• 17 marca 2023
    • Społeczeństwo

    Przeprogramowanie państwa nie uda się bez zamordyzmu

    • By krakauer
    • |
    • 09 września 2016
    • |
    • 2 minuty czytania

    Przeprogramowanie państwa nie uda się bez zamordyzmu. Można nagrywać dowolne filmy, można stawiać po kilkanaście pomników obok siebie, można nie budować jednych, albo budować inne muzea, można niszczyć ludziom kariery w kulturze, można terroryzować Prokuratorów, można nienawidzić Sędziów, można mieć media, co więcej i co bardzo ważne – można mieć po swojej stronie oficjalnych przedstawicieli jednego z Kościołów, dodajmy silnie dominującego. Jednakże nie można mieć ludzkiej percepcji dla spraw, które w istocie ludzi nie interesują, jeżeli ich bezpośrednio nie dotyczą. Dlatego sięga się po takie kwestie jak rozdawnictwo socjalne, czy też zakaz działania niektórych placówek handlowych w określone dni tygodnia. Istotą jest zainteresowanie ludzi wprowadzanymi zmianami, które będą istotne dla ich życia – jest to nic innego, jak wprowadzanie kolejnych ograniczeń, w ten sposób znajdujemy się poprzez fakty dokonane na drodze do zamordyzmu.

    Proszę nie mieć złudzeń, program rozdawnictwa socjalnego to jeden z najbardziej uzależniających programów polityczno-społecznych o jakich można pomyśleć, ponieważ wiąże ludzi bezpośrednio z politykami, wedle relacji – klienckiej. W dawnej Rzeczpospolitej magnateria również wypłacała pensje swoim klientom. Mechanizm jest ten sam, tytuł ma znaczenie wtórne, liczy się to że głosujący są bezpośrednio podpięci pod decyzje swoich wybrańców, którzy rozumieją, że trzeba się odwdzięczyć, jeżeli chce się osiągać swoje cele.

    Docelowo jednak tylko przemoc stosowana bezpośrednio wobec wybranych oraz uprawdopodobniona groźba stosowania jej wobec każdego, kto będzie przeciwnikiem nowego systemu – stwarza możliwości skutecznego przeprogramowania państwa. Przy czym współczesny zamordyzm wcale nie musi oznaczać, że kogoś się bije lub torturuje. Wystarczy dostosować metody do przedmiotu zainteresowania, przykładowo niepokorną prasę można nazwać w dowolny sposób, stygmatyzując i rzucając dorozumiane podejrzenia. Konkretne osoby w konkretnej instytucji mogą dostać nowe warunki pracy, nowego przełożonego. Kombatantom jak wiadomo, można wmówić dowolną kwestię. Na każdego znajdzie się jakaś skuteczna metoda dotarcia, w wyniku zastosowania której lub samej takiej groźby, dana osoba poczuje się zmotywowana do autocenzury lub zmiany zachowania.

    To już wystarczy, wystarczy żeby ludzie zaczęli ograniczać swoją wolność od ograniczania tego, co publicznie mówią, robią, albo czegoś nie zrobili, właśnie z ostrożności. Potem można wymagać, najczęściej z początku dopinając ogon dotychczas uznawanym faktom, później nazywając czarne – białym, twierdząc, że to odtrutka na kłamstwa poprzedników i sprawiedliwa odpłata, zgodnie z zasadą min-max. Minimum wysiłku, maksimum efektu. W ten sposób można stopniowo przerabiać rzeczywistość na pożądaną. Stopniowo coraz więcej ludzi będzie się przyłączać do zmian inni nie będą oponować, jak skończą się pieniądze, to się wyciągnie wroga zewnętrznego. Mechanizmy znane w historii wielu państw, które zamieniły życie swoich obywateli w piekło w imię idei mających na celu rzekomo poprawę ich losu.

    Jesteśmy dokładnie na tej drodze, przed nami zmiana generalnego paradygmatu państwowości na niestety zbiór dogmatów, dla których brak akceptacji może się zakończyć dla jednostek tragicznie. Ostracyzm systemowy jest bardzo łatwy, nie trzeba wiele, żeby zamienić życie ludzi w piekło. Swoją drogą to ciekawe, kiedy pojawią się pierwsi emigranci polityczni z Polski dobrej zmiany? Więzień polityczny już jest. Najciekawsze przed nami.

    Społeczeństwo nie może zrobić zbyt wiele, żeby się przeciwstawić, ponieważ to z czym mamy do czynienia, to naciski systemowe. Jakiekolwiek działania oznaczają formalne przeciwstawienie się władzy – a do tego trzeba co najmniej odwagi i posiadania zaplecza finansowego dającego chociaż minimalną niezależność. Bez której nie da się w tym kraju funkcjonować, zwłaszcza publicznie z opcją narażania się systemowi i jego strażnikom. Z historii jednak wiadomo, że reżimy zawsze w końcu przegrywają, a ich funkcjonariusze – zdarza się, że dyndają na gałęziach lub latarniach. Tu nie ma żartów, przecież chodzi o życie prawie 40 mln ludzi! Kim trzeba być, żeby chcieć im je zmieniać?