka procent prawdopodobnie niestety barwne i kolorowe a przez to widoczne, przebijające się do świadomości społecznej.
Problem polega na tym, że granice obłudy przenikają się z granicami tolerancji. Niby jesteśmy tolerancyjni i „ci ludzie” w znaczeniu „inni” nam nie przeszkadzają, czyli tolerujemy ich inność, odmienność, ale zarazem są nam obojętni do tego stopnia, że nie uznajemy ich prawa do bycia normalnymi, jednymi z nas. A przecież ściągamy od nich podatki!
Prawdopodobnie, dlatego wszelkie próby doprowadzenia do legalizacji inaczej pojmowanej miłości są skazane na niepowodzenie. Żeby zalegalizować miłość trzeba przekroczyć granice tolerancji i obłudy.